– Ma wspaniałą psychikę, nie boi się nikogo na świecie. Amerykanie mocno nie doceniali naszego zawodnika. Rezultat 110:117 to kpina – powiedział po przylocie z Nowego Jorku promotor Macieja Sulęckiego, Andrzej Wasilewski. Polski pięściarz w sobotnią noc przegrał po dwunastorundowej batalii z Danielem Jacobsem w hali Barclays Center, ale pozostawił po sobie świetne wrażenie.
Piotr Jagiełło, SPORT.TVP.PL: – Jakie były reakcje po ostatnim gongu walki Macieja Sulęckiego z Danielem Jacobsem w Nowym Jorku?
Andrzej Wasilewski: – Odbiór postawy Sulęckiego był bardzo pozytywny. Amerykanie mocno nie doceniali naszego zawodnika. Od tej strony patrząc, jest to wielkie zwycięstwo Maćka i całego naszego zespołu, pomimo końcowego rezultatu. Miał okazję pokazać się i rywalizować z jednym z najlepszych pięściarzy świata, który cieszy się sławą za oceanem. Pokazał, że ma ambicje na boje i triumfy z mocarzami tej kategorii wagowej.
– Był pan zaskoczony postawą Sulęckiego? Gospodarze przekonali się, że z ich perspektywy bliżej nieznany Polak może oszukiwać między linami byłego mistrza świata.
– Od początku twierdziłem, ze Sulęcki jest bardzo mocnym zawodnikiem. Pojechaliśmy na terytorium wroga i będzie to kolejny przeskok, jeśli chodzi o umiejętności. Udowodnił, że jest odporny psychicznie i świetnie współpracuje z trenerem Andrzejem Gmitrukiem. Pamiętałem również, że niedawno zaczęli współpracę po kilku latach przerwy. W związku z tym, sam do końca nie wiedziałem, co może się dziać w ringu w Barclays Center, choć byłem przekonany, że nie przejdzie obok tej batalii i da z siebie wszystko. Byłem pozytywnie zaskoczony twardością tego starcia. Z jednej strony jestem rozczarowany wynikiem, bo zabrakło naprawdę niewiele. Absolutnie nie zgadzam się z punktacją 110-117, to jest kpina! Niestety, znając realia dużego bokserskiego biznesu, bo Jacobs taki reprezentuje, nie mogło być łatwo. Jestem zdziwiony, że sędziowie tak brutalnie nas potraktowali. Nie oszukujmy się, po tych wydarzeniach nikt z jego obozu nie myśli o rewanżu.
– Ludzie z obozu Sulęckiego podkreślali z pełnym uznaniem, jak wyluzowany, spokojny i zdeterminowany jest Sulęcki. Charakter nie do podrobienia.
– Nie podlega żadnej dyskusji – ma wspaniałą psychikę... Bez tego nie ma szans na wielkie sukcesy. Z historii wiemy przecież, że byli mistrzowie sparingów z wielkim potencjałem, którym brakowało jednak głowy i na wysokim poziomie nie byli w stanie zrobić kroku naprzód. Wtedy pewien poziom jest już nie do przeskoczenia.
– Sytuacja z końcówki jednej z rund – Jacobs trafia bardzo mocnym ciosem i co robi Sulęcki? Nie włącza biegu wstecznego, zaciska zęby i wchodzi w wymianę. Z takim zachowaniem oponenta Jacobs nie spotkał się dawno.
– Mało kto by się na coś takiego zdecydował, Jacobs był naprawdę zaskoczony. Poszedł śladami Krzysztofa Głowackiego ze starcia z Marco Huckiem – nie dał się stłamsić. Sulęcki przyjął wojnę, pokazał, że ma czym uderzyć. Zmusił rywala do szacunku.
– Pieniądze zainwestowane w wartościowe przygotowania na pewno nie poszły na marne. Między innymi dzięki temu był tak pewny siebie?
– Musimy się wszyscy przestać oszukiwać. Jeśli zawodnicy mają swoje marzenia, słuszne lub nie, to muszą być zainwestowane bardzo duże pieniądze. Bez takich przygotowań, w których zrobiliśmy Sulęckiemu Amerykę w Polsce, ściągnęliśmy "kozackich" sparingpartnerów, którzy sami mają wielkie ambicje. Inaczej nie da się zbudować wielkiej formy. Jest pewien próg w którym "zwykłe" treningi nie rozwijają zawodnika. Stąd co jakiś czas, przy okazji wielkich sportowych wyzwań, w ogóle nie liczymy się z kosztami. Stawiamy wszystko na jedną kartę, ściągając najlepszych i najdroższych sparingpartnerów, zgodnie z życzeniami trenerów. Tak było w tym przypadku.
– Cały czas trwają rozważania nad przyszłością Sulęckiego, choć wciąż nie opadły jeszcze emocje po sobotniej wojnie. Istnieje szansa, że powrót nastąpi podczas gali w Polsce?
– Przede wszystkim zdał bardzo trudny egzamin, współpraca z Gmitrukiem również się sprawdziła. Trenowali wspólnie 11 tygodni, czyli krótko. Dopiero teraz będzie można popracować spokojnie i zobaczyć, jakie nowości uda się wprowadzić. W tej kategorii wagowej przegrana po świetnej walce nie przynosi nam żadnej ujmy. Właściwie poza braćmi Charlo, w czołówce każdy ma jakąś skazę w bilansie. Gdy na dobre opadnie już kurz, to musimy na spokojnie się spotkać i porozmawiać o przyszłości. Jestem zwolennikiem modelu aktywnej pracy – gdy nie ma urazu to dobrym pomysłem byłby szybki powrót na ring i stoczenie ośmio-dziesięciorundowej walki, w Polsce lub Stanach Zjednoczonych – wszystko jedno. Nie możemy dopuścić do sytuacji, jak w przypadku Artura Szpilki, gdy przerwy były stanowczo za długie.
– Po walce napisałem, że trener Gmitruk po raz kolejny udowodnił, iż należy do wąskiej elity szkoleniowców, nie tylko w Europie, ale także na świecie. Niesamowita była umiejętność motywacji w przerwach pomiędzy rundami. Byłem pod wrażeniem. Ten duet powrócił do owocnej współpracy?
– Myślę, że ta współpraca jest nawet lepsza niż kiedyś, bo przed laty była dominacja. Młody zawodnik posiedział w Stanach Zjednoczonych, nauczył się różnych szkół trenerskich i przyswoił wiedzę. Docenia warsztat Gmitruka, a nie ulega wątpliwości, że gdy trener oddaję się swojej pracy, to jest kimś szczególnym nie tylko w skali Polski. Poza tym, jest to rzadko spotykane połączenie technicznego boksu z odpowiednim nastawieniem mentalnym, motywacją.
– Jeśli Sulęcki podtrzyma ringową aktywność, to wydaje się, że jest w najlepszym okresie w swojej karierze.
– Maciej wchodzi w najlepszy wiek, ma 29. lat i stał się prawdziwym mężczyzną na zawodowych ringach. Nie dokuczają mu kontuzje, nie przyjmuje wielu ciosów, czyli przed nim wiele dobrego. Jacobs wcale nie trafiał go z łatwością. W dwunastej rundzie był liczony, ale wcześniej nie było takich kłopotów. Ma również odporną na rozcięcia skórę. Dołożył do tego umiejętną defensywę.
– Gdybyśmy pół roku temu rozmawiali o walce Sulęckiego z Gołowkinem lub Alvarezem, to przypominałoby abstrakcję. W tym momencie, takie wizja to nie muszą być wcale bujdy, jeśli Polak będzie dalej się rozwijał.
– Trzeba poczekać i zobaczyć, jak się wszystko ułoży. Jesteśmy przecież otwarci na różne możliwości i propozycje. Pokazał, że nie boi się nikogo na świecie i będziemy szukać jak największych pojedynków. Nie czuje strachu, obaw. Można mnie lubić lub nie, ale jeśli nam się nie przeszkadza i okazuje trochę zaufania, to co jakiś czas potrafię wyczarować z rękawa takie walki.