Robert Lewandowski zawsze wiedział, czego chce i potrafił dopiąć swego. Takie wnioski płyną z analizy jego dotychczasowych transferów. Czy to był Pruszków, Poznań czy Dortmund, "Lewy" zawsze potrafił dojść do kompromisu ze swoim pracodawcą i w odpowiednim momencie znaleźć nowego. W całym zamieszaniu związanym z ewentualnym odejściem Polaka z Bayernu Monachium, warto przypomnieć, jak wyglądały jego transferowe losy w przeszłości.
2008: ze Znicza do Lecha za 380 tys. euro
Po dwóch latach spędzonych w Pruszkowie Lewandowski nie narzekał na brak zainteresowania. Był przecież królem strzelców III i II ligi, a nie skończył jeszcze 20 lat. Współpracował już wtedy z Cezarym Kucharskim. – Był taki moment w Zniczu, że Robert był bez kontraktu. Każdy mógł go wziąć za ekwiwalent - wspominał ówczesny trener pruszkowskiego zespołu, Leszek Ojrzyński, w wywiadzie udzielonym SPORT.TVP.PL na potrzeby "Projektu: Lewy". – Z czasem przedłużył jednak umowę na dwa lata, dostał minimalną podwyżkę, a później na horyzoncie pojawił się Kucharski.
Młody piłkarz i początkujący menedżer musieli wspólnie wybrać kolejny klub, a chętnych było wielu. Najwięcej pieniędzy oferowały Cracovia i Jagiellonia Białystok. Ale Lewandowski wolał przenieść się do zespołu grającego w europejskich pucharach. Rozważał Wisłę Kraków, Lecha Poznań i Legię Warszawa, choć do tej ostatniej był jeszcze zniechęcony po tym jak go potraktowała dwa lata wcześniej. Ostatecznie Legia też się nie zdecydowała, bo ówczesny dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak wolał zaciąg z Hiszpanii. – Możecie sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę – to zdanie w Pruszkowie i w Warszawie pamiętają do dziś.
Współpraca "Lewego" z Kucharskim nie od początku układała się wzorcowo. "Życzliwi" podpowiadali 20-letniemu piłkarzowi, by patrzył swojemu agentowi na ręce. "Mam nadzieję, że trafię do klubu, w którym będę mógł się rozwijać, a nie tam, gdzie dostaniesz największą prowizję" – taki sms wysłany do Kucharskiego pojawia się w każdej z biografii Lewandowskiego. W odpowiedzi menedżer zaprosił go na kolację, na której przedstawił mu warunki kontraktu wynegocjowanego z Lechem – czterokrotnie wyższe od oczekiwań Roberta.
Kolejorz był najbardziej zdeterminowany. Jego wysłannicy oglądali "Lewego" na żywo co najmniej dziesięć razy. Trener Franciszek Smuda tylko raz, w wygranym 3:2 meczu z Polonią Warszawa, w którym Robert strzelił dwa gole. – To była prosta decyzja. Po 30 minutach powiedziałem Czarkowi Kucharskiemu, że tyle mi wystarczy. W przerwie zadzwoniłem do dyrektora sportowego, żeby szykował kasę i bierzemy go do Poznania. Byłem pewien na 200 procent, że to bardzo dobry materiał na napastnika – zapewniał "Franz" w rozmowie ze SPORT.TVP.PL. – Czarek bardzo chciał, żeby poszedł do mnie. Mówił, że się u mnie rozwinie – dodał. Tak rzeczywiście się stało.
2010: z Lecha do Borussii za 4,5 mln euro
Trafił do Lecha w dobrym okresie. Młoda drużyna grała ofensywnie i była na fali. W dwa lata zdobył w Poznaniu mistrzostwo, Puchar i Superpuchar Polski. Zasmakował gry w Europie. Ale już po pierwszym sezonie, w którym strzelił 14 goli, chciał iść do Borussii Dortmund. BVB proponowało 2,5 mln euro. – Obserwowali go ponad półtora roku. Czytałem później raporty skautów na jego temat. Było ich bardzo dużo i były bardzo szczegółowe – mówił SPORT.TVP.PL polski skaut Borussii, Artur Płatek. Lech nie zgodził się na sprzedaż, a w zamian obiecał Lewandowskiemu podwyżkę. Później zwlekał z rozmowami, udawał, że tematu nie ma. "Lewy" długo miał o to żal, ale sytuację zdołał załagodzić Kucharski.
Drugi sezon w Poznaniu, już pod wodzą Jacka Zielińskiego, był jeszcze lepszy i tylko utwierdził w przekonaniu obserwatorów z Dortmundu. – Wiosną wysłannicy Borussii byli praktycznie na każdym meczu, a sam Juergen Klopp oglądał go jakieś cztery, pięć razy – wspominał Smuda, który wówczas był już selekcjonerem reprezentacji. Jego poprzednik, Leo Beenhakker, również polecał "Lewego" prezesowi BVB, Hansowi-Joachimowi Watzke, z którym miał bardzo dobre relacje. – Ze względu na te dobre stosunki Leo miał nawet propozycję objęcia w Borussii w okresie, w którym prowadził kadrę. Podziękował tłumacząc się wiekiem, a gdy zespół objął Klopp, pytano go o rekomendację i na pewno wystawił Lewandowskiemu dobrą opinię, bo Robert na to zasługiwał – zdradził w rozmowie ze SPORT.TVP.PL Rafał Ulatowski, asystent Holendra w sztabie reprezentacji.
