15 lut 2018 | Pjongczang

Nowy król zjazdu: mamy igrzyska, a na trybunach jest niewielu ludzi

BP

– Odniosłem większy sukces niż Kjetil Aamodt czy Lasse Kjus – powiedział zwycięzca zjazdu w Pjongczangu Aksel Lund Svindal. W wieku 35 lat został pierwszym norweskim mistrzem olimpijskim w królewskiej konkurencji narciarstwa alpejskiego.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Królewska konkurencja dla Norwegów. Svindal królem zjazdu

– To wyjątkowy dzień. Nie mogę powstrzymać emocji. Na mecie wierzyłem w medal, ale nie w pierwsze miejsce – dodał Norweg, który nieznacznie wyprzedził swojego rodaka Kjetila Jansruda i Szwajcara Beata Feuza.

Svindal pokonał kilka barier. Jest pierwszym zawodnikiem, który ma w dorobku tytuł mistrza olimpijskiego w zjeździe i supergigancie (Soczi 2014), został też najstarszym złotym medalistą w narciarstwie alpejskim.

Pozostali medaliści czwartkowego zjazdu nie kryli na mecie rozczarowania nikłą porażką, ale obaj zapewnili, że są zadowoleni z miejsca na podium.

– Wiedziałem, że muszę pokazać coś nadzwyczajnego, żeby wygrać. Prawie się udało, ale w końcówce popełniłem mały błąd. Mimo to jestem bardzo szczęśliwy – podkreślił Jansrud, który w Pjongczangu będzie miał szansę zdobyć drugi z rzędu złoty medal w supergigancie.

– Jestem naprawdę dumny z tego medalu – powiedział Feuz. – Przegranie z tymi dwoma Norwegami nie stanowi problemu, od lat są na topie. Aksel mimo takich poważnych kłopotów zdrowotnych nadal jest świetny – dodał, nawiązując do ostatniej kontuzji Svindala, która wyeliminowała go z rywalizacji na ponad rok.

Svindal przyznał, że trochę smuci go mała liczba kibiców obserwujących zmagania alpejczyków. –Myślę, że to trochę dziwne. Mamy igrzyska, a na trybunach jest niewielu ludzi. To smutne – zaznaczył.

– W Austrii, Szwajcarii, Włoszech, Norwegii czy Szwecji na takie zawody przyszłoby 50 000 ludzi – podkreślił, ale zapewnił, że to rozumie. – Igrzyska to ogólnoświatowa sprawa. W Norwegii nikt nie oglądałby na przykład short tracku, a tutaj przychodzą na to tłumy.