{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Moje otwarcie... nie moich igrzysk?
Jerzy Chromik /
Perspektywa zimy przeraża mnie już we wrześniu, a perspektywa igrzysk zimowych nie ożywia w lutym. Co prawda lekki mróz szczypie ostatnie wspomnienia, ale dobrze wiem, że nawet ci z mojego rocznika nie pamiętają ostatniej białej pory stulecia. "Jadą lata po poręczy", także te nieparzyste.
Kiedyś, przypominam o tym ostatnim absolwentom gimnazjów, igrzyska mieliśmy raz na olimpiadę, czyli co cztery lata. Teraz zimowe i letnie są tylko w parzystych i w dodatku na przemian. Kiedyś, jak nie udało się naszym sportowcom w lutym, a rzadko kiedy się udawało, to już w lipcu łzy ocierali nam z twarzy bokserzy podczas letnich. Była zwiększona dawka emocji, ale też dwa razy dłuższe oczekiwanie na święto sportu. Komu to przeszkadzało?
Wróćmy do moich igrzysk dzieciństwa. Obejrzałem transmisje w jedynym kanale telewizyjnym (TVP nie płaciła wtedy za wyłączność) w Grenoble (1968), założyłem łyżwy i śmigałem po ulicy w śnieżnym tunelu, a ten sięgał do parapetów kolejnych sąsiadów. Nawet jak odpięła się jedna łyżwa, to można było jeździć na drugiej. A na zamarzniętym stawie grało się w hokeja całkiem przyjemnie w samych trzewikach mając kij z przydrożnego drzewa.
Teraz mamy słuchawki bezprzewodowe zamiast nauszników, a dawne radio Nostalgia przypomina refren: – "Wstań, Zenek, wstań! Rusz się, Zenek, śnieg na dworze. Mówię: wstań, bo będzie gorzej!" Dziś w pełni zmotoryzowani gospodarze domów nie wiedzą jak robi się łopatę do odśnieżania ze sklejki "szóstki" i nawet złoty medal Stocha ich nie oświeci. Wszystko jest inne, bo postęp wymusza nieodwracalne zmiany. I gwarantuje nowe doznania…
Po ceremonii nie oczekiwałem zbyt wiele. Za dużo jest na co dzień kolorowych obrazków, których żaden kalejdoskop świata nie pomieści. A jednak gospodarze zaimponowali. Przenieśli nas do bajki pięciorga dzieci. Poznawały świat, a ja choć poznałem go wcześniej na wylot, poddałem się tej magii. Pięcioro wędrowniczków (nie mylić z Jasiem), bo liczba 5 oddaje pięć kontynentów. A prawie 1300 dronów to był znak firmowy technologicznej Korei. Zapamiętamy je na długo.
Puenta? Najważniejsze, że te igrzyska zobaczymy. Jeszcze pół roku temu stały pod znakiem zapytania. Nikt nie spodziewał się wtedy, że w turnieju hokeistek wystąpią zawodniczki z Północy, a nie bez specjalnego zaproszenia biathloniści Kima. Tym ostatnim dyktator zorganizował wczoraj paradę wojskową. Każdą miał więc swoją ceremonię "otwarcia". Oby otwarcia na pokój! Nad 37 równoleżnikiem nie latają rakiety. Idea olimpijska dalekiego zasięgu dotarła do rybackiej wioski…
Jerzy Chromik