Z Wojciechem Nowińskim, byłem bramkarzem reprezentacji Polski w piłce ręcznej, a dziś świetnym komentatorem rozmawia Jerzy Chromik.
Jerzy Chromik, SPORT.TVP.PL: – Porozmawiamy jak bramkarz z bramkarzem?
Wojciech Nowiński: – Grałeś między słupkami i pod poprzeczką?
– Tylko w drużynie uniwersyteckiej, jako trzeci, ale zawsze...
– No, to ja trochę w narodowej.
– To "trochę" to kokieteria. Zazdroszczę Ci. Zwłaszcza gry ze śp. Andrzejem Szymczakiem, moim idolem.
– To był dobry kolega. Graliśmy razem ładnych parę lat w jednym klubie. Zaczynałem w Warszawie, ale po spadku drużyny musiałem przenieść się do Łodzi, bo trenerzy kadry stawiali taki warunek – gra w najwyższej lidze. Ja często broniłem w klubowej drużynie, on w reprezentacyjnej. Był i wilk syty, i owca cała.
– Można mówić o polskiej szkole bramkarzy?
– Nie. Nie ma czegoś takiego. Raczej o stylach bronienia, ale one związane są z geografią Europy. Skandynawia ma swój, poznam każdego bramkarza z tamtych krajów, nawet jak nie będzie podpisany. Inaczej zachowują się między słupkami goście z Bałkanów, odmiennie także ci ze wschodu.
– A konkretne różnice w zachowaniach?
– Te szczególnie widoczne są przy obronach rzutów dołem. Ci z krajów bałkańskich bronią wypadem. Skandynaw usiądzie, jak płotkarz, co wymaga sporego "wysiłku" stawów biodrowych. Jeszcze inni bronią szpagatem, wtedy pięta bramkarza ślizga się po parkiecie, a ręka jest nad stopą. Szwed albo Duńczyk, choćby Landin, broni, jak mówiłem, siadając w miejscu.
– Polak też jest charakterystyczny?
– Nie. To się wymieszało.
– Przyznam, nie czytałem od deski do deski, ale masz w dorobku dwie książki poświęcone bramkarzom w ręcznej.
– Teoria teorią. Jest ważna, ale to tylko dyskontowanie praktyki. Przez 10 lat ćwiczyłem techniki obron ze Sławkiem Szmalem, będąc odpowiedzialnym za bramkarzy w kadrze narodowej. I to przy kilku selekcjonerach. Uczyłem też we Francji, bo przez 15 lat byłem paryżaninem. Przez tydzień prowadziłem zajęcia na zlecenie federacji z bramkarzami reprezentacji Francji, powstał z tego film instruktażowy. Rozprowadzili go klubach, nawet nie pytając mnie o zgodę. Wyspecjalizowałem się w pracy z tymi "samotnikami", ale szkoliłem też całe drużyny szczypiornistów.
– Nikt lepiej nie widzi gry kolegów niż bramkarz...
– Właśnie, we Francji byłem grającym trenerem. Widziałem z bliska każdy błąd kolegów w obronie, a gdy atakowali podchodziłem do linii środkowej i też miałem ich akcje jak na dłoni. Mój pomocnik na ławce dostawał polecenia kogo ma zmieniać. Z tyłu widać lepiej.
– W piłce nożnej w bramce stawiano na podwórkach najgrubszych, najmniej sprawnych, by nie przeszkadzali w grze. A w szczypiorniaku?
– Taka jest nadal tendencja w drużynach szkolnych, zwłaszcza dziewczęcych. Otyła ma kłopoty z przemieszczaniem, więc stawiają ją w bramce, bo sporo zasłania ciałem. A gdy tatuś jest jeszcze sponsorem klubu i kupił stroje, to wymaga by córka też taki miała. W turniejach młodziczek i juniorek jest wiele grubych bramkarek, ale raczej tych rezerwowych, bo i tak nie występują w meczu, wystarczy że nazwisko figuruje w protokole. Tatuś jest wtedy zadowolony.
– Nie można mówić o polskiej szkole bramkarzy ręcznych, ale są dwa ośrodki szkolenia narybku.
– Byłem jednym z pomysłodawców. Od ładnych paru lat mamy centrum dla chłopców w Kielcach, które wkrótce przeniesie się chyba do Warszawy, a dla dziewcząt taki odpowiednik jest przy Szkole Mistrzostwa Sportowego w Płocku. Raz w miesiącu, na dwa, trzy dni zapraszani są najzdolniejsi na konsultacje...
– Nikomu o tym nie mówiłeś?
– Nikomu, bo nikt o to nie pytał. Mamy pod lupą 4-5 uzdolnionych w każdej grupie wiekowej.
– Co cię podkusiło, by stanąć w bramce szkolnej podczas lekcji w-f?
– Nie wiem. Od dziecka chciałem w niej grać. I w nożną, i w ręczną. W meczach piłkarskich lepszy byłem w polu, do gry między słupkami zmuszali mnie koledzy, ale wolałem kopać. Kłóciłem się z nimi. W reprezentacji szkoły w szczypiorniaku występowałem już w piątej klasie z kolegami z szóstej i siódmej. Mieli chyba do mnie zaufanie. Podczas mistrzostw dzielnicy Mokotowa wypatrzył mnie fachowiec i tak znalazłem się w Warszawiance.
– Co nas pociągało na tej pozycji? Po wyskoku z szóstego rzucali nam obok głowy z odległości dwóch, trzech metrów? Byliśmy bez szans. Jest ryzyko, jest zabawa?
– Chyba nigdy nie zastanawiałem się co mnie pociągało w grze na tej pozycji. Pewnie rywalizacja z rzucającym była dla mnie ważna "od zawsze". Wymyślałem sobie w bramce: "co za chwilę zrobi rywal?" Przed rzutem, w ułamku sekundy, czytałem jego ruchy, te wektory przecinały mi się przed oczami. Ale największą frajdą sprawiało sprowokowanie go do rzutu tam, gdzie ja chcę. Teraz widzę jak bramkarze "hipnotyzują" zawodników wbiegających ze skrzydła, zmuszają do rzutu przy bliższym słupku, przy którym jest łatwiej obronić.
– No chyba, że jest to Abalo, który trzema krokami od linii końcowej jest w stanie znaleźć się na wprost bramki.
– Wybitny gracz, ale się kończy. To już jego zmierzch.
– Wiele razy, jako trzeci bramkarz drużyny uniwersyteckiej dostawałem szansę gry, bo dwóch kolegów schodziło z boiska po celowych trafieniach w twarz? Ile razy ty oberwałeś po rzutach z premedytacją?
– Mam za sobą 15 ligowych sezonów w naszej ekstraklasie, cztery we francuskiej. Może dwa razy dostałem za nic w karierze. Nie ma sensu rzucać w czoło, bo za chwilę ich bramkarz jest narażony na rewanż. To się po prostu w zawodowej piłce nie opłaca! Raz reprezentant Polski z Poznania tak mnie trafił z kąta prawie zerowego. W Rumunii dostałem od miejscowego bombardiera, który po mojej obronie rzutu z dystansu, "zebrał" piłkę i dobijał z sześciu. Jak się ocknąłem to miałem nad sobą kamerę telewizyjną...
– Dobrze, że nie maskę.
– Następnego dnia oglądałem się na czołówkach gazet. Nokautów bramkarzy widziałem sporo, ale dochodziło do nich w ferworze walki.
– Rzuty karne w ręcznej. Bardziej spektakularne niż jedenastki futbolowe? Kto kogo oszuka? Kto kogo przechytrzy? Strzelec ucieka ze wzrokiem, a ty wiercisz mu oczami dziurę w czaszce?
– Jest inaczej. Bramkarze to pasjonaci. Godzinami oglądają mecze najbliższych rywali. Ze Sławkiem Szmalem mieliśmy torbę kaset VHS i rozbieraliśmy etatowych egzekutorów na czynniki pierwsze całymi nocami. Bramkarze sobie wszystko zapisywali. Z 15 karnych, gość 10 razy rzucił w prawo. Teraz jest nowocześniej, asystenci mają laptopy i wszystko jest o wiele prostsze. W ułamku sekundy masz obraz rywala.
