Ciężko wygrać, gdy w jednym meczu równocześnie walczy się z drużyną przeciwną i niepotrzebnie z sędziami. Lekceważąc przepisy gry i kwestie sędziowskie, trudno odnieść sukces w futbolu międzynarodowym. Reprezentacja Polski przekonała się o tym w Rosji w meczu z Senegalem, a Legia Warszawa – w Trnawie, gdzie straciła szanse na awans do tegorocznej edycji Ligi Mistrzów.
Piłkarzom Legii należą się brawa chyba tylko za to, że w rewanżowym meczu ze Spartakiem Trnawa do ostatnich sekund starali się doprowadzić do dogrywki. Zdumiewające było natomiast to, jak bardzo sami utrudniali sobie to zadanie. Do dogrywki zabrakło wprawdzie tylko jednego gola, ale fakty z tego meczu pokazują wyraźnie, że tak naprawdę do Ligi Mistrzów zabrakło mistrzowi Polski znacznie więcej. Z sędziowskiego punktu widzenia przede wszystkim: dobrego przykładu od trenera i przygotowania taktycznego uwzględniającego przepisy gry i aktualne wytyczne dla sędziów.
Legia kończyła mecz w dziewięcioosobowym składzie, bo czerwonymi kartkami zostali ukarani Marko Vesović w 37. minucie i Domagoj Antolić w 85. minucie. Obaj zostali wykluczeni z gry po zobaczeniu drugiej żółtej kartki. Rozumiem, dlaczego arbiter pokazał kartki po ich przewinieniach, natomiast trudniej mi zrozumieć, dlaczego zawodnicy Legii w ogóle faulowali w takich sytuacjach. Były to przewinienia nie tylko zupełnie nieusprawiedliwione, ale wręcz bardzo nieopłacalne. Piłkarze powinni zdawać sobie z tego sprawę zanim zdecydowali się je popełnić. Konsekwencje takich fauli w takich sytuacjach były bowiem łatwe do przewidzenia i, moim zdaniem były znacznie gorsze niż to, co mogłoby się stać, gdyby Vesović i Antolić w tych akcjach nie sfaulowali. Mając jedną żółtą kartkę, obaj powinni uważać i unikać fauli, zwłaszcza tak zwanych nierozważnych lub taktycznych. Jeśli zawodnik próbuje przerwać akcję rywali po własnej stracie albo tylko odzyskać piłkę, którą stracił, powinien brać pod uwagę szerszy kontekst – zdrowie rywali, swoje konto kartkowe, całość meczu czy dwumeczu – a nie tylko jedną akcję i zdarzenie sprzed chwili. W obu sytuacjach, które zakończyły się czerwonymi kartkami, zabrakło właśnie myślenia w szerszym kontekście.
W 75. minucie groźną sytuację pod bramką Legii stworzył jej bramkarz Arkadiusz Malarz, który zupełnie bezsensownie, lekkomyślnie i nieodpowiedzialnie zagrał piłkę ręką poza polem karnym. Malarz to jeden z najlepszych i najbardziej inteligentnych polskich bramkarzy. Wielu widziałoby go nawet w reprezentacji Polski, ale ma pecha, bo na co dzień występuje w lidze, w której od lat przepisy gry traktowane są z przymrużeniem oka. Stąd złe przyzwyczajenie. Malarz oczywiście musiał wiedzieć, że jest już poza polem karnym, ale – jak wielu w polskiej Ekstraklasie – przywykł, że piłkę z pola karnego można wyrzucać ręką w taki sposób, że piłka traci kontakt z ręką już poza polem karnym – bo mało kto zwraca na to w Polsce uwagę.
Standard międzynarodowy jest jednak inny. Zgodnie z przepisami gry, które teoretycznie obowiązują również w Polsce, rozmyślne zagranie piłki ręką poza polem karnym przez bramkarza zawsze karane jest rzutem wolnym, a czasem nawet kartką – w zależności od sytuacji. Sędzią asystentem numer 1 w meczu Spartak – Legia był Izraelczyk Danny Krasikow, jeden z kilku najbardziej doświadczonych specjalistów w piłkarskiej Europie. Zobaczył wyraźnie, że Malarz rzucił piłkę już za linią, więc słusznie podniósł chorągiewkę. Sędzia główny Roi Reinshreiber mógł tylko odgwizdać przewinienie legionisty i podyktować rzut wolny dla Spartaka.
Podczas meczu w Trnawie najbardziej zdumiewające rzeczy działy się jednak przy linii bocznej z udziałem trenera Legii, Deana Klafuricia. Czasem zachowywał się tak, jakby wolał koncentrować się na sędziowaniu i krytykowaniu arbitrów niż na analizie gry swoich zawodników lub przeciwników. Gdy w końcu sędzia podbiegł, aby udzielić mu reprymendy, trener zaczął sędziemu machać palcem przed nosem. Można było odnieść wrażenie, że zamiast uważnie słuchać, co arbiter miał mu do powiedzenia, trener sam próbował go pouczać lub ostrzegać. W tym momencie było jasne, że jeśli ktokolwiek z ławki Legii będzie jeszcze krytykować decyzje sędziowskie lub w jakikolwiek inny sposób zachowa się niesportowo, sędzia nie udzieli następnej reprymendy, lecz usunie kogoś z ławki rezerwowych i odeśle na trybuny. Tak też się stało. Akurat nie był to trener, ale jego rola – poprzez dawanie złego przykładu piłkarzom i pozostałym oficjelom na ławce rezerwowych – była tutaj kluczowa.
Podsumowując: dwie czerwone kartki otrzymane w wyniku zgromadzonych żółtych, rzut wolny za bezsensowne zagranie piłki ręką przez bramkarza poza polem karnym, reprymenda udzielona przez sędziego trenerowi, w czasie której trener machał palcem sędziemu przed nosem, oficjel usunięty z ławki rezerwowych, nieusprawiedliwione negatywne nastawienie i różne wrogie gesty wobec sędziów... W dorosłej i profesjonalnej piłce nożnej na poziomie międzynarodowym dawno nie widziałem żadnej drużyny, która w jednym meczu pokazałaby tyle takich zachowań i odniosła sukces. Tym samym Legia to kolejna polska drużyna, która zademonstrowała, jak lekceważenie przepisów gry i kwestii sędziowskich może przełