| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Transfer Vadisa Odjidji-Ofoe do Krasnodaru nie doszedł do skutku, ale i tak szanse zatrzymania Belga przy Łazienkowskiej są minimalne. Dla piłkarza jest to jedna z ostatnich okazji, by zaistnieć w poważnym futbolu, ale – jak pokazuje historia – nie zawsze obcokrajowcy, którzy w Ekstraklasie byli gwiazdami, równie dobrze radzili sobie po opuszczeniu Polski.
Dokładnie przed rokiem Legię opuszczał Ondrej Duda, za którego Hertha Berlin zapłaciła ponad 4 miliony euro. Tym samym stołeczni uczynili Słowaka jednym z najdroższych transferów w historii klubu, a sam piłkarz miał wcielić się w zespole w rolę klasycznej "dziesiątki".
Pierwszy rok spędzony w Niemczech Duda może jednak spisać na straty, bo tuż po rozpoczęciu treningów pod okiem Pala Dardaia, doznał poważnej kontuzji. Na boisko powrócił dopiero w końcówce lutego, a łącznie uzbierał tylko 67 minut w meczach ligowych. Nie można jednak przekreślać Słowaka, bo wciąż jest bardzo młodym zawodnikiem, a w Hercie podkreślają, że wiążą z nim przyszłość.
Kompletnie poza granicami naszego kraju nie sprawdził się natomiast Semir Stilić. Bośniak dwukrotnie próbował swoich sił i dwukrotnie nie dawał rady. Najpierw, w 2012 roku, opuścił Lecha Poznań i podpisał umowę z Karpatami Lwów. Nie zachwycał jednak w lidze ukraińskiej i przeniósł się do tureckiego Gaziantepsporu. Tam rozegrał tylko sześc spotkań i zdecydował się podpisać kontrakt z Wisłą Kraków. Po dwóch latach znów chciał pokazać się za granicą, ale w APOEL Nikozja nie był pierwszoplanową postacią i znów stał się zawodnikiem Białej Gwiazdy.
Po wielu latach spędzonych w Legii, nieudane epizody poza Polską zaliczył też Miroslav Radović. Serb najpierw skorzystał z zainteresowania chińskiego Hebei China Fortune, gdzie miał w ostatnich latach kariery wypełnić dobrze opłacany kontrakt. Azję opuścił jednak po rozegraniu tylko pięciu spotkań i choć potem w
Olimpiji Ljubljana oraz Partizanie Belgrad radził sobie nieco lepiej, to dopiero powrót na Łazienkowską sprawił, że pomocnik znów błyszczy.
Nieco większe oczekiwania miał też Maor Melikson, który czarował jako zawodnik Wisły Kraków, ale potem trafił do drugoligowego francuskiego Valenciennes, a następnie – do izraelskiego
Hapoel Beer Sheva. Nie zrobił tak wielkiej kariery jak ta, którą wróżono mu w czasach gry w Polsce.
Bardzo ciekawie wygląda sytuacja Aleksandra Tonewa, który po tym jak opuścił Lecha Poznań, grał w kilku uznanych klubach. Najpierw była Aston Villa, potem Celtic Glasgow, Frosinone i w końcu beniaminek Serie A ubiegłego sezonu – Crotone. Łącznie jednak, od kiedy odszedł z Wielkopolski, rozegrał aż 68 spotkań w trakcie których zdobył tylko jednego gola i zaliczył jedną asystę. W międzyczasie... posądzono go w Szkocji o rasizm.
Najlepiej za granicą radzili sobie napastnicy. Artjoms Rudnevs nie został co prawda gwiazdą Bundesligi, ale od 2012 roku zwiedził już trzy duże kluby – Hamburger SV, Hannover 96 oraz FC Koeln. Z tym ostatnim awansował po raz pierwszy od 25 lat do europejskich pucharów.
Aleksandar Prijović nieźle odnalazł się w PAOK Saloniki, a prawdziwą furorę w MLS robi Nemanja Nikolić. Ma już na swoim koncie statuetkę piłkarza miesiąca, prowadzi w klasyfikacji strzelców z czterema golami przewagi nad drugim Erickiem Torresem, a jego Chicago Fire przewodzi w tabeli po 18 kolejkach.
Obcokrajowcy, którzy robili furorę w Polsce i z dużymi nadziejami trafiali do innych klubów, nie zawsze potrafili utrzymać formę, a częściej zdarzało się nawet, że wracali do Ekstraklasy lub znacznie obniżali poprzeczkę. Historia pokazuje więc, że trudno wyrokować jak poradzi sobie w razie odejście z Legii Vadis Odjija-Ofoe...
Następne