Napisałem 9 lutego, że perspektywa rywalizacji w Pjongczangu jakoś mnie nie ożywia. Usłyszałem – jak to? Przecież to święto światowego sportu! Święto, święto i po… igrzyskach!
A skoro już po wszystkim, to pora na podsumowanie. Pięć medali, czterech naszych na podium (Kamil stał dwa razy), jeden Mazurek Dąbrowskiego. W konkursie piękności nasz bob był w czołówce, a na mecie nawet 13. Luty poszedł w nagrodę z flagą podczas ceremonii zgaszenia znicza. Wywrotek na lodzie nie liczę, bo w powietrzu byliśmy klasą dla siebie. Z akcentem na "dla siebie". Dla innych jakby mniej…
Nie pokazywano nas za często w przekazach światowych, ale kilkoro olimpijczyków "doceniono". Saneczkarz bez gogli, panczenista w blokach startowych i dzielna łyżwiarka w biegu masowym. Panna Czyszczon zaimponowała mi najbardziej. Wywiad za metą o tym jak bardzo dużo zależy w życiu od pracy powinien być odtwarzany na lekcjach wuefu we wszystkich podstawówkach.
A co nie powinno być pokazywane pod żadnym pozorem? Ostatnie pudła ślepymi argumentami pewnej biathlonistki zanim znalazła się na strzelnicy hejtu, z szansą na złoto olimpijskie dla siebie i koleżanek. Powiedziała, że ktoś musi biec na ostatniej zmianie, a to niewdzięczne zajęcie, bo łatwo o niezasłużoną krytykę.
Łyżwiarki szybkie też nie były zgraną paczką i pewnie dlatego fioletowa "krowa" uśmiechnęła się do nich dopiero w finale D. D – jak drużyna. A tacy skoczkowie pokazali, co znaczy być zespołem, któremu przyświeca cel – medal. I nie mieli pretensji do Kamila, że nie postawił kropki nad srebrem. Dobry i brąz, bo żyła złota przebiegała w 2018 pod fiordami.
Kochający się Państwo Stochowie i przeżywający trudne chwile państwo Żyłowie. Dwa bieguny szczęścia przy olimpijskim ogniu. Co mądrzejsi zauważyli, jak ważna jest w przygotowaniach druga "połówka jabłka". Pięknie napisał o tym i śpiewa Andrzej Poniedzielski. Co głupsi postanowili pogrzebać w domowym zaciszu Pana Piotra. Takie jest i pewnie będzie padliniarskie dziennikarstwo.
Nie lubię Wikipedii, bo często zawiera błędy. Szczególnie ta nasza wersja. Sprawdziłem jednak w niedzielę hasło PZN. I tak: "Polski Związek Narciarski – stowarzyszenie kultury fizycznej pełniące rolę federacji narodowej w biegach narciarskich, kombinacji norweskiej, narciarstwie alpejskim, snowboardingu oraz skokach narciarskich i narciarstwie dowolnym".
Dziękuję w tym miejscu Justynie Kowalczyk, bo przypominała nam o tym w kolejnych olimpiadach od igrzysk w Turynie. Do znudzenia. Pewnie dlatego musiała w Korei pożyczyć koleżance swoje narty, podczas gdy prezes płacił kartą za nowe materace do wioski. Jeśli te materace wrócą do kraju, to będzie mogła położyć się na nich kadra B skoczków, kombinatorów norweskich i biegacze narciarscy.
Oby do wiosny i oby… do Pekinu!