W dorobku ma srebro igrzysk olimpijskich i dwa tytuły mistrza Niemiec. Jest jednym z najlepszych na swojej pozycji. Tyle, że piłka ręczna nigdy nie była jego pasją. W czerwcu zeszłego roku, mając zaledwie 27 lat, zerwał z dotychczasowym życiem i wyruszył w świat. Zamieszkał w chacie na ogródku działkowym, a na konto UNICEF-u przekazał 20 tys. euro. Po ośmiu miesiącach zwiedzania zdecydował się wrócić do szczypiorniaka. Poznajcie niezwykłą historię Kima Ekdahla du Rietza.
Lata mijały, a Szwed awansował w hierarchii piłki ręcznej. W 2011 roku wyjechał z ojczyzny do Nantes, kilka miesięcy później wywalczył z reprezentacją srebro na igrzyskach w Londynie, po czym przeniósł się do jednej z czołowych drużyn Europy – niemieckiego Rhein-Neckar Loewen. Tam spędził pięć lat, w trakcie których wygrał rozgrywki Pucharu EHF, dwukrotnie został mistrzem Niemiec i przy okazji stał się jednym z najlepszych rozgrywających świata.
Sukcesy sportowe nie dawały mu jednak żadnej satysfakcji. Handball był dla niego tylko i wyłącznie sposobem na zarabianie pieniędzy. Gdy lata temu, podczas jednego ze zgrupowań reprezentacji, powiedział o tym legendzie kadry Kimowi Anderssonowi, ten wpadł w szał i przez kilka tygodni nie odezwał się do młodszego kolegi słowem.
Pogoń za pieniądzem okazała się jednak błędnym kołem, bo każdy kolejny trening czy mecz pozbawiały du Rietza radości z życia. W maju 2017, w rozmowie z dziennikarką EHF Magdą Pluszewską, opowiadał: – Mówiłem sobie: "Dobra, pograj jeszcze rok i odłóż trochę kasy". A potem znowu: "To może jeszcze jeden rok". I tak w kółko. Ale przecież mógłbym tak to ciągnąć i życie przeleciałoby mi przez palce, a ja wciąż robiłbym coś, co nie sprawiało mi radości.
Szwed powtarzał bowiem, że człowiek powinien wykonywać pracę, którą kocha. – A ja tak nie mam. Kiedy w lipcu przyjeżdżam do klubu na pierwszy trening, w głowie mam tylko jedną myśl: do wakacji pozostało 10 i pół miesiąca – zdradził. Decyzję o zakończeniu kariery podjął na początku 2016 roku. Klub nie miał problemów z jej zaakceptowaniem, mimo że du Rietza obowiązywał kontrakt do czerwca 2018. Wspólnie ustalili, że rozstaną się rok wcześniej.
Inny niż wszyscy
Gdy przyszedł czas, Szwed spakował wszystkie rzeczy i wyruszył w drogę z Badenii-Wirtembergii do Lund. Tam zamieszkał na terenie ogródków działkowych, w drewnianej chatce o powierzchni 15 metrów kwadratowych. Z futryn odchodziła farba, w ogrodzeniu brakowało kilku desek, a o furtkę oparty był rdzewiejący rower. Dla 28-latka było to jednak miejsce idealne.
Du Rietz zawsze jednak wyróżniał się na tle pozostałych szczypiornistów. Podczas gdy jego koledzy z klubu inwestowali w potężne SUV-y, on jeździł niewielką japońską osobówką. Studiował psychologię, bo interesowała go specyfika ludzkiej natury; nauczył się trzech języków. Gdy z Rhein-Neckar wywalczył drugie mistrzostwo Niemiec, zrezygnował ze sponsorowanego przez klub wyjazdu na Majorkę, bo, jak to ujął, "oglądanie w środku nocy tańczących na stołach Niemców nie leży w kręgu jego zainteresowań". Zamiast tego, z kolegą z drużyny, Szwedem Mikkaelem Appelgrenem, pojechali do Kolonii na turniej Final4 Ligi Mistrzów i przekazali na konto UNICEF-u 20 tys. euro.