– Dlaczego nie mamy niezawodnego strzelca z siedmiu metrów?
– To pytanie nie do mnie!
– Do Dujszebajewa?
– On wymyślił, że jak za każdym razem będzie rzucał ktoś inny, to jest mniejsze prawdopodobieństwo "rozgryzienia" strzelca. A u Francuzów rzuca prawie za każdym razem Mahe! I trafia do bramki.
– A twoje obrony karnych? Sposobem było pozostanie na linii w bramce?
– Nie, jeśli już zostajesz, to musisz wybrać róg i bronisz tylko połowę przestrzeni. W ciemno! Przy czym można obronić raczej "dół", bo precyzyjny rzut w górny to pewny gol.
– Wychodziłem dwa metry przed bramkę.
– Metr, dwa, to za mało. Trzeba stanąć jeszcze bliżej strzelca. Wtedy jeden krótki ruch ręki wystarcza, by odbić piłkę. Był taki czas, że nie było kreski, poza którą bramkarz nie może stanąć. I zaczęła się... era dwumetrowców, którzy stawali prawie oko w oko z rzucającym i trudno było ich przelobować. Szukano wówczas wielkoludów w każdym kraju.
– Wycofywanie bramkarza i gra dodatkowego zawodnika w polu – ze znacznikiem lub bez. Wielu uważa za nieudane to kopiowanie z hokeja na lodzie. Tam robią to w końcowych sekundach, a w szczypiorniaku chyba za często. Bramkarz strzela gole, bo jego kolega nie zdążył wrócić między słupki. Jakiś nonsens...
– Mnie się to podoba. To uatrakcyjniło grę. Na treningach bramkarze ćwiczą teraz sprint spoza linii bocznej do opuszczonej bramki. Zawsze byłem zwolennikiem nowych rozwiązań. Nawet ci w brudnych, poklejonych znacznikach dodatkowi zawodnicy są urozmaiceniem.
– Wszystko co nowe wymaga zmian w taktyce.
– Napisałem sześć książek. Piszę siódmą, tylko o tym wariancie zachowań boiskowych, bo to świeża sprawa, datującą się tak naprawdę od igrzysk olimpijskich. Chorwaci grali 3-2-1 i chłopcy Wenty mieli trudne przeprawy. Nie umieliśmy z nimi grać. Nowy przepis dał nam szansę, bo mając gracza więcej naprzeciwko nie da się już stosować takiej taktyki. Jest jeden więcej do pilnowania. Wycofywanie bramkarza mnie frapuje, ma to miejsce najczęściej w newralgicznych momentach meczu, choć niektóre drużyny wycofują bramkarzy raz po raz, zakładając, że dwa lub trzy stracone gole po rzutach do swojej pustej i tak się opłacają, bo można z przewagą gracza w polu zdobyć o jedną lub dwie więcej. Ciekawa innowacja!
– Bardziej smakuje obroniony karny czy odbita piłka po rzucie z szóstego metra, gdy jest się sam na sam ze strzelcem?
– Każda obrona cieszy, jeśli udało mi się zmusić rywala do rzutu tam, gdzie chciałem.
– Bramkarz ma coś z szachisty, który widzi ruch do przodu?
– Nie, to byłoby zbyt skomplikowane. Na to nie ma czasu. To raczej gra w pokera. Blef jest potrzebny i kamienna twarz.
– Przy rzucie z dystansu nie da się sprowokować strzelca.
– Tak, to możliwe jest tylko przy strzałach z bliska.
– A triki bramkarskie?
– Za moich czasów uczyli zawodników, by rzucać obok obciążonej nogi bramkarza. Potrafiłem po latach błyskawicznie zmienić nogę "odpowiedzialną" za ciężar ciała. I odbić piłkę. Często unosiłem też nogę. Prowokowałem do rzutu między moimi stopami. Można dojść dość szybko do wprawy i błyskawicznie łączyć stopy.
– Po odejściu Sławka Szmala wydawało się, że mamy pustą bramkę. A we Francji przypomnieli o sobie Malcher, Morawski, a nawet Kornecki.
– Poczekajmy. Na pewno w tym turnieju wygranymi są nasi bramkarze. To newralgiczna pozycja i ta trójka nas ratowała przed blamażami. Szkoda, że tak mało oglądaliśmy Morawskiego z Płocka. Mecz przeciwko Japończykom zagrał fenomenalnie, był najlepszym zawodnikiem spotkania. Malcher zdominował teraz naszą bramkę. Grał już u Wenty w 2009 roku, miał medal, potem nie zawsze spełniał wymogi reprezentacyjne. Chodziło o wagę, intensywność treningów. Dziś ma 30 lat. Druga młodość przed nim.
– On po Szmalu?
– Jeśli Malcher zostanie w Gwardii Opole, to może być naturalnym następcą Sławka. Morawski nie gra jako pierwszy w klubie. To samo dotyczy Korneckiego z Zabrza. Ten ostatni broni "ustawieniem", wzoruje się na Landinie. Grał cudowne 15 minut z Argentyną. Żeby bramkarz się rozwijał musi stale występować na boisku!
– A głowa bramkarza?
– Potrzebna jest inteligencja i...
– Doświadczenie!
– Właśnie. Thierry Omeyer to czterdziestolatek. Bramkarze w szczypiorniaku są najczęściej najstarszymi w zespołach. Rosjanin Andriej Ławrow, Serb Dejan Perić. Mats Olsson i Tomas Svensson w Szwecji. Bramkarze są jak wino. Nie da się "na starość" poprawić refleksu i szybkości. Pozostaje właściwe ustawianie, płynne przemieszczanie się od słupka do słupka.
– Bramkarza w ręcznej trudno jednoznacznie ocenić.
– Oczywiście, często kibice złorzeczą, a jeśli on podobnie jak Bergerud odbije piłkę po ostatnim rzucie karnym, to jest bohaterem narodowym.
– Jaki ma sens posyłanie drugiego bramkarza tylko do obrony karnego?
– Ma! Nie odczuwa bowiem żadnego obciążenia. Odbije – super, nie odbije – trudno. Wchodzi często z ławki z gotową podpowiedzą jak rzuca rywal. Często zdejmuje się też pierwszego, by nie psuć mu straconym golem bilansu.
– A zdarza się, że po obronie ten drugi zostaje w nagrodę pod poprzeczką?
– Na niższym poziomie, w zawodowej piłce rzadko.
– Kto jest mistrzem świata bramkarzy w ręcznej?
– Było paru...
– A po ostatnim turnieju?
– Francuz Omeyer, choć bramkarzem MŚ wybrano Gerarda, który miał za sobą dobry występ w półfinale i udaną drugą połowę z Norwegią.
– A inni?
– Pogubili się po drodze. Mógł być Niemiec Andreas Wolff, Bośniak Danijel Sarić, Hiszpan Gonzalo Perez de Vargas. I najpoważniejszy kandydat do tego miana – Szwed Mikael Appelgren. Bronił wyśmienicie.
– Najwyższy znany ci procent skutecznych obron bramkarza w piłce ręcznej to...
– Gdy gra od pierwszej do ostatniej minuty?
– No tak, bo nasz Kornecki miał sto!
– Różnie podawali, widziałem gdzieś siedem na osiem, ale ostatecznie było siedem na siedem odbić piłki. Powracając do pytania. Widywałem współczynniki powyżej 50 procent, blisko 60.
– 60 i więcej nie pamiętasz?
– Nie wykluczam, bo jak grają słabi z mocnymi, to tym gorszym źle się rzuca. A to ułatwia robotę bramkarzowi, który tylko stoi i czeka na piłkę.
– Dobrze, że jakoś przeżyliśmy te przygody w bramkach szczypiornistów i po latach możemy porozmawiać o specyfice gry na tej pozycji.