Dotknięcie piłki ręką przez Meksykanina Javiera Hernandeza w meczu ze Szwecją i decyzja sędziego Nestora Pitany, podobnie jak akcja z udziałem Argentyńczyka Marcosa Rojo i decyzja sędziego Cuneyta Cakira, rzuciły jasne światło na szkody, jakie w Polsce wyrządziły prywatne interpretacje przepisów rozpowszechniane w ostatnich latach. Brak rzutów karnych wiele osób krytykuje przez pryzmat błędnych interpretacji firmowanych przez PZPN, choć mundial rozgrywany jest według reguł IFAB i FIFA.
Nie można merytorycznie obronić poziomu sędziowania, jaki w Rosji zaprezentowali na przykład Kolumbijczyk Wilmar Roldan czy Uzbek Rawszan Irmatow. Ze wszystkich sędziów obaj wypadli zdecydowanie najsłabiej. Forma Roldana niestety nie jest niespodzianką, bo już cztery lata temu w Brazylii i rok temu w czasie Pucharu Konfederacji w Rosji pokazał, że ma poważne problemy nie tylko z podejmowaniem najważniejszych decyzji, ale również z zarządzaniem zawodnikami. A to przecież podstawowa umiejętność sędziowska na tym poziomie rozgrywek. W meczu Anglia – Tunezja Roldan nie reagował odpowiednio na to, że obrońcy przytrzymywali Harry’ego Kane’a w polu karnym i Anglii należał się co najmniej jeden rzut karny w sytuacji ewidentnej, a podyktowanie dwóch też nie byłoby błędem. Przez pasywność arbitra Anglicy musieli męczyć się do ostatnich minut i ledwo udało im się wygrać. FIFA zainwestowała w tego sędziego dużo czasu, pieniędzy i wysiłku, ale nie jestem pewien, czy nadal będzie chciała powoływać go na swoje turnieje.
"Co ty, owcami handlujesz?"
Bardziej zdumiewające jest to, co w dwóch meczach mundialu w Rosji zaprezentował Irmatow, jeden z najbardziej uzdolnionych i obiecujących sędziów w historii. W 2007 roku zachwycałem się jego pracą w czasie mistrzostw świata do lat 20 w Kanadzie i mistrzostw świata do lat 17 w Korei Południowej. Powiedziałem mu wtedy, że zrobi wielką karierę, co po latach pamiętał i sam mi przypomniał. Rawszan był odkryciem tych turniejów i dlatego starałem się, żeby PZPN zaprosił go do sędziowania Ekstraklasy. W Polsce był wtedy szczyt afery korupcyjnej, sędziowie byli zawożeni do aresztu we Wrocławiu jeden po drugim, czasem po kilku w tygodniu. Dramatycznie kurczyła się lista sędziów Ekstraklasy, a pewnych zmienników brakowało. Irmatow był bardzo zainteresowany sędziowaniem w Polsce. Niestety PZPN konsekwentnie stawiał na swoich zaufanych ludzi, którzy potem znikali z kajdankami na rękach i paskiem na oczach.
"Co ty, owcami z nim handlujesz, że tak ci zależy, żeby go zaprosić?" – usłyszałem wtedy od ważnej osoby pracującej w PZPN. "Nie, po prostu my potrzebujemy dobrych i uczciwych sędziów, a Irmatow to wielki talent, warto mu pomagać, bo ma szanse zostać wielkim sędzią" - odpowiedziałem. Grochem o ścianę.
W 2010 roku Uzbek sędziował mecze mistrzostw świata w RPA. Prowadził między innymi mecz otwarcia i półfinał. Dopiero po takich sukcesach PZPN zgodził się zaprosić go do Polski, ale tylko na mecz towarzyski Polska – Ukraina (1:1 w Łodzi), choć afera korupcyjna trwała i nadal brakowało odpowiednich sędziów do pracy w Ekstraklasie.
