O tym, że Saul "Canelo" Alvarez nie weźmie udziału w rewanżowej walce o pasy IBF, IBO, WBA i WBC z Giennadijem Gołowkinem wiadomo już od kilku dni. Meksykanin został w środę oficjalnie zawieszony i będzie pauzował przez sześć miesięcy.
Sprawa Alvareza rozpoczęła się na początku marca po tym, jak grupa Golden Boys poinformowała o wpadce dopingowej 27-letniego pięściarza. Zgodnie z informacjami przekazanymi wtedy przez Międzynarodową Agencję Antydopingową (WADA) popularny "Canelo" miał zażywać clenbuterol – środek pozwalający na redukcję wagi i rozrost masy mięśniowej.
Sam zainteresowany tłumaczył się spożyciem zanieczyszczonego mięsa, co wydawało się na tyle wiarygodne, że "klen" dodawany jest do pasz zwierzęcych m.in. w Meksyku – ojczyźnie boksera. Zawodnik w środę nie stawił się jednak na przesłuchaniu przed Komisją Sportową Stanu Nevada, która miała być organizatorem starcia Alvareza z Gołowkinem.
"Canelo" został ostatecznie zawieszony na sześć miesięcy, co i tak jest karą niższą niż przewiduje kodeks komisji. Promotorzy pięściarza, grupa Golden Boys zapowiedzieli już, że ich zawodnik powróci na ring 15 września.
Oburzenia takim obrotem spraw nie krył Amir Khan. Brytyjczyk, który dwa lata temu został znokautowany przez Alvareza, stwierdził w rozmowie z "The Sun", że kara nałożona na Meksykanina jest zbyt łagodna. – Jeśli zawodnik wspomaga się zabronionymi substancjami, to powinien zostać zdyskwalifikowany dożywotnio. W przeciwnym razie inni pomyślą sobie "bierzmy wszyscy, skoro to daje przewagę". Uważam, że on już nie powinien walczyć. Jeśli wróci na ring, to zachęci innych do oszustwa.
Alvarez 5 maja miał zmierzyć się z Giennadijem Gołowkinem na gali w Las Vegas. Meksykanin już wcześniej wycofał się z pojedynku, a jego miejsce zajął Kazach Vanes Martirosyan.