Kibice sportów motorowych żyją możliwym powrotem Roberta Kubicy do Formuły 1, ale równie interesująca jest przyszłość Fernando Alonso. W przyszłym sezonie chce walczyć o mistrzostwo, ale jeśli nie otrzyma szybkiego samochodu, to zrezygnuje ze startów. Nie zamierza jednak kończyć kariery…
Alonso nie podjął decyzji, ale tylko optymiści wierzą, że w przyszłym sezonie będzie ścigał się w McLarenie. – Cokolwiek się wydarzy, będzie dobrze. Będę szczęśliwy bez względu na to, jaką decyzję podejmę. Chcę wygrywać. Jestem pewny, że podejmę najlepszą decyzję – powiedział. Po takich deklaracjach trudno spodziewać się, że kierowca będzie chciał kontynuować karierę w obecnej drużynie.
Trudno jednak przewidywać, gdzie mógłby znaleźć się Hiszpan. Triumf mogą zagwarantować mu jedynie dwie stajnie – Mercedes i Ferrari. Kierowca mógłby trafić do którejś z nich tylko w wypadku odejścia liderów. W niemieckim teamie zwolni się miejsce, jeżeli Lewis Hamilton zdecyduje się zakończyć karierę. Jeśli Alonso nie zajmie jego miejsca, to może zrobić to… Sebastian Vettel, a wtedy wolny będzie fotel w Ferrari.
Wyjściem awaryjnym pozostaje Renault, w którego samochodzie Hiszpan dwukrotnie triumfował w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Poważnym konkurentem jest jednak Robert Kubica, który wziął udział w oficjalnych testach Formuły 1 na torze Hungaroring. Gdyby jednak nie udało się trafić do żadnego z tych zespołów, Alonso nie będzie załamywał rąk.
Z chęcią weźmie udział w cyklu IndyCar. Ścigał się już podczas prestiżowego wyścigu Indianapolis 500, rezygnując z walki w Grand Prix Monaco, ponieważ wyścigi były w tym samym czasie. W Ameryce traktowano go jak gwiazdę, choć nie odniósł sukcesu. – Miałem poczucie, że mogę ponownie wygrać. To było magiczne uczucie – wspominał Alonso.
Mimo wszystko priorytetem pozostaje Formuła 1. – To całe moje życie. Moim celem jest zdobycie kolejnego tytułu, ale jeżeli nie otrzymam żadnego obiecującego projektu, poszukam innych opcji. Podejmę decyzję w listopadzie lub grudniu – stwierdził Hiszpan. Wydaje się, że Formuła 1 będzie bardziej tęsknić za kierowcą niż odwrotnie…