02 sty 2018 | Inne

Od elektryka do mistrza świata w... zaledwie rok

Rob Cross z trofeum za zwycięstwo w PDC World Darts Championship (fot. Getty)

BP

Zakończone w noworoczny poniedziałek mistrzostwa świata w darcie przyniosły sensacyjne rozstrzygnięcie. Po tytuł sięgnął Rob Cross. Zawodnik, który stał się profesjonalistą zaledwie dwanaście miesięcy temu, pokonał 7:2 odchodzącego na emeryturę 16-krotnego mistrza Phila Taylora.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Wywiad z Krzysztofem Ratajskim – najlepszym polskim darterem

Finałowy mecz był podręcznikowym przykładem starcia doświadczenia z młodością. Dotarli do niego 57-letni Taylor, największa legenda dyscypliny i 30 lat młodszy Cross, który debiutował w MŚ. Przed 29. występem w tym turnieju Taylor zapowiedział, że tym występem chce zakończyć karierę. "The Power" po pierwsze trofeum w tych zawodach sięgnął w 1990 roku, czyli... dziewięć miesięcy przed narodzinami Crossa.

Zwycięstwo dało 27-latkowi 400 tysięcy funtów. To suma tym bardziej oszałamiająca, że pierwszą premię jako zawodowiec otrzymał w lutym. Wynosiła... 250 funtów.

W zeszłym roku emocjonował się finałem, w którym Michael Van Gerwen pokonał Gary’ego Andersona. W półfinale tegorocznej edycji spotkał się z Holendrem, wielkim faworytem, rozstawionym z numerem 1. W opinii wielu rozegrał z nim jedno z najlepszych spotkań w historii dyscypliny, zwyciężając 6:5.

Po tym meczu przyznał, że kariera dartera stanęła pod znakiem zapytania ze względu na konieczność zapewnienia stałego źródła dochodu sobie i trójce dzieci. Pracował jako... elektryk. Stąd wziął się jego pseudonim – "Voltage".

–Najbardziej w sukcesach cieszy mnie to, że dzięki nim mogę zapewnić dzieciom lepsze życie. To dodaje mi motywacji– powiedział. Do najbardziej prestiżowych zawodów przygotowywał się udziałem w jednodniowych imprezach, niepokazywanych nawet w telewizji. Atmosfera, panująca w londyńskim Alexandra Palace, bardzo mu jednak pasowała. Pokazał, że umie sobie radzić w najtrudniejszych momentach.

MŚ w darcie, finał: Robert Cross – Phil Taylor (mecz)

MŚ w darcie, finał: Robert Cross – Phil Taylor (mecz)

Miał też sporo szczęścia. Kilkukrotnie był o krok od wyeliminowania z imprezy. Już w drugiej rundzie Michael Smith miał dwie szanse, by przejść dalej jego kosztem. Prawdziwym roller coasterem był wspomniany półfinał z Van Gerwenem. Przetrwał wówczas sześć lotek meczowych i wyeliminował wielkiego faworyta w stylu, jakiego on sam by się nie powstydził.

Po zwycięstwie bardziej niż na szczęśliwego, wyglądał na oszołomionego. Od razu podszedł do Taylora i przytulił się do niego. Widać było, że traktuje mistrza, którego pokonał z wielkim szacunkiem.

"Umarł król, niech żyje król" – takie słowa idealnie pasują do rozstrzygnięcia najważniejszej imprezy w darcie. Rob Cross tak niespodziewanym sukcesem pokazał, że jest przyszłością dyscypliny i ma wszelkie predyspozycje do tego, by zająć miejsce ustępującego mistrza.

Milimetry. Taylor o krok od spełnienia marzeń