Sędziowska "dyplomacja" czy argumenty merytoryczne
Cztery lata później Irmatow był jednym z kandydatów do sędziowania finału mundialu w Brazylii, ale niestety zaprezentował formę niższą niż w RPA. Przed mundialem w Rosji znowu był wymieniany w gronie faworytów do finału, ale po prowadzonych przez niego meczach Argentyna – Chorwacja i Hiszpania – Maroko niestety stał się głównym kandydatem do opuszczenia Rosji. W tym drugim meczu popełnił tyle poważnych błędów, że mundialowy program telewizyjny okazał się za krótki na pokazanie wszystkich. Rawszan to mój stary znajomy, więc przykro mi to pisać, ale nie mogę udawać, że czarne jest białe. Trudno znaleźć jakikolwiek merytoryczny argument za pozostawieniem go na dalszą fazę turnieju, a nie sądzę, żeby FIFA kierowała się w tej sprawie sentymentem czy nadzieją na nagłą odbudowę formy z 2010 czy choćby z 2014 roku. Swoją nadzieję Rawszan może lokować jedynie w tak zwanej sędziowskiej dyplomacji, która – co wiele razy podkreślał choćby Michał Listkiewicz – w sędziowaniu na takich imprezach jest bardzo ważna. Tylko czy inni sędziowie zasługują na to, żeby wrócić do domu kosztem kolejnej nominacji dla Irmatowa?
Na szczęście podczas mundialu widzieliśmy też znakomite występy sędziów, uczciwe i odważne decyzje podejmowane bez względu na sławę piłkarza czy siłę federacji danej reprezentacji. Dotychczas najlepiej zaprezentowali się Irańczyk Alireza Faghani, który prowadził mecz Niemcy – Meksyk (obiektywizm "do bólu", 0:1), Holender Bjorn Kuipers prowadzący spotkanie Brazylia – Kostaryka (odwołany karny dla Brazylii i wzorowa reprymenda udzielona Neymarowi przy innej okazji) i właśnie Cuneyt Cakir, który podjął całą serię bardzo dobrych decyzji w meczu Nigeria – Argentyna. Turek dał pokaz znakomitego zarządzania, utrzymywał wzorowe relacje z piłkarzami w sytuacjach trudnych lub ekstremalnych oraz udzielił sędziom na całym świecie lekcji skutecznego i wymownego operowania językiem cała ("body language"). Tyle że w Polsce został przez niektórych skrytykowany chyba nawet mocniej niż przez najbardziej sfrustrowanych kibiców drużyny w tym meczu przegranej. Najmocniej skrytykowane zostały decyzje o podyktowaniu rzutu karnego dla Nigerii i o niepodyktowaniu karnego dla Nigerii.
Pokora nakazuje: sprawdzać
Podyktowany rzut karny dla Nigerii przypomina "jedenastkę" dla Austrii przeciwko Polsce w czasie Euro 2008. Akurat tę lekcję wielu Polaków już przerobiło, ale warto krótko przypomnieć, że każdy obrońca, który ciągnie, pcha, trzyma lub w jakikolwiek sposób uderza przeciwnika musi się liczyć z ryzykiem, że sędzia podyktuje rzut karny. We współczesnym futbolu używanie rąk w polu karnym jest bardzo ryzykowne.
Drugi karny Nigerii się nie należał. Biorąc pod uwagę przepisy gry, które wydaje IFAB, czyli jedyna na świecie organizacja mająca prawo ustalać i zmieniać przepisy, decyzja w 77. minucie meczu Nigeria – Argentyna mogła być tylko jedna: grać dalej, o rzucie karnym nie może być mowy. Argentyńczyk Marcos Rojo we własnym polu karnym wyskoczył do spadającej piłki, uderzył ją głową, ale tak niefortunnie, że z bliska trafił piłką we własną rękę. Nigeryjczycy zaczęli protestować, ale człowiek to istota omylna. Sędzia Cuneyt Cakir jest arbitrem wybitnym, ale nadal ma w sobie dużo pokory, więc na wszelki wypadek poszedł sprawdzić tę sytuację na specjalnym monitorze, który FIFA ustawiła obok każdego boiska specjalnie dla sędziego, gdyby chciał skorzystać z pomocy systemu VAR. Turkowi wystarczyło parę sekund, żeby upewnić się, że na boisku ocenił sytuację prawidłowo. Dla uspokojenia sytuacji wytłumaczył to Nigeryjczykom używając wymownych gestów: "piłka odbita od głowy trafiła w rękę".
Nigeryjczycy na boisku nie widzieli powtórki telewizyjnej, więc mogli być zdziwieni i mieli prawo zgłaszać zagranie ręką. Jednak ci, którzy widzieli powtórki, kwestionować decyzji Cakira nie powinni. A jednak po meczu w Polsce stał się on jednym z najbardziej krytykowanych arbitrów. Dlaczego?
Mundialowe obalanie polskich herezji
Winne tej sytuacji są absurdalne, niezgodne z przepisami IFAB i interpretacjami FIFA wytyczne dla sędziów, jakie w ostatnich latach były rozpowszechniane w Polsce. Wielu polskich kibiców i dziennikarzy ogląda mecze mundialu i ocenia pracę sędziów na podstawie tego, co w ostatnich latach czytali lub słyszeli – w Polsce. Żyją w przeświadczeniu, że niemalże każda ręka w polu karnym, "szczególnie taka wyraźna i odchylona", powinna być karana rzutem karnym. Prawda jest jednak inna. Prywatne polskie interpretacje stosowane były w Ekstraklasie bez wiedzy i zgody IFAB czy FIFA i stoją w sprzeczności z ustaleniami i wytycznymi kompetentnych organizacji międzynarodowych. W efekcie mamy w Polsce trochę inną piłkę nożną niż ta zagraniczna, co widać nie tylko w grze klubów czy reprezentacji, ale również w reakcjach nad Wisłą na prawidłowe decyzje sędziów w Rosji.
Jeszcze większe zaskoczenie wywołała w Polsce decyzja Argentyńczyka Nestora Pitany, który w meczu Meksyk – Szwecja nie podyktował rzutu karnego dla Szwecji po tym, jak piłka trafiła w rękę biegnącego w kierunku piłki Javiera Hernandeza. W polskiej Ekstraklasie byłby to "ewidentny" rzut karny. Pitana obejrzał tę sytuację na monitorze obok boiska i podtrzymał swoją pierwotną decyzję. I słusznie. Uznał, że piłka trafiła w rękę, być może po drodze ocierając się o brzuch, że ręka była w naturalnym dla sytuacji położeniu, że obrońca nie chciał zagrać piłki ręką, że to był tylko przypadek i że nie można nagradzać drużyny atakującej za przypadkowy kontakt piłki z ręką nominalnego obrońcy. Karny powinien być rekompensatą za utraconą szansę, a nie wygranym losem na loterii, bo ktoś krzyknął: "O, panie sędzio, a tamten zawodnik dotknął piłkę odchyloną ręką!". Karny to nie gol, ale karny za coś takiego to byłoby wypaczanie sportowego sensu widowiska.
Jestem przekonany, że Cakir i Pitana zostaną w Rosji na dalszą część turnieju i jeszcze zobaczymy ich na boisku.
"Takie mamy wytyczne"
Te sytuacje i reakcje kibiców nad Wisłą dowodzą, że edukacja piłkarska w Polsce leży na całej linii. Poziom szkolenia dzieci i młodzieży, słynny "Komitet Oszalałych Rodziców" i patologiczne zachowania dorosłych na meczach dzieci, słabe wyniki reprezentacji młodzieżowych i widoczny w Rosji brak zmienników dla takich zawodników jak Lewandowski czy Glik – to jedna strona medalu. Błędne przekonania na temat przepisów gry i ich interpretacji – to druga strona. Szczerze mówiąc: nie wiem, co gorsze. Powszechna nieznajomość podstawowych reguł gry, którą tak wiele osób zajmuje się zawodowo, to okoliczność idealnie odzwierciedlająca stan polskiego futbolu. Jak można zbudować coś dużego i trwałego na fałszywych założeniach? Jak grać skutecznie nie wiedząc, co w czasie meczu można, a czego nie?