– Wydaje mi się, że żyję na poziomie, na którym po prostu trzeba zrobić coś dla innych. Dobroczynność zawsze powinna chodzić w parze ze sportem, a w handballu za dużo działalności charytatywnej nie widziałem. Szkoda, bo świat piłki ręcznej nie jest duży – mówił.
Du Rietz odnalazł w Lund wolność. A potem spakował plecak i wyruszył w świat, aby zobaczyć i poznać inne miejsca.
Odwiedzał znajomych, nocował u nich lub u przypadkowo poznanych ludzi. Trafił do ponad 15 krajów na czterech kontynentach. Smakował wina we francuskich winnicach, przechadzał się slumsami Monrowii, podziwiał piękno natury w nowozelandzkich parkach narodowych. Zwiedził Niemcy, Francję, Szwajcarię, Senegal, Gambię, Liberię, USA, Nową Zelandię, Australię, Chorwację i Słowenię.
W większości tych miejsc był sam na sam ze swoim umysłem. – Dużo myślałem. Doszedłem do tego, że jedyną moją prawdziwą pasją są języki. Chcę nauczyć się kolejnych, choćby rosyjskiego. Tak naprawdę nigdy jednak nie dowiem się, co chcę robić – wyznał niedawno.
Powrót wspomnień
Do szczypiorniaka długo jednak nie wracał. Przez pół roku jego jedynym związkiem z piłką ręczną był udział w pokazowym treningu w Nowym Jorku, na który zaprosił go jeden z kolegów z boiska. Później, w styczniu, pojechał do Chorwacji, by zobaczyć w akcji rywalizujących podczas mistrzostw Europy rodaków. I wtedy, zupełnie niespodziewanie, zatęsknił za światem, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej był jego utrapieniem.
– Zanim wycofałem się ze sportu, nie dopuszczałem do siebie myśli, że w przyszłości może mi brakować piłki ręcznej... Niedawno jednak minęło pół roku od kiedy zrezygnowałem z gry i mam wrażenie, że to wieczność. Nie tęsknię za samą grą w tak dużym stopniu, jak za wszystkim co jest dookoła niej. Za ludźmi, za spotkaniami, za kibicami – mówił w styczniu.
Dla kibiców był to jasny sygnał, że Szwed powoli skłania się ku powrotowi do gry. Na jego ruch nie trzeba było długo czekać. Z Chorwacji pojechał do Francji, gdzie zamieszkał u przyjaciela prowadzącego winnicę w okolicach Bordeaux. Tam zatrudnił się do pracy, jednocześnie szkolił język francuski i... rozpoczął treningi w trzecioligowym klubie.
W czerwcu, kilka dni po odejściu z Rhein-Neckar, du Rietz żartował w rozmowach z mediami, że może zostanie pierwszym w historii szczypiornistą-freelancerem. Takim, którego kluby będą zatrudniać w nagłych wypadkach, gdy będą miały problemy z kontuzjami. – Będę grał w klubie kilka miesięcy, w tym czasie zarobię nieco na życie, a potem urlop i kolejny klub – snuł swoją wizję. Osiem miesięcy od tych rozmów, jego wizja zostanie wprowadzona w życie.
W piątek Rhein-Neckar ogłosiło powrót du Rietza do drużyny. – Kocham ten klub i jego fanów. To nie była trudna decyzja – powiedział szczypiornista na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.
Lwy potrzebują du Rietza między innymi z powodu problemów kadrowych. 28-latek ma pomóc drużynie na finiszu sezonu, tak w Bundeslidze, jak i Lidze Mistrzów. Niewykluczone nawet, że w tych drugich rozgrywkach jego pierwszy mecz przypadnie na starcie z PGE VIVE Kielce.
– Piłka ręczna stworzyła mi możliwości, bym żył tak, jak chcę. Czasem jest mi wstyd, że osiągnąłem tak dużo, kompletnie nie lubiąc tego, co robię. Łapię się na myśleniu, że mógłbym grać lepiej, gdybym tylko to lubił. To tylko dywagacje, ale ta myśl wraca do mnie – stwierdził w czerwcu.
Teraz, gdy odnalazł szczęście i zatęsknił za dyscypliną, nic nie stoi mu na przeszkodzie, by stał się lepszym graczem niż dotychczas. Pytanie, czy tęsknota za wolnością nie będzie zbyt silna...
Następne