28 czerwca 1997 roku Mike Tyson (45-2, 39 KO) i Evander Holyfield (33-3, 24 KO) spotkali się w ringu po raz drugi. Pojedynek potrwał zaledwie kilka minut i zakończył się jednym z największych skandali w historii sportu. Bezradny Tyson na moment naprawdę stał się "Bestią" i... odgryzł rywalowi kawałek ucha!
Ich korespondencyjna rywalizacja rozpalała wyobraźnię fanów boksu na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Tyson tytuł wywalczył w 1986 roku. Nokautując w drugiej rundzie Trevora Berbicka (31-4) został najmłodszym mistrzem w historii królewskiej kategorii. Tego rekordu do dziś nikt nie pobił.
Rok później był już niekwestionowanym czempionem, dokładając do pasa WBC tytuły federacji IBF i WBA. Potem wygrywał jak chciał z wielkimi mistrzami, nokautując między innymi Michaela Spinksa (31-0) i Larry'ego Holmesa (48-2). Ten drugi specjalnie dla niego wrócił z emerytury. Długo wydawało się, że godny rywal dla Tysona zwyczajnie nie istnieje.
Pod koniec lat osiemdziesiątych pojawił się jednak ktoś, kto mógł podjąć wyzwanie. Evander Holyfield uczciwie zapracował na poważne traktowanie przez media i fanów. Choć jest cztery lata starszy, to jego kariera rozwijała się dużo wolniej. Być może przez to, że był całkowitym przeciwieństwem rozkrzyczanego mistrza, który kochał obnosić się bogactwem.
Holyfield zyskał powszechną renomę w 1984 roku, gdy w kontrowersyjnych okolicznościach wywalczył brązowy medal igrzysk olimpijskich w Los Angeles. W półfinale obijał Kevina Barry'ego, ale został zdyskwalifikowany po tym jak sędzia uznał, że uderzył po komendzie "stop". Decyzja wzbudziła oburzenie – po wszystkim rywal uniósł do góry rękę Holyfielda. Podczas ceremonii złoty medalista Anton Josipović zaprosił Amerykanina na najwyższy stopień podium.
Pod względem fizycznym on i Tyson byli postaciami z zupełnie innych bajek. Najmłodszy w historii mistrz wagi ciężkiej jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności stał się "nabitym" mięśniami zawodnikiem, który nieustannym pressingiem nadrabiał brak kilku centymetrów wzrostu. Holyfield z kolei rósł... powoli. Kończąc liceum mierzył 174 cm i ważył zaledwie 67 kilogramów. Dopiero przed 25. rokiem życia osiągnął 189 cm wzrostu. Na zawodowym ringu zadebiutował w kategorii półciężkiej (limit: 79,3 kg). Tym większy szacunek musi budzić jego pogoń za człowiekiem, który brutalnie zdominował świat boksu.
Od początku zawodowej kariery Holyfield był skazany na życie w cieniu Tysona. Pierwszy mistrzowski tytuł wywalczył w 1986 roku – tym samym, w którym świat poznał najmłodszego w historii mistrza wagi ciężkiej. Dokonał tego w kategorii junior ciężkiej, której limit wagowy wynosił wówczas 86 kg. Jego pierwsze starcie z Dwightem Muhammadem Qawim (26-2-1) było totalną wojną na wyniszczenie. Po piętnastu rundach wygrał niejednogłośną decyzją sędziów. – Straciłem w ringu siedem kilogramów – wspominał. Rok później w rewanżu nie było wątpliwości – pojedynek zakończył się nokautem w czwartej rundzie.
Na dłuższą metę wydawało się jasne, że Holyfield będzie musiał przejść do wagi ciężkiej. Za pierwszą mistrzowską walkę w niższej kategorii otrzymał 100 tysięcy dolarów. Tyson w tym samym okresie księgował wypłaty... 100 razy wyższe! Zanim nastało nieuniknione, brązowy medalista igrzysk zdołał zebrać wszystkie tytuły. Starcie dwóch niepokonanych i niekwestionowanych mistrzów różnych kategorii wagowych stało się marzeniem wszystkich kibiców boksu.
Wszystko w ringu robiłem z myślą o Tysonie. Marzyłem o tym, by zostać jego pierwszym pogromcą.