Gdy absurdalne rzuty karne były dyktowane w polskiej Ekstraklasie, sędzia Tomasz Musiał w imieniu samych sędziów szczerze wytłumaczył to w wypowiedzi telewizyjnej: "Takie mamy wytyczne". Na szczęście dla światowej piłki nożnej Cakir, Pitana i inni sędziowie mundialu mają innego szefa i inne wytyczne niż Musiał i koledzy. To jednak naprawdę niesamowite, że wymyślone i spopularyzowane w Polsce prywatne interpretacje przepisów są teraz przyczyną niesłusznej krytyki, jaka spotyka u nas sędziów prowadzących mecze mistrzostw świata.
Marciniak obrywa polskim kijem
Częściowo uderza to rykoszetem również w polskiego sędziego Szymona Marciniaka. Nie chcę już powtarzać analizy sytuacji, w których podejmował kluczowe decyzje w meczach Argentyna – Islandia i Niemcy – Szwecja. Mając odpowiednią wiedzę, każdy może ocenić je sam. Jednak to fakt bezsporny, że niektóre argumenty używane w krytyce Marciniaka są całkowicie chybione i wynikają właśnie z błędnych przekonań co do treści i sensu wytycznych dla sędziów w futbolu "pozapolskim".
Przez lata polscy sędziowie wysłuchiwali na szkoleniach, że jeśli w polu karnym obrońca atakuje od tyłu napastnika i ten się przewraca, to sędzia – nie widząc zdarzenia dokładnie – powinien zakładać, że był faul i trzeba podyktować rzut karny. "Bo to się sprawdza" – takie słyszeliśmy uzasadnienie. De facto było to nakłanianiem sędziów do stosowania domniemania winy obrońcy, czyli do ignorowania fundamentu wszelkiego rodzaju sądownictwa, powszechnego czy sportowego, opartego na domniemaniu niewinności. Dlatego w Polsce widzieliśmy wiele dziwnych rzutów karnych – kibice i dziennikarze już chyba nawet przywykli. Teraz spodziewali się takich samych decyzji podczas mundialu, a tu nagle okazuje się, czy raczej potwierdza, że polskie interpretacje mają zastosowanie tylko w Polsce. Gdy Szymon nie podyktował rzut karnego dla Argentyny i rzutu karnego dla Szwecji – podniosły się głosy: "W Polsce za podobne faule dyktował karne, w Rosji zabrakło mu odwagi".
Wkrótce dowiemy się, czy polscy sędziowie zostaną w Rosji na dłużej czy wrócą do Polski wcześniej. Niezależnie od oceny ich pracy przez FIFA, za część otrzymanej krytyki Szymon może podziękować autorowi polskich interpretacji, swojemu polskiemu przełożonemu. Polskie interpretacje zagrania piłki ręką, polskie wytyczne w sprawie spalonego, polskie wytyczne w sprawie kończenia pierwszej i drugiej połowy meczu, polskie wytyczne w sprawie zdarzeń w polu karnym czy inne lokalne wynalazki interpretacyjne proponuję raz na zawsze wyrzucić do kosza. Czas przestać mydlić ludziom oczy, że mecze piłki nożnej na poziomie międzynarodowym czy gdziekolwiek za granicą rozgrywane są według takich "zasad", jakie znamy tylko w Polsce.
Rafał Rostkowski
– były sędzia główny i sędzia asystent, sędziował m.in. w Ekstraklasie w latach 1991-2017, UEFA 1997-2017, FIFA 2001-2017.
Follow @RafalRostkowski
2 - 0
Portoryko
6 - 0
Bonaire
0 - 2
Białoruś