Anthony Joshua po kapitalnym, pełnym zwrotów akcji pojedynku pokonał na Wembley Władimira Kliczkę przez TKO w 11. rundzie. Brytyjczyk obronił pas IBF, wywalczył także tytuły federacji WBA i IBO. – Walką stulecia określano starcie Manny'ego Pacquiao z Floydem Mayweatherem Jr, ale to batalia Brytyjczyka z Ukraińcem zasługuje na to miano – przyznał Krzysztof Włodarczyk w rozmowie ze SPORT.TVP.PL.
RAFAŁ MANDES, SPORT.TVP.PL: – Na taką walkę w królewskiej wadze ciężkiej czekaliśmy latami. Pana też porwało starcie na Wembley?
KRZYSZTOF WŁODARCZYK: – Zdecydowanie! To był pokaz boksu przez duże "B". Dwaj złoci medaliści olimpijscy, jeden aktualny mistrz świata, drugi marzący o powrocie na tron, na którym zasiadał przez wiele lat – pojedynek zapowiadał się wyśmienicie, ale w przeszłości wiele razy z dużej chmury padał mały deszcz. A w tym przypadku byliśmy świadkami ulewy. Mógłbym oglądać walkę Joshuy z Kliczką non-stop.
– Co pana zaskoczyło w tej walce najbardziej?
–
Praktycznie wszystko (śmiech). Kliczko miał mieć przewagę w końcowym
rundach, a wtedy właśnie przegrał, tyle mówiło się o jego szklanej
szczęce, a Ukrainiec przetrwał nawałnicę, wylądował na deskach, ale sam
później był blisko wygranej. Chciałbym w takim wieku poruszać się w
ringu jak on – przecież Władimir tańczył między linami od początku aż do
tej feralnej dla siebie 11. rundy. Moim zdaniem na punkty wygrałby
Kliczko, ale i tak wielkie brawa dla niego.
– Jaka przyszłość czeka pana zdaniem Kliczkę?
–
Nie chcę za niego decydować, ale mam nadzieję, że nie skończy jeszcze
kariery. Jest za dobry, by odchodzić na emeryturę. Bardzo chciałbym
zobaczyć rewanż z Joshuą, trzeba tylko znaleźć większy stadion, bo
chętnych byłoby więcej niż 90 tysięcy, które przyszło na Wembley. W
takiej formie, jaką zaprezentował w sobotę, niewielu by sobie z nim
poradziło. Na przykład taki Deontay Wilder, mistrz świata federacji WBC,
miałby z Władimirem olbrzymie problemy.
– Nie brakuje głosów, że to była najlepsza walka Kliczki w karierze. A stoczył przecież 69 pojedynków.
–
Podzielam taką opinię. Bez urazy, ale w przeszłości Władimir wiele razy
walczył z zawodnikami, którzy na walkę z takim pięściarzem nie
zasłużyli. Mówiąc krótko takie pojedynki to były flaki z olejem. I choć Ukrainiec przegrał z Joshuą, to udowodnił, że jest jednym z najlepszych w historii.
Tylko prawdziwi mistrzowie potrafią wracać w takim stylu. Latami będzie
się wspominać ten pojedynek. Dla mnie to było jak starcie Muhammada
Alego z Georgem Foremanem. Klasyka! Fajnie, że mogliśmy zobaczyć taką
ringową wojnę.
– W przeszłości wspominał pan, że sam chciałby
kiedyś spróbować sił w wadze ciężkiej. Po takim pojedynku, jak ten na
Wembley, apetyt jest jeszcze większy?
– Zdania nie zmieniam –
chciałbym kiedyś posmakować królewskiej kategorii. To sól boksu, jest
wielu świetnych pięściarzy w innych wagach, ale tylko ci najciężsi
potrafią sprawić, że na walkę czeka cały świat.
– Zanim waga
ciężka 20 maja czeka pana arcyważna walka z Noelem Gevorem, która będzie
eliminatorem do starcia o mistrzostwo świata federacji IBF wagi junior
ciężkiej. Wszystko zapięte na ostatni guzik?
– Czeka nas jeszcze
kilka poprawek, co chwilę odzywają się niewyleczone urazy z przeszłości,
ale to tylko może mnie wzmocnić i sprawić, że na treningach dam z
siebie jeszcze więcej. To nie jest tak, że w przypadku porażki to będzie
mój koniec, ale nie chcę stać w miejscu, dlatego liczy się tylko
zwycięstwo.
– Czy pięściarz taki jak pan, który zna już smak
tytułu mistrza świata, nie irytuje się, że ponownie musi "przebijać" się
przez eliminatory?
– Zdaję sobie sprawę, że mogłem swoje pięć
minut wykorzystać znacznie lepiej, popełniłem wiele błędów, ale to już
było, teraz liczy się tylko to, co przede mną. W Poznaniu udowodnię
wszystkim, że "Diablo" się jeszcze nie skończył!