Joanna Jędrzejczyk (14-1) nieoczekiwanie przegrała z Rose Namajunas (7-3) podczas gali UFC 217 w Madison Square Garden. Polka mogła wyrównać należący do Rondy Rousey rekord sześciu udanych obron tytułu z rzędu, ale została znokautowana już w pierwszej rundzie. – To nie był przypadkowy cios, rywalka miała dobry plan – chwaliła nową mistrzynię.
Jędrzejczyk przed walką była tradycyjnie pewna siebie. – Mam kilka asów w rękawie. Chcę pobić rekord Rousey i obronić tytuł w wadze słomkowej – mówiła. W oktagonie wszystko wyjaśniło się błyskawicznie – Polka znalazła się na macie po potężnym lewym sierpowym, a kilka chwil później walkę przerwał sędzia.
– Porażki zdarzają się nawet największym. Nie jestem już mistrzynią, ale wrócę mocniejsza. Teraz będę płakać, ale później już nie. Chcę odzyskać mój pas. Uważam, że zasłużyłam na rewanż. Popełniłam błąd, zdarza się. To nie był szczęśliwy cios, rywalka miała dobry plan na tę walkę – mówiła podłamana Polka.
Dotychczasowa mistrzyni była zdecydowaną faworytką – za wygraną żadnego z uczestników gali UFC 217 bukmacherzy nie płacili tak mało jak za triumf Jędrzejczyk. Organizatorzy zagrali Namajunas złą piosenkę na wyjście, ale pretendentka nie była zbita z tropu.
– Miałam przeczucie, że znokautuję Joannę w trzeciej rundzie. Rewanż? Myślę, że ona potrzebuje trochę wolnego. W MMA jest za dużo głupiego gadania. Pełno tu ludzi, którzy nie są ze sobą szczerzy i udają kogoś kim naprawdę nie są. Mam dość tego gniewu i agresji. Kiedyś też z tego czerpałam, ale dziś jestem inna. Miłość to zdecydowanie bardziej trwała inspiracja – stwierdziła Namajunas.
Dana White – szef organizacji UFC – nazwał sposób zakończenia pojedynku największym zaskoczeniem gali. Przyznał, że w USA sprzedano ponad milion pakietów Pay-Per-View.