W niedzielę 28 listopada 2021 mija pięć lat od katastrofy samolotu z piłkarzami brazylijskiego Chapecoense na pokładzie. Tragiczny lot 2933 z Sao Paulo do Medellin kosztował życie 71 osób. Głównie ludzi związanych z futbolem: piłkarzy, trenerów, działaczy, dziennikarzy sportowych. Sześcioro katastrofę przeżyło – trzech zawodników, lokalny dziennikarz i para boliwijskich pracowników linii. Wszyscy dotknięci traumą, każdy radzi sobie z nią po swojemu.
Brazylijczycy stali się ambasadorami klubu. Pojawiają się w różnych miejscach opowiadając o karierze niewielkiego klubiku z Santa Catariny, mówią też jak walczą z własną niemocą, jak wychodzą z dołka, nie poddają się, mówią o miłości, bliskich, Bogu...
HENZEL
Najszybciej spośród nich stanął na nogi dziennikarz Rafael Henzel. Już kilka tygodni po tragicznym zdarzeniu wrócił do pracy w lokalnej stacji radiowej. Prowadził program, dał się wyciągnąć na wspomnienia tamtej feralnej nocy. Jest jedynym świadkiem spośród kilkunastoosobowej grupy dziennikarzy lecących na finał Copa Sudamericana. Chętnie wspominał kolegów z innych mediów. Brazylijski FOX Sports stracił wtedy pierwszy garnitur sprawozdawców, komentatorów i reporterów boiskowych. W marcu 2019 roku odszedł też Henzel. Dziennikarz zmarł na zawał serca. Miał 45 lat.
PIŁKARZE
Losy trójki piłkarzy są diametralnie różne. Bramkarz Jackson Follman stracił nogę, nie zagra już nigdy w zawodowym klubie piłkarskim. Ale jak Nick Vujicić daje innym nadzieję i wiarę, dzieląc się optymizmem. Planuje wziąć udział w paraolimpiadzie, jest niemal "wszędzie". FOX Sports dołączył go do grona komentatorów. Mimo, że jako jedyny z trójki piłkarzy nie ma szans na powrót do profesjonalnego futbolu, uchodzi za tego, który najszybciej się pozbierał.
Gorzej radził sobie Neto, który długo przechodził rehabilitację po urazie kręgosłupa. Przez wiele miesięcy miał też inne problemy zdrowotne, lecz z kłopoty z chodzeniem przezwyciężył po operacji kolana. Najdotkliwiej odczuł to psychicznie. O tamtym dniu, kiedy samolot rozbił się nieopodal Medellin zawsze opowiada drżącym głosem, oczy zachodzą łzami... Często mówi jak docenia bliskich, rodzinę, przyjaciół, miłość. Wielokrotnie podczas publicznych wystąpień zwraca się do publiczności: – Macie kogo kochać, macie co naprawić, macie komu dziękować – cieszcie się z tego i nie pozwalajcie, by życie przelatywało Wam przez palce. Chwalcie Boga, dziękujcie za to co macie!. Nawrócił się. Nie ma cienia wątpliwości, że ma Bogu za co dziękować. Dostał drugą szansę. – Nie zmarnuje jej na pewno – deklarował w rozmowie z Globo. Marzył o tym, by jeszcze kiedyś zagrać w ligowym meczu, ale do profesjonalnego futbolu już nie wrócił.
Alan Ruschel spośród tercetu piłkarzy fizycznie ucierpiał najmniej. Zdaje się, że miał najwięcej szczęścia. W trakcie lotu zmienił miejsce. – Codziennie dziękuję Bogu za każdą minutę życia. Za to, że stanąłem na nogi, że jestem z rodziną. Fizycznie pozbierałem się szybko, ale psychicznie... Pewne sprawy zostaną w głowie na zawsze. Ważne żeby pomóc bliskim. Moja żona myślała, że umarłem. Coś w niej pękło, do dziś potrzebuje pomocy psychologów. Dla mnie wszystko to, co się zdarzyło, jest jako nowe narodzenie. Doceniam to, co mam i wiem po co i dla kogo mam żyć – mówił przed w rozmowie z Lance TV.
Ruschel z Jacksonem Follmanem znali się od 10 lat. Byli dobry dobrymi kumplami, teraz są najlepszymi przyjaciółmi, przeszli coś co połączyło ich na zawsze.
Podczas rozmów jest bardzo poważny, uśmiech nie gości na jego twarzy. Chyba tylko po pierwszym golu, którego strzelił z karnego podczas towarzyskiego meczu na Stadio Olimpico w Rzymie, przeciw AS Romie, na ułamek sekundy zaśmiał się jak kiedyś, ale potem już tylko klęknął i podniósł ręce do nieba. Jeszcze raz dziękując za cud "drugiego życia". Dziś gra jako jedyny z tych, którzy weszli na pokład piekielnego samolotu LaMii. Obecnie występuje w barwach Atletico MG, gdzie jest wypożyczony z Cruzeiro.
BOLIWIJCZYCY
Spośród personelu pokładowego przeżyły dwie osoby. Obie z serwisu pokładowego. Erwin Tumiri po ledwie kilku tygodniach wrócił do pracy. Zmienił firmę, ale pracuje ciągle na pokładzie. Unika mediów. Nie ma niczego do przekazania. Nie chce wspominać tamtej nocy, pracy dla LaMii, unika rozgłosu. Chce żyć. W marcu 2021 znów było jednak o nim głośno, znów za sprawą katastrofy – tym razem wypadku autobusu na autostradzie w Boliwii, w którym śmierć poniosło 21 osób. Erwin wyszedł z niej cało.
Do wydarzeń z listopada 2016 nie chce wracać. – Nie lubię o tym opowiadać. Pewne sprawy zostaną ze mną na zawsze i sam muszę się z nimi uporać – wyjaśnia. – Nie każdy jest taki jak Ximena.
Ximena Suarez Otterburg jest drugą z boliwijskich ocalonych. Podczas wypadku uszkodziła kręgosłup, straciła zęby, ma oszpeconą twarz. Za 25 tysięcy dolarów z ubezpieczenia przeszła serię operacji, w mediach społecznościowych zbierała też pieniądze na rehabilitację i wsparcie, bo samotnie wychowuje dwójkę dzieci. Była i jest bardzo aktywna. O wypadku publicznie opowiada najwięcej z szóstki ocalonych. Wygląda znakomicie, zaczęła zarabiać jako modelka, w studiach radiowych i telewizyjnych gości tak często, że w Kolumbii nominowana ją do nagrody "Valientes" ("Odważni" – tłum. red.) przyznawanej przez koncern medialny RCN. Ximena tak bardzo chciała ją zdobyć, że w mediach społecznościowych prowadziła kampanię wsparcia ze strony południowoamerykańskich celebrytów. W Internecie eksponuje tatuaże, daje się wyciągać na wywiady, pisze książkę. Z tragedią próbuje radzić sobie inaczej niż mężczyźni.