Po styczniowej zadyszce już ani śladu. Real Madryt znów gra jak przystało na najlepszy zespół Europy. Królewscy bez większych problemów pokonali na własnym stadionie Espanyol (2:0) i umocnili się na pozycji lidera La Liga.
Wynik kibiców Realu oczywiście cieszy, ale nie on był tego dnia najważniejszy. W 71. minucie na boisku pojawił się owacyjnie witany Gareth Bale, który od listopada leczył kontuzję kostki. Za ciepłe przyjęcie Walijczyk odwdzięczył się najlepiej jak tylko mógł: w swoim stylu, na pełnej szybkości, wykańczając zabójczy kontratak, ustalając wynik spotkania.
Zanim Bale i zanim radość ze zwycięstwa, Zinedine Zidane zdecydował się na podjęcie pewnego ryzyka. W porównaniu z meczem z Napoli, w pierwszym składzie Królewskich doszło do aż ośmiu zmian. Na boisku zabrakło m.in. Sergio Ramosa, Keylora Navasa, Karima Benzemy czy najważniejszego gracza Realu w ostatnich miesiącach – Luki Modricia.
Francuz dał szansę zmiennikom, a ci nie zawiedli. Choć wynik na to nie wskazuje, napór gospodarzy od pierwszych minut był bardzo widoczny. Przy odrobinie szczęścia, mecz na Santiago Bernabeu mógł skończyć się pogromem. Na pierwsze trafienie kibice z Madrytu czekać musieli jednak aż do 33. minuty: Isco zagrywał wówczas z prawego skrzydła w pole karne, a precyzyjne dośrodkowanie wykończył uderzeniem głową Alvaro Morata.
Dzięki wygranej, Real ma już cztery punkty przewagi nad drugą w tabeli Barceloną. I to pomimo faktu, że piłkarze ze stolicy Hiszpanii rozegrali mecz mniej od swoich wielkich rywali...