Sezon dopiero się rozpoczął, a wokół Bayernu Monachium już szum. Niemieckie media sugerują, że Carlo Ancelotti powoli "traci szatnię", a za kilka miesięcy stracić może również pracę. Jego zastępcą miałby zostać raptem 30-letni opiekun Hoffenheim – Julian Nagelsmann.
Robert Lewandowski udzielił niedawno wywiadu, w którym rozprawił się z władzami klubu. Polak stwierdził między innymi, że Bawarczycy zbyt mało wydają na transfery, co rzutuje na wyniki osiągane przez zespół. Okazało się jednak, że to niejedyny problem drużyny z Allianz-Arena. "Lewy" oraz Arjen Robben mieli bowiem narzekać na jakość oraz intensywność zajęć u Ancelottiego.
Do kolejnego zgrzytu doszło po meczu Bayernu z Anderlechtem w Lidze Mistrzów. Decyzją trenera Franck Ribery opuścił boisko w 78. minucie, a swoją złość zamanifestował tuż po zmianie. Rzucił koszulką w ławkę rezerwowych, co – już po meczu – starał się usprawiedliwiać wielką miłością do klubu i chęcią gry od pierwszego do ostatnio gwizdka.
Niemieckie media błyskawicznie połączyły wszystkie fakty i są zdania, że pozycja Ancelottiego nie jest już tak pewna jak jeszcze kilka tygodni temu. Bayern na starcie sezonu ma swoje problemy tak na boisku, jak i poza nim, a Włoch rzekomo ma wpisaną w kontrakt klauzulę uprawniającą do zerwania umowy po dwóch zdobytych mistrzostwach. Jeśli więc 58-latek zakończyłby ten sezon w Bundeslidze triumfem, mógłby rozważyć oferty, które szykują dla niego prezesi angielskich klubów.
Klub z Allianz-Arena ma mieć już jednak przygotowanego następcę włoskiego szkoleniowca. Jest nim Julian Nagelsmann, opiekun TSG Hoffenheim. To kandydatura o tyle zaskakująca, że pod względem doświadczenia i osiągnięć Nagelsmann nijak nie może równać się z Włochem. To dopiero 30-letni trener, który w trakcie swojej kariery prowadził jak dotychczas zespół łącznie w... 57 spotkaniach. Dla porównania – Ancelotti w 977.
Przed pracą w Hoffenheim, Niemiec prowadził tylko drużyny juniorskie. Szybko jednak nasi zachodni sąsiedzi poznali się na wielkim talencie młodego szkoleniowca, który z młodymi zawodnikami osiągał sukcesy. Już wtedy skaperować go próbowali monachijczycy, ale Nagelsmann uznał, że za wcześnie jest na przenosiny do stolicy Bawarii i znacznie korzystniejsze dla jego kariery będzie spróbowanie swoich sił w mniejszym klubie.
Wkrótce otrzymał ofertę prowadzenia seniorskiego zespołu Hoffenheim, a razem ze złożeniem podpisu na umowie, stanął przed piekielnie trudną misją. Obejmował zespół, gdy ten zajmował przedostatnie miejsce w tabeli i tracił do 16. lokaty, gwarantującej walkę w barażach, aż pięć punktów. 29-letni wówczas trener odmienił jednak diametralnie oblicze drużyny i w efektownym stylu utrzymał ją w elicie. A w kolejnym sezonie zajął czwarte miejsce i choć w trakcie sierpniowych eliminacji przegrał z Liverpoolem walkę o Ligę Mistrzów, to i tak zapewnił Hoffenheim debiutancki sezon na europejskiej arenie.
Nagelsmann nigdy jednak nie krył się z tym, że chętnie osiadłby kiedyś w Monachium. Sam występował kiedyś w rezerwach TSV 1860 i stamtąd pochodzi też jego rodzina.
Znacznie podgrzał też atmosferę w jednym z ostatnich wywiadów. – Mieszkałem przez wiele lat w Monachium, stamtąd jest też moja rodzina, budujemy tam dom. Jestem bardzo szczęśliwy w swoim życiu, ale Bayern uczyniłby mnie jeszcze szczęśliwszym – powiedział i nikt nie ma wątpliwości co do tego, że nie da się bardziej ewidentnie wyrazić zainteresowanie stanowiskiem pierwszego trenera Bayernu.
Niemieckie media poinformowały też o zachwycie nad młodym trenerem ze strony Uliego Hoenessa, który ma decydujący głos w sprawach klubu. 65-latek chętnie przywitałby Nagelsmanna na Allianz-Arena, a okno transferowe w 2018 roku wydaje się być do tego idealną okazją...