W nocy z soboty na niedzielę Joanna Jędrzejczyk po raz drugi zmierzy się z Rose Namajunas. W listopadzie zeszłego roku Amerykanka niespodziewanie znokautowała Polkę, odbierając jej pas mistrzyni UFC w wadze słomkowej. – W tym nokaucie było więcej szczęścia niż umiejętności, co Aśka potwierdzi wygrywając rewanż – zaznaczył w rozmowie ze SPORT.TVP.PL Jan Błachowicz, piąty zawodnik w rankingu UFC w wadze półciężkiej.
SPORT.TVP.PL, RAFAŁ MANDES: – Czy porażka w pierwszej walce z Rose Namajunas będzie miała wpływ na rewanż?
JAN BŁACHOWICZ: – Wiem po sobie, że czasem porażka daje więcej niż zwycięstwo. Myślę, że w przypadku Aśki będzie podobnie. Na pewno wyciągnęła wnioski, do rewanżu podejdzie bardziej skoncentrowana, skupiona i wróci na tron, czyli tam, gdzie jest jej miejsce. Wierzę, że nie popełni tego samego błędu jak w pierwszym starciu. Na chwilę przymknęła oko, dostała jeden cios i walka była ustawiona.
– Jaki powinien być plan Polki na tę walkę?
– Od początku presja. Musi narzucić rywalce swój styl walki, swoje tempo. Musi tez cały czas uważać. Rączki wysoko i tak jak w poprzednich walkach rozbijać, rozbijać i jakby kawałek po kawałku zabierać Namajunas duszę, aż w końcu straci ona całą wolę walki. Po prostu musi zrobić to, co zawsze robiła, tak jak dewastowała swoje przeciwniczki przed starciem z Amerykanką. Konsekwentnie do przodu, dużo boksu, dużo kopnięć, dużo ciosów prostych, do tego ręce wysoko i powinno być dobrze. Trzecia runda, a może nawet końcówka drugiej – będzie TKO. Tak to widzę.
– Wspomniał pan, że porażka może dać Polce więcej niż wygrana, ale i rywalka po zwycięstwie "urosła".
–
Pewności siebie jej nie zabraknie. Skoro raz znokautowała Jędrzejczyk,
to jest przekonana, że może zrobić to drugi raz. Mam jednak dziwne
przeczucie, że w tym nokaucie było więcej szczęścia niż umiejętności, co
Polka potwierdzi wygrywając rewanż.
– Ta porażka to było zlekceważenie rywalki, czy głównie problemy z odpowiednią wagą przed walką?
–
Tylko Aśka wie, jaka jest prawda. Mnie się wydaje, że po prostu to nie
był jej dzień. Źle weszła w walkę, nie poczuła dystansu, była wolniejsza
i przymulona. Dieta i zbijanie wagi też mogły mieć wpływ. Tym bardziej
cieszy, że przed rewanżem nie było z tym problemów.
– A jak skomentuje pan zachowanie Conora McGregora, który zdemolował autobus, w którym przebywali zawodnicy sobotniej gali?
–
Zwykły cham i czereśniak. Tak to już jest, gdy zwykły czereśniak
dostanie trochę pieniędzy i nie kontroluje tego, co robi. Chamstwo i
tyle, nie powinno to mieć miejsca. Mam nadzieję, że UFC wyciągnie
odpowiednie konsekwencje w stosunku do niego.
– Wrócił pan już do treningów po wygranej z Jimi Manuwą?
–
Po dwóch tygodniach roztrenowania teraz delikatne treningi, na razie
jeden dziennie. Pomagam też kolegom, którzy mają swoje walki. Zacząłem
robić technikę, od przyszłego tygodnia zacznę siłę. Powoli będziemy
dokładać z trenerami inne rzeczy tak, by w przyszłych starciach
dysponować większym arsenałem. O następnym pojedynku jednak jeszcze nie
myślę, miałem trzy z rzędu walki blisko siebie i teraz musi głowa
odpocząć. Chcę też nabrać pełnego głodu, bo wtedy lepiej mi się walczy.
– W trzeciej rundzie było mi żal Manuwy – lewe proste zdewastowały jego nos.
–
A mi go nie było żal (śmiech). Bozia dała mi lewą stronę – lewa noga i
lewa ręka działają jak należy. To też zasługa trenerów, czuję to, jest
to mój konik. Lewa ręka ustawia całą walkę i chcę się tego trzymać
dalej.
– Po tym zwycięstwie jest pan piąty na świecie w rankingu UFC wagi półciężkiej. Duma rozpiera?
–
Dociera to do mnie z każdym dniem coraz bardziej. Nie odbija mi jednak,
sodówka nie uderza, ale nie ukrywam, że jest to fajne uczucie. Nie chcę
jednak spoczywać na lurach, chcę być jeszcze wyżej!