Marcin Lewandowski będzie jedną z największych gwiazd polskiej reprezentacji podczas ME w Berlinie. Mistrz Europy z 2010 roku jeszcze nie zdecydował, na którym z dystansów powalczy o medal. – Możliwość wyboru to luksus, ale czasami przez takie sytuacje jest więcej problemów – przyznał w rozmowie ze SPORT.TV.PL. Transmisje z ME od 7 do 12 sierpnia w Telewizji Polskiej.
Filip Kołodziejski: – Za panem wymagające starty w Diamentowej Lidze i Pucharze Świata. W Londynie nikt nie spodziewał się tak wolnego tempa. Zadowolony z wyników?
Marcin Lewandowski: – Najlepszy trening przed rywalizacją w mistrzostwach Europy. Było pewne, że w Pucharze Świata bieg będzie "czajony". Na zawodach tej rangi często się tak dzieje. Każdy walczy o punkty dla reprezentacji, a nie o wynik. Jestem przygotowany do mocnego biegania i do mocnej końcówki na bieżni. Poza tym mogę się nazwać "starym lisem". Niech rywale martwią się, jak ze mną wygrać.
– Problemy z łydką to przeszłość?
– Jasne! Jak to się mówi: "dawno i nieprawda". Straciłem sporo startów przez uraz, ale przynajmniej mam pewność, że kontuzja nie powróci. W tym momencie nic mi nie dolega.
– Podczas zgrupowania w Sankt Moritz znalazł Pan czas na chwilę relaksu?
– Relaks to za duże słowo. Ostro harowałem przez całe zgrupowanie. Spędziłem jednak miłe chwile. Przez pierwsze dwa tygodnie towarzyszyła mi rodzina. To dla mnie cenniejsze niż złoto. Gdziekolwiek byśmy nie byli, razem czujemy się szczęśliwi.
– Rywalizacja na 1500 metrów jest dla twardzieli. Potwierdzenie można znaleźć na fotografiach publikowanych w mediach społecznościowych…
– Bieganie to sport kontaktowy; nie wliczam sprintu. Trzeba być przygotowanym na takie sytuacje. Przepychanki i upadki to normalna sprawa. Niejednokrotnie na mistrzowskich imprezach leżałem na bieżni. Tak bywa. Trzeba przeżyć swoje. Później jest "z górki".
– Polacy na dystansach 800 i 1500 metrów potwierdzają, że należą do światowej czołówki. Pan, Sofia Ennaoui i Adam Kszczot osiągacie coraz lepsze wyniki.
– W tym gronie nie można zapomnieć o Angelice Cichockiej. W ostatnich latach zdominowała średnie dystanse w kraju. Obawiali się jej również rywale z całego świata. Złotego środka nie ma. Na dobre rezultaty wpływa wiele czynników. Trzeba ciężko i mądrze pracować. Kenijczycy mówią: "trenuj ciężko, zwyciężaj łatwo". Europejczycy dodają: "trenuj mądrze, a nie ciężko". Członkowie "Lewandowski Temat" podsumowują: "trenuj mądrze i ciężko".
– Na którym dystansie zobaczymy pana na bieżni w Berlinie?
– Jeszcze nie wiem. Przede mną kilka kontrolnych startów. Możliwość wyboru to luksus, ale czasami przez takie sytuacje jest więcej problemów (śmiech).
– Do Niemiec jedzie pan po złoto?
– Przede wszystkim spełniać marzenia. Zawsze daje z siebie wszystko. Będę gryzł trawę. Nie odpuszczę. Uwielbiam to, co robię. Wygrane to wyłącznie wisienka na torcie.
– A po poprawienie rekordu Polski?
– Na mistrzowskiej imprezie trudno na to liczyć. Szczególnie, jeśli chodzi o wyśrubowane rezultaty. W Berlinie trzeba walczyć o medale. Ale kto wie? Może sam siebie zaskoczę.
– Utrzymuje pan dobry kontakt z kibicami. Idealny sposób na dodatkową motywację?
– Wiem, jakie to dla nich ważne. Sam jestem kibicem i cieszę się, gdy ktoś kogo podziwiam, odpisze na wiadomość. Jestem normalną osobą i rozumiem normalnych ludzi. Kibice motywują do działania. To miedzy innymi dzięki nim jestem, kim jestem.
– Osoby ze środowiska lekkoatletycznego powtarzają, że "Lewandowski Team" cały czas się rozwija i może być tylko lepiej.
– Trener nie uważa się za najmądrzejszego na świecie, jak niektórzy. Ciągle się uczy. Rozwija się, a co za tym idzie zawodnicy "Lewandowski Team" też na tym zyskują. Jesteśmy przygotowani. Wszystko gra.
– Plany na najbliższe dni?
– Mistrzostwa Polski i powrót do Sankt Moritz. Ostatnie szlify przed mistrzostwami w Berlinie.
– To co najlepsze dopiero przed panem?
– Najlepsze już za mną! Ślub i dzieci. Jeśli jednak chodzi o sport, jestem przekonany, że najlepsze momenty dopiero nadejdą.
Następne