Przenosiny do królewskiej kategorii wymagały jednak czasu. Holyfield stopniowo nabierał mięśni i przybierał na wadze. Sprawdzał się z coraz lepszymi rywalami – w marcu 1989 roku po porywającym pojedynku pokonał groźnego Michaela Dokesa (39-1). W listopadzie jego rywalem miał być wysoko notowany Alex Stewart (24-0). – Jeśli Evander wygra, to do jego starcia z Tysonem dojdzie latem 1990 roku. Wszystkie warunki umowy są już dogadane – przekonywał promujący "Bestię" Don King.
Holyfield zrobił swoje – znów wygrał przed czasem. Do wielkiej bitwy niepokonanych mistrzów jednak nie doszło, bo 11 lutego 1990 roku niepokonany i nieustraszony Tyson (37-0) został znokautowany w Tokio przez Jamesa "Bustera" Douglasa (29-4-1, 18 KO) w jednej z największych niespodzianek w historii sportu.
Potencjalna "walka stulecia" nie mogła więc dojść do skutku. Holyfield mimo to miał gwarancję pojedynku o tytuł i w kolejnym występie pewnie znokautował pogromcę Tysona. Były mistrz wrócił do gry czterema zwycięstwami przez nokaut i jesienią 1991 roku wielki pojedynek znów był na wyciągnięcie ręki. Kontrakty zostały podpisane, plakaty wydrukowane, ale "Żelazny Mike" z powodu kontuzji żeber musiał odwlec wyjście do ringu. Na początku 1992 roku plany znów wzięły w łeb – Tyson został skazany na ponad 3 lata więzienia za gwałt.
Gdy w listopadzie 1996 roku w końcu miało dojść do ich walki, wielu nazywało ją odgrzewanym kotletem. Holyfield po drugiej porażce z Riddickiem Bowe wydawał się pięściarzem skończonym. W listopadzie 1995 roku ze względu na problemy z sercem zakończył karierę. Wrócił po dokładnych badaniach, które nie potwierdziły poważnej choroby. Pokonał przeciętnego Bobby'ego Czyza (44-6) i... dostał walkę z Tysonem.
U niego po wyjściu z więzienia pozornie nic się nie zmieniło – wciąż wygrywał przed czasem. Może nie tak efektownie jak pod koniec lat osiemdziesiątych, ale wciąż powszechnie uważano go za najlepszego boksera w kategorii ciężkiej.
Gdy zgodził się na walkę z Holyfieldem, był uważany za wyraźnego faworyta. Za jednego dolara postawionego na rywala można było zarobić 26 w przypadku jego zwycięstwa. Stawką pojedynku był posiadany przez Tysona mistrzowski tytuł federacji WBA. Mistrz zarobił 30 milionów dolarów, pretendent dwanaście. Transmisję pokazano w systemie Pay-Per-View – zysk z tego tytułu wyniósł blisko 90 milionów dolarów.
Ze względu na dawną historię i obecną formę Holyfielda, promotorzy Tysona postrzegali ten pojedynek jako skok na kasę, który miał być obarczony niemal zerowym ryzykiem. W pierwszej rundzie kibice obserwowali wojnę na wyniszczenie. W drugiej pretendent po raz pierwszy wstrząsnął mistrzem. W kolejnych pokazał, że nie ma problemów z przyjmowaniem jego najmocniejszych uderzeń. W szóstej rundzie na twarzy Tysona pojawiło się rozcięcie. Chwilę później faworyt znalazł się na deskach. Publiczność nagle zaczęła gorąco dopingować Holyfielda, który w 11. rundzie serią ataków doprowadził do przerwania pojedynku przez sędziego.
Nie pamiętam nic z ostatniej rundy... Dałem się zaskoczyć czymś dziwnym.
Bokserski świat znów był w szoku. Wcześniejszą porażkę z Douglasem puszczono w niepamięć – Tyson tłumaczył się fatalną formą i korzystaniem z uroków życia w Japonii. Odwiecznego rywala miał pokonać z łatwością, a jednak został w ringu wręcz upokorzony. Po raz kolejny odwrócił się od niego cały świat.
Za przegraną z Holyfieldem winił... sędziego. Mitch Halpern miał ignorować ataki głową rywala. Gdy Tyson dowiedział się, że ten sam arbiter został wyznaczony do prowadzenia rewanżu, wpadł w furię. – Ten człowiek nie jest w stanie uczciwie prowadzić walki – dowodzili jego prawnicy przed komisją sportową stanu Nevada. Protest odrzucono, jednak tuż przed walką zrezygnował sam Halpern. – Nie chcę, by to na mnie skupiała się tego dnia uwaga. Sport jest najważniejszy – tłumaczył. Zastąpił go weteran Mills Lane.
– Co przewiduję? Mike poszuka szczęścia jakimś mocnym ciosem w pierwszych rundach. Jeśli mu się nie uda, to będzie sfrustrowany. Wtedy zacznie szukać ucieczki w dyskwalifikację – zaatakuje łokciem, głową albo ugryzie – przepowiadał dzień przed walką Teddy Atlas, jeden z pierwszych trenerów "Bestii". Te przewidywania potwierdziły się ze zdumiewającą wręcz celnością.
Walka miała kuriozalny przebieg. Już w pierwszej rundzie Holyfield zranił rywala. W drugiej doszło do przypadkowego zderzenia głowami, które rozsierdziło byłego mistrza. W kolejnej odsłonie wściekły Tyson... ugryzł przeciwnika w ucho! – Nic nie zrobiłem, to było po ciosie! – wykłócał się bagatelizując sprawę. Sędzia dostrzegł przewinienie i ukarał go odjęciem dwóch punktów, choć już wtedy powinien przerwać pojedynek. Kara nie uspokoiła krewkiego pięściarza – chwilę później znów zaatakował ucho mistrza zębami. Widząc co się stało, Lane zdyskwalifikował Tysona.
Odgryziony kawałek ucha znalazła na ringu jedna z osób obsługujących galę. Nie udało się go przyszyć, bo... został zgubiony w trakcie transportu do szpitala! Holyfieldowi założono osiem szwów, a zranioną część ciała zrekonstruował chirurg plastyczny.
W ringu Tyson tłumaczył dziennikarzom, że to co zrobił było reakcją na ataki głową przeciwnika. Dwa dni później wystąpił w mediach. – Nie wiem co się stało... Straciłem nad sobą panowanie – przyznał. Przez komisję sportową stanu Nevada został ukarany najbardziej dotkliwą z możliwych kar finansowych – zapłacił 3 miliony dolarów grzywny.
Na wyższą nie pozwalały... przepisy. Zgodnie z nimi pięściarz mógł stracić maksymalnie 10 procent gaży. Tyson za rewanż zarobił 30 milionów, więc rachunek był prosty. Poza tym zawieszono mu licencję na ponad rok. Sam rewanż przyniósł jeszcze większe zyski niż pierwsza walka. Sprzedano blisko 2 miliony pakietów PPV, które zapewniły prawie 100 milionów dolarów. W tamtym momencie była to najbardziej kasowa walka w historii boksu.
– Wypluł ochraniacz na zęby i mnie ugryzł. Faulowanie i szukanie zakończenia walki w ten sposób nie pokazuje odwagi. Strach sprawia, że niektórzy ludzie szukają najprostszej drogi wyjścia – komentował na gorąco zwycięzca, który na osłodę zainkasował czek na 35 milionów dolarów – najwyższy w karierze.
Holyfield przeszedł do historii. Został jedynym człowiekiem, który zdołał dwukrotnie pokonać "Bestię". Zakończenie rewanżowego pojedynku było szeroko komentowane, a między pięściarzami wybuchła zimna wojna. Mistrz nie ukrywał żalu i rozgoryczenia, a jego przeciwnik nawet po latach zrzucał winę na agresywny styl walki, który miał go sprowokować.
Przełom nadszedł w 2009 roku – Oprah Winfrey zaprosiła obu wielkich mistrzów do swojego programu. Tam Tyson publicznie przeprosił, a jego pogromca przeprosiny przyjął. W kolejnych latach jeden z najbardziej makabrycznych incydentów w historii boksu stał się elementem popkultury. W 2013 roku pięściarze wystąpili w reklamie, w której Tyson... zwrócił rywalowi zaginiony kawałek ucha, który wcześniej odgryzł.
Stosunki między dawnymi rywalami ociepliły się – często pojawiali się w mediach i wzięli udział w filmach dokumentalnych opisujących ich rywalizację. Mimo wielu różnic skończyli podobnie. Choć w najlepszych latach kariery zarabiali dziesiątki milionów dolarów za walkę, to tuż po zakończeniu kariery zostali znokautowani przez życie i musieli ogłosić bankructwo.
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart