Zdobycie Ligi Mistrzów drugi rok z rzędu jest wyczynem, który do tej pory wydawał się niemożliwy do zrealizowania. Real Madryt pokazał jednak, że posiadając szeroki skład i utalentowanego trenera można sięgać po najwyższe cele. Po osiągnięciu historycznego sukcesu Królewskich czeka jeszcze trudniejsze zadanie – zadbanie o to, aby to pasmo trwało dalej.
Pomyśleć o sercach kibiców
Dla kibiców Realu Madryt sezon 2016/2017 zakończył się wyśmienicie, ale w trakcie rozgrywek zawodnicy przypilnowali, aby poziom emocji w trakcie meczów cały czas był wysoki. Kilkukrotnie zwyciężali lub remisowali po golach strzelonych w ostatnich minutach spotkania. O skutecznych końcówkach Królewskich przekonała się także Legia Warszawa, która do 85. minuty meczu fazy grupowej LM na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej prowadziła 3:2. Trafienie Mateo Kovacicia dało jednak punkt mistrzowi Hiszpanii.
Jeszcze boleśniej odczuł to Sporting, który na swoim stadionie prowadził do 89. minuty, a następnie błyskawicznie stracił dwie bramki. Podobnie było na Santiago Bernabeu, kiedy Portugalczycy wypuścili z rąk cenny punkt w ostatnich fragmentach meczu. Można przypomnieć jeszcze starcie o Superpuchar Europy z Sevillą lub wiele spotkań ligowych, gdzie scenariusz był niemal identyczny.
Piłkarze Realu w przyszłym sezonie powinni popracować nad kontrolowaniem przebiegu spotkań, aby sprawę zwycięstw załatwiać znacznie wcześniej niż w ostatnim kwadransie. Szczęście w każdej chwili może się wyczerpać, a Sergio Ramos nie zawsze będzie w stanie uratować drużynę.
Uszczelnić obronę
Konieczność odrabiania strat w końcowych minutach wzięła się przede wszystkim z przeciętnej gry defensywy, ponieważ Real stracił w tym sezonie 68 goli (średnio bramkę na mecz). Przyczyn takiej postawy jest wiele. Jedną z nich jest ofensywne usposobienie bocznych obrońców – Marcelo i Daniego Carvajala, którzy często podłączają się do ataku, zostawiając dużo miejsca za swoimi plecami. Stwarza to idealną sytuację dla drużyn potrafiących kontratakować. W minionym sezonie wykorzystała to m.in. Barcelona, zdobywając bramkę w ostatnich fragmentach meczu w Madrycie, kiedy Marcelo zapędził się pod pole karne rywala, a potem nie zatrzymał wyprowadzającego kontrę Sergiego Roberto.
Nie był to też idealny czas dla środkowych obrońców. Zidane przez długi czas musiał się zmagać z urazami Raphaela Varane’a i Pepe, przez co Ramosowi często musiał partnerować Nacho. Do młodego Hiszpana nie można mieć pretensji, ponieważ grał i tak powyżej oczekiwań, ale przez częste roszady szkoleniowiec nie mógł wyznaczyć podstawowej pary stoperów. Kilka bramek na sumieniu z pewnością ma także Keylor Navas, między innymi samobójczego gola ze spotkania z Betisem czy niepewne piąstkowanie piłki przy trafieniu dla Borussii Dortmund podczas meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Ciągła motywacja
Jeśli drużyna zdobywa trzeci raz Ligę Mistrzów w ciągu ostatnich czterech lat, odzyskuje mistrzostwo Hiszpanii i triumfuje w klubowych mistrzostwach świata, trudniej jej motywować się, aby osiągać kolejne sukcesy. Zinedine Zidane pokazał, że potrafi odnaleźć w piłkarzach pokłady ambicji, ale nie może doprowadzić do tego, co stało się kilka lat temu w Barcelonie, kiedy z drużyną żegnał się Pep Guardiola.
– Ja i drużyna skrzywdzilibyśmy siebie nawzajem, gdybym pozostał – powiedział obecny szkoleniowiec Manchesteru City w trakcie swojego pożegnania w Katalonii. Ciągła presja na zawodnikach Barcy i wysokie wymagania trenera spowodowały, że zespół czuł się zmęczony, a dotychczasowy sposób motywacji okazał się nieskuteczny. Schemat, który wcześniej był gwarancją trofeów, wyczerpał się, więc należało dokonać zmian.
To samo może stać się z Realem Madryt. Kibice oczekują, że gracze nadal będą zwyciężać, ale do wygrywania pucharów potrzebna jest odpowiednia zachęta. Zidane musi rozważnie podchodzić do kwestii motywacji i oszczędzania sił zawodników.
Młode pokolenie
Przez wiele lat Królewscy byli uważani za drużynę, która kupuje, a nie szkoli piłkarzy. W nieodległej przeszłości poza Ikerem Casillasem próżno było szukać w zespole wychowanka, a tacy gracze jak Roberto Soldado, Pablo Sarabia czy Pedro Leon nie potrafili zaistnieć w zespole złożonym z samych gwiazd.
Za sprawą francuskiego trenera ta sytuacja zaczyna się zmieniać. W drużynie są tacy zawodnicy jak Dani Carvajal, Nacho, Lucas Vazquez czy Alvaro Morata, którzy mogą w przyszłości stanowić o jej sile. Praca nad młodzieżą musi być jednak kontynuowana. Do bram pierwszego zespołu pukają tacy zawodnicy jak Marcos Llorente, Mariano Diaz czy Borja Mayoral.
Zidane jest szkoleniowcem, który stawia na młodzież i wydaje się, że dopóki to on zarządza pierwszym zespołem, to zdolni wychowankowie nie muszą się obawiać, że marzenia o grze w Madrycie zakończą się jedynie na stadionie Getafe – drużyny, którą jeszcze kilka lat temu ironicznie nazywano rezerwami Królewskich.