Największą gwiazdą Liverpoolu jest obecnie Mohamed Salah, ale w cieniu Egipcjanina świetny sezon rozgrywa Sadio Mane. Senegalczyk to zawodnik, którego życie doświadczyło w sposób szczególny, mimo to należy do najlepszych piłkarzy na świecie, a wiele jeszcze przed nim.
Wychowywał się z dala od Dakaru – w Sedhiou. Szybko dał się poznać jako uzdolniony piłkarz, bo już w wieku piętnastu lat udał się do oddalonej ponad osiemset kilometrów na północ od stolicy Senegalu, aby wykonać istotny krok w kierunku zawodowej kariery. – Pojechaliśmy tam z wujkiem na testy – wyznał w rozmowie z "Goal.com". Nim do tego doszło, musiał jednak uporać się z pewnym problemem…
– Grywaliśmy turnieje w naszej miejscowości, zawsze przychodziłem to oglądać – mówił. Później, gdy zaczął brać w nich udział, wyróżniał się na tle innych. – Wszyscy mówili, że jestem najlepszy w mieście, ale moja rodzina nie była sportowa, tylko bardzo religijna. Chcieli dla mnie czegoś innego – stwierdził Mane.
Niewiele brakowało, aby w ogóle nie grał w piłkę. Udało się jednak namówić rodzinę, żeby pozwoliła mu uprawiać futbol zawodowo. – Kiedy zauważyli, że moja głowa jest nakierowana wyłącznie na ten sport, zacząłem ich przekonywać, żeby pozwolili mi pojechać do Dakaru – wyznał. I wreszcie się udało. – Na początku tego nie akceptowali, ale z biegiem czasu zaczęli mi pomagać – dodał.
– Teraz to zabawne – ale wtedy pewien starszy człowiek popatrzył na mnie, jakbym znalazł się w niewłaściwym miejscu – opowiadał Mane. – Spytał: "przyszedłeś tutaj na testy?", odpowiedziałem, że tak. On na to: "w tych butach? Jak możesz w nich grać?". Były w złym stanie, miały dziury, były stare – kontynuował.
Mężczyźnie nie podobały się także spodenki piłkarza. – "Nie masz nawet porządnych szortów piłkarskich?" – spytał. Opowiedziałem, że to były najlepsze ciuchy jakie miałem, a ja chciałem tylko pograć w piłkę i móc się wykazać. Kiedy wybiegłem na murawę, widziałem zdziwienie na jego twarzy – kontynuował Senegalczyk.
Okazało się, że ten człowiek pomógł Mane. Po tym, jak zobaczył grę pomocnika, złożył mu propozycję. – Podszedł do mnie i powiedział "biorę cię od razu. Będziesz grać w moim zespole". Po testach udałem się więc do akademii piłkarskiej, w której pracował – wspominał zawodnik Liverpoolu.
Chłopak z ulicy
Mane od dzieciństwa miał piłkę przyklejoną do nogi. Spędzał z nią wiele czasu, poświęcał życie, kiedy nie mógł widzieć w tym jeszcze żadnego interesu. – Spędzałem czas w mieście, grałem "po drodze" – na ulicy albo gdziekolwiek widziałem mecz – precyzował. – Odkąd miałem dwa albo trzy lata pamiętam, że zawsze towarzyszyła mi piłka. Widząc grające dzieci, dołączałem do nich – dodał.
Tak Mane zaczynał. Okres dzieciństwa przypadł mu na… złote lata reprezentacji Senegalu. – Gdy podrosłem, jeździłem na mecze, szczególnie kadry narodowej. Pragnąłem ujrzeć moich bohaterów i wyobrazić sobie, że jestem wśród nich – powiedział. – W kraju było wielkie poruszenie podczas finałów mistrzostw świata w 2002 roku, gdy zespół po raz pierwszy zakwalifikował się do ćwierćfinału turnieju – przybliżył sytuację.
U właściwego trenera
Wybrał transfer do Southampton, w którym zachwycał, co zaowocowało transferem do Liverpoolu Juergena Kloppa. Niemiec chciał go pozyskać jednak znacznie wcześniej – wśród klubów zainteresowanych usługami Senegalczyka w 2014 roku była Borussia Dortmund.
Mane od początku podziwiał niemieckiego szkoleniowca. – Byłem podekscytowany, nie mogłem uwierzyć, że chciał mnie spotkać i myślał, iż mogę pomóc jego drużynie. Borussia była tak dobra… Stale ich oglądałem – wyznał. – Transfer jednak nie wyszedł. Byłem sfrustrowany, ale takie jest życie – nic nie przychodzi łatwo – dodał Senegalczyk.
– Powiedziałem sobie, że muszę dalej ciężko pracować, dawać z siebie wszystko, a coś wielkiego nadejdzie. I tak zrobiłem. Poszedłem do Southampton, grałem dobrze, a wtedy Klopp zechciał spotkać się ze mną ponownie – opowiedział Mane. – Teraz mam dość szczęścia, pracując z jednym z najlepszych trenerów na świecie i ucząc się od niego – skonkludował.
Szczęściarz
– Wielu ludzi, z którymi dorastałem, było bardzo zdolnymi piłkarzami, ale w przeciwieństwie do mnie nie dostali szansy na stanie się zawodowymi piłkarzami – powiedział Mane. Mimo wszystko los pomógł mu w zrobieniu kariery. – Wiem, że trudne rzeczy, które mi się przydarzyły, pomogły mi osiągnąć sukcesów. Teraz jestem, gdzie jestem, niczego nie żałuję, przeżywam sen – mówił Mane o swojej sytuacji. Pomóc musiał też charakter. – Lubię słuchać, oglądać i się uczyć – stwierdził.