17-letni Moise Kean, wielki włoski talent, stoi u progu podpisania pierwszego profesjonalnego kontraktu. Według doniesień tamtejszej prasy, ma związać się z Juventusem na trzy sezony, w czasie których zarobi ponad 2 miliony euro. Chyba, że na przeszkodzie staną... traktory.
W maju Moise Kean został pierwszym piłkarzem urodzonym w 2000 roku, który strzelił gola w Serie A. To jedno z "cudownych dzieci" futbolu: szybki, silny, bardzo sprawny fizycznie. "Napastnik na lata", jeśli wierzyć zapowiedziom władz Juventusu. Choć urodził się we Włoszech, może grać też w barwach Wybrzeża Kości Słoniowej, skąd pochodzą jego rodzice.
Biorou Jean Kean, świadomy mocy syna, na łamach "Tuttosport" postanowił wyżalić się na sposób, w jaki obaj są traktowani przez turyński klub. Tak, obaj.
– Jeśli mój syn nie podpisze szybko kontraktu z klubem, może już nigdy w nim nie zagrać – zagroził, podkreślając, że największą ofiarą Starej Damy padł... on sam. – Mam kilka hektarów ziemi w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Chciałbym uprawiać ryż i kukurydzę, ale potrzebuję odpowiednich maszyn. Zanim mój syn trafił do Juventusu, obiecano mi, że je dostanę. Tuż po transferze okazało się, że w budżecie nie ma na to pieniędzy – żalił się. Starszy Kean przyznał, że "wypełnił swoją rolę" i marzy o powrocie do Afryki. Turyńczycy rzucają biedakowi kłody pod nogi...
700 tysięcy euro rocznie, czyli kwota, jaką ma zarabiać Moise w Juventusie, powinna wystarczyć na całkiem niezły sprzęt.