Ale przecież o króla strzelców Ekstraklasy starała się nie tylko Borussia. Najbardziej aktywne były kluby ze Wschodu – Fenerbahce Stambuł, Zenit St. Petersburg i Szachtar Donieck. Ci ostatni oferowali blisko osiem milionów euro. To byłby absolutny rekord Ekstraklasy. Ale Kucharski i Lewandowski od początku zapewniali, że interesują ich tylko zachodnie ligi. Co ciekawe, do przenosin do Doniecka Lewandowskiego zniechęcił inny Lewandowski – Mariusz – kolega z reprezentacji i piłkarz Szachtara. – Robert byłby u nas potrzebny, ale nie byłby szczęśliwy, bo by nie grał – mówił Mariusz Lewandowski w książce "Nienasycony" Pawła Wilkowicza. – Trener Mircea Lucescu budował atak w oparciu o Brazylijczyków. Zawsze rządzili oni, znali się jak łyse konie i błyszczeli na boisku. Nasza filozofia ataku była latynoska, a nie latynosko-polska.
Działacze Lecha byli rozczarowani, ale musieli zaakceptować tę decyzję. W grze zostały BVB, włoska Genua i angielskie Blackburn. Wcześniej wycofało się Hoffenheim. Jak powszechnie wiadomo, "Lewy" nie poleciał na rekonesans do Anglii przez erupcję islandzkiego wulkanu Eyjafjallajokull. Do Dortmundu mógł pojechać samochodem. Borussia miała młodą, obiecującą drużynę, a w niej dwóch Polaków. Kuba Błaszczykowski na zgrupowaniach polecał Dortmund młodszemu koledze. Również oczekiwania Lecha zostały spełnione – 4,5 mln euro plus bonusy to był wówczas potężny wydatek dla Niemców, którzy dopiero odbudowywali swoją potęgę.
2014: z Borussii do Bayernu za darmo
– W grudniu 2012 roku, w jednej z rozmów z dyrektorem sportowym Borussii Michaelem Zorcem powiedziałem mu, że mam takie przeczucie, że Robert pójdzie do Bayernu. Uśmiechnął się i stwierdził: "To niemożliwe". W styczniu przyszedł i powiedział: "No chyba jednak tak". To było półtora roku przed końcem kontraktu – wspominał Płatek. Bayern już wtedy porozumiał się z "Lewym". To był biznes doskonały. Poczekał do końca kontraktu i za darmo zdobył najlepszego napastnika Bundesligi. A "przy okazji" osłabił największego rywala w Niemczech.
Zamiast Monachium, Lewandowski mógł już wtedy przenieść się do Madrytu, Londynu lub Manchesteru. Chelsea, City i United zabiegały o Polaka regularnie od 2011 roku, a Real włączył się do wyścigu po pamiętnych czterech golach w półfinale Ligi Mistrzów. Jose Mourinho wysyłał sms-y, Florentino Perez zapraszał na kolacje. W grze były wielkie pieniądze – jeszcze w ostatniej chwili Królewscy (według Kucharskiego) zaproponowali gigantyczną ofertę, o 20 mln euro wyższą od Bayernu. Ale Lewandowski był już od dawna dogadany z Bawarczykami i, mimo rozterek, zamierzał dotrzymać słowa.
Kibice Borussii z trudem, ale zaakceptowali jego decyzję. – Nikt nie miał problemów z odejściem Roberta do Bayernu, bo on zawsze grał w otwarte karty, nie kłamał, fani wiedzieli, jak wygląda sytuacja. Powiedział szefom klubu kiedy zamierza odejść. Borussia podjęła duże ryzyko zgadzając się na odejście rok przed końcem kontraktu, ale w klubie wiedzieli, jakim Robert jest profesjonalistą – mówił Joerg Weiler, dziennikarz "Bilda", w rozmowie do "Projektu: Lewy".
Tym razem, według niemieckiej prasy, tego profesjonalizmu brakuje. Po czterech latach w Bayernie „Lewy” zmienił taktykę. Rozstał się z Kucharskim, a jego zachowanie od kilku tygodni wygląda tak, jakby świadomie zniechęcał do siebie kibiców i szefów Bayernu, byle tylko wreszcie wyrwać się z Allianz Arena. Z drugiej strony, Karl-Heinz Rummenigge i spółka uparcie zapewniają, że Polak nigdzie się nie ruszy. Jaki będzie efekt tych przepychanek? Odpowiedź poznamy prawdopodobnie dopiero po mundialu.
Następne