Już w sobotę wielki finał Ligi Mistrzów – w Kijowie na Stadionie Olimpijskim Real Madryt zmierzy się z Liverpoolem. Kto sięgnie po najcenniejsze trofeum w europejskim futbolu? Głos w tej sprawie zabrali dziennikarze SPORT.TVP.PL – Maciej Łuczak oraz Marcin Sikora.
Maciej Łuczak
– Liverpool wygra finał Ligi Mistrzów, ponieważ dysponuje ogromną siłą w ataku. The Reds to nie tylko trio: Mohamed Salah – Sadio Mane – Roberto Firmino, ale również skuteczny jeżeli chodzi o asysty James Milner. W tej edycji Ligi Mistrzów The Reds strzelili aż 40 goli, co daje średnią 3,33 bramki na mecz. W dodatku nie przekonuje mnie to, co w obronie prezentuje Real. Zarówno w rewanżowym meczu z Juventusem, jak i Bayernem, rywale Królewskich stworzyli przynajmniej kilka świetnych okazji do zdobycia bramki. Obrońców trofeum ratowała nieskuteczność rywali lub świetnie interweniujący Keylor Navas. Na Liverpool będzie to jednak za mało.
Marcin Sikora
– Real w całym sezonie faktycznie, gra dosyć "wesoło" w defensywie. Ale mam przekonanie, poparte doświadczeniem ostatnich lat, że finał to zupełnie inna kategoria meczów. Tu nie będzie kotła Anfield, nie będzie w głowie wyniku pierwszego meczu i zapasu psychicznego. A jak Królewscy rozgrywali pierwsze mecze pucharowe i jakimi kończyły się wynikami nikomu przypominać nie trzeba. Przemilczę wspominanie o defensywie Realu, kiedy po drugiej stronie będzie "dowodził" Dejan Lovren... Zresztą ten mecz i tak rozegra się w drugiej linii. A tu nawet jak słabszy dzień będzie miał Kroos, Casemiro, czy Modrić... to wejdzie Isco, Kovacić czy Asensio. Chyba tylko Henderson mógłby zahaczyć się na ławkę rywali.
Maciej Łuczak
– Wyśmiewanie się z obrony Liverpoolu jest dość
popularne, ale nie do końca wytrzymuje starcie z faktami. Po pierwsze
to nie Lovren, a Virgil van Dijk będzie dowodził defensywą The Reds.
Sporo było narzekania, iż Holender to przepłacony transfer, ale on
dobrze wpasował się w tę drużynę. Po drugie w dwumeczu z Manchesterem
City Liverpool udowodnił, że jest w stanie wytrzymać napór ze strony
naprawdę silnej ofensywy. Przez 180 minut stracił zaledwie jednego gola w
starciu z klubem, który w Premier League złamał barierę stu zdobytych
bramek. A co do drugiej linii… Gdyby kierować się nazwiskami, to
Liverpool powinien odpaść już w ćwierćfinale, we wspomnianym wcześniej
dwumeczu z mistrzami Anglii. Siłą zespołów Kloppa nie są
indywidualności, lecz kolektyw. Tym zachwycała jego Borussia Dortmund i
podobnie jest teraz w drużynie The Reds. Na papierze oczywiście lepiej
wygląda pomoc Realu, ale gdyby to papier decydował o tym, kto zagra w
finale, to chyba zgodzisz się, że Królewscy mieliby w Kijowie innego
rywala.
Marcin Sikora
– Przypomnę, że Liverpool w drodze do finału wyrzucał
takie "potęgi" jak Porto czy Roma, co papier zdecydowanie przyjmie.
Wyeliminowanie Manchesteru City to żaden wyczyn, bo to drużyna z...
Premier League, która nie zna nawet zapachu finału Ligi Mistrzów. Real
ostatni raz odpadł z "Anglikami", kiedy jeszcze po boisku biegał Thierry
Henry czy Robert Pires. Zresztą już widzę trzęsące się nogi Cristiano
Ronaldo, gdy zobaczy na przeciw siebie Virgila van Dijka... A opowieści o
kolektywie, dobrej atmosferze, czy dobrych przeczuciach są dla kibiców.
Potem przychodzi mecz, na boisko wychodzą piłkarze o konkretnych
umiejętnościach i wygrywa Real. Poziom talentu w Liverpoolu jest
ograniczony w każdej formacji.
Maciej Łuczak
– To już nie jest wina Liverpoolu, że np. Barcelona
postanowiła odpaść z Romą. Zresztą jako sympatyk Realu dobrze wiesz, że takie
argumenty nie mają większego sensu, bo to przecież Królewskim często
zarzucano, iż w Lidze Mistrzów mają autostradę do finału. Natomiast
oczywiście trudno się nie zgodzić z tym, że Real ma lepszych piłkarzy.
Dlatego uważam, że Liverpoolowi sprzyja format finału, czyli jeden mecz.
The Reds są w stanie zagrać jedno wielkie spotkanie, coś na wzór
pierwszego meczu z Manchesterem City. A co do Ronaldo i jego ugiętych
nóg... Być może on nawet nie wie, kto to jest van Dijk, nie sądzę też,
by zawracał sobie głowę innymi obrońcami The Reds, ale spodziewam się,
że ten finał rozstrzygnie się w ofensywie, a tam Real ma wyśmiewanego
nawet przez własnych kibiców Karima Benzemę.
Marcin Sikora
– Kibice Bayernu Monachium też mieli ubaw z Karima!
Maciej Łuczak
– Na koniec, z przymrużeniem oka, warto
spojrzeć w liczby. Zawsze uważałem, że im dłużej jakaś passa trwa, tym
coraz bardziej prawdopodobne jest to, iż się skończy. Juegen Klopp
przegrał pięć finałów z rzędu. Natomiast Real Madryt, gdy już w Lidze
Mistrzów awansował do decydującego o trofeum meczu, to zawsze go
wygrywał. Często, jak np. w 2014 i 2016 roku, mając przy tym sporo
szczęścia. Karta musi się w końcu obrócić.
Marcin Sikora
– Gdy brakuje argumentów piłkarskich to wierzy się szczęście, dobre wróżby, albo który kwiatek z herbem schrupie hipopotam...