Po rekordowym – jak na włoskie warunki – transferze Gonzalo Higuaina wielu ekspertów przepowiadało Mario Mandzukicowi miejsce na ławce rezerwowych Juventusu. Mimo ofert 30-latek nie odszedł i od kilku tygodni trudno wyobrazić sobie bez niego podstawowy skład. Massimiliano Allegri zaczął wystawiać rosłego snajpera... na skrzydle, a nowa taktyka przynosi zdumiewające efekty.
Charakterystyka gry Chorwata jest powszechnie znana. Do tej pory był zadziorną "dziewiątką" – snajperem grającym najbliżej bramki przeciwnika. Słynął ze świetnej gry głową, a jego łokcie często dawały się we znaki pilnującym go obrońcom. Nie mógł zaimponować przyspieszeniem ani szerokim wachlarzem zwodów – zdecydowaną większość bramek zdobywał kończąc koronkowe akcje kolegów.
Rewolucja Allegriego
Tak było do stycznia 2017 roku. Szkoleniowiec Juventusu na początku sezonu wciąż stawiał na Mandzukicia, który w taktyce 3-5-2 najczęściej grał z przodu obok Higuaina. Sytuacja skomplikowała się, gdy do zdrowia wrócił Paulo Dybala. Allegri umiejętnie stosował rotację, jednak po porażce (1:2) z Fiorentiną 15 stycznia wymyślił dla swoich piłkarzy nowy wariant.
Z charakterystycznego stylu gry z trójką stoperów, Juventus przeszedł na dziwaczny wariant ustawienia 4-2-3-1. Znalazło się w nim miejsce dla... wszystkich ofensywnych piłkarzy! Na szpicy gra Higuain, tuż za nim Dybala. Na prawym skrzydle najczęściej pojawia się Juan Cuadrado, jako dwaj środkowi pomocnicy występują Miralem Pjanić, Sami Khedira lub Claudio Marchisio.
Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Mandzukicia? Na... lewym skrzydle! Chorwatowi daleko jednak do roli klasycznego skrzydłowego. Jego zadaniem nie jest ani inicjowanie szybkich kontr, ani próbowanie szalonych dryblingów. W atakach ma wspierać osamotnionego Higuaina, a w defensywie pełni w praktyce rolę pierwszego obrońcy, który szalonym pressingiem próbuje odzyskiwać piłkę zaraz po stracie.
Zmodyfikowane ustawienie pozwoliło Juventusowi złapać wiatr w żagle. Mistrzowie kraju wygrali pięć kolejnych meczów, a Mandzukic w nowej roli zaliczył gola i asystę. Jednak bardziej imponujące są inne jego liczby – w hitowym meczu z Interem (1:0) wygrał aż osiem pojedynków główkowych (najwięcej na boisku), z czego aż sześć w defensywie. Miał na koncie także cztery udane wślizgi, ustępując pod tym względem tylko... Giorgio Chielliniemu.
– Podoba mi się moja nowa rola. Jeśli trener uzna, że powinienem zagrać na lewej obronie albo w środku pomocy, to chętnie sprawdzę się i na takiej pozycji. Na boisko zawsze wychodzę z tym samym nastawieniem – żeby dać z siebie wszystko. Nie przestanę tego robić – ocenił Mandzukic.
Czy to w sprincie, w ślizgu czy w jakimkolwiek innym zagraniu – zawsze daję z siebie wszystko. Grając z pełnym zaangażowaniem w każdym aspekcie jako piłkarze wzajemnie się motywujemy.
Chorwat zyskał nie tylko pewne miejsce w wyjściowej jedenastce, ale też uznanie kibiców. Jego ofiarne wślizgi i heroiczne powroty do defensywy sprawiły, że za każdym razem może liczyć w Turynie na owację. Styl gry napastnika wydaje się prosty do zinterpretowania, jednak inne zdanie na ten temat ma sam Allegri.
– Ludzie patrzą na niego przez chwilę i myślą, że wiedzą o nim wszystko. Postrzega się go jako piłkarza grającego w sposób fizyczny, ale zapomina się o jego umiejętnościach czysto piłkarskich – stwierdził szkoleniowiec.
Rzeczywiście – Mandzukic to nie tylko powroty do defensywy, pressing i łokcie w akcji. Świetnie radzi sobie z piłką, a jego podania sprawiają, że ataki Juventusu nabierają tempa. Umiejętnie potrafi także się zastawić, dając więcej możliwości w rozegraniu.
Latem sytuacja mogła wyglądać zupełnie inaczej. Chorwat w ostatnich latach dał się poznać jako ktoś, kto łatwo potrafi poróżnić się z otoczeniem. Z Bayernu Monachium odchodził skłócony z Pepem Guardiolą i rozczarowany ściągnięciem Roberta Lewandowskiego. W Atletico Madryt miał zastąpić Diego Costę, ale choć pozornie prezentuje podobnie "brudny" styl gry, to Diego Simeone nie potrafił się do niego przekonać i po zaledwie roku oddał go bez żalu. Warto dodać, że debiutancki sezon w Hiszpanii napastnik zakończył z 20 trafieniami na koncie.
W Turynie Chorwat w sierpniu 2016 roku przeżył swoiste deja vu. Po transferze Higuaina poważnie rozważał odejście. Miał oferty z angielskiej Premier League oraz z Chin, gdzie mógł zarobić fortunę. Odbył jednak szczerą rozmowę z Allegrim, który przekonał go do pozostania gwarantując uczciwe traktowanie i walkę o trofea na wszystkich frontach.
Nie mogę obiecać, że będziesz grał w każdym meczu. Mario, jeśli chcesz grać co tydzień, to może rzeczywiście idź do Southampton.
Fakty pokazują, że szkoleniowiec nie blefował. Napastnik w tym sezonie zaliczył już 29 występów – więcej w całym Juventusie grał tylko Higuain (30). Mandzukic miał sporo szczęścia – na początku grał w podstawowym składzie, bo sprowadzony z Napoli Argentyńczyk w pierwszych tygodniach walczył głównie z nadwagą. Potem – gdy odzyskał formę fizyczną i zaczął w końcu grać regularnie – kontuzji nabawił się Dybala. Teraz – gdy wszyscy są zdrowi – Allegri znalazł kompromisowy wariant, w którym grać może każdy z ważnych piłkarzy w ofensywie mistrzów Włoch.
Wyniki na wszystkich frontach bronią strategii szkoleniowca. Juventus prowadzi w Serie A z siedmioma punktami przewagi nad Romą. W 1/8 finału Ligi Mistrzów będzie faworytem rywalizacji z FC Porto, a oprócz tego w dobrym stylu awansował do półfinału Pucharu Włoch, gdzie spotka się z Napoli.
Sam Mandzukic ma jeszcze jedną rzecz, która sprawia, że fani go kochają. Fakty pokazują, że gdy do bramki trafia Chorwat, to Juventus... zawsze wygrywa! Do tej pory strzelił 20 goli w 19 spotkaniach. – Pomiędzy mną i Allegrim jest wzajemny szacunek. Chciał mnie tu sprowadzić, potem zaufał mi, a teraz wiele ode mnie oczekuje. Staram się odpłacać mu za tę wiarę w moje umiejętności – stwierdził 30-latek.
Choć z ostatecznym rozliczeniem najnowszych pomysłów taktycznych trzeba poczekać do decydujących meczów sezonu, to już teraz widać, że bez względu na okoliczności Mandzukic pozostanie jednym z kluczowych zawodników mistrzów Włoch. Chorwat pod względem wolicjonalnym to "żołnierz" Allegriego, idealnie reprezentujący na boisku jego filozofię, której podstawą jest bieganie i poświęcanie się na rzecz zespołu. Być może to właśnie w Turynie ten piłkarski obieżyświat odnalazł przystań, z którą wreszcie będzie mógł związać się na dłużej...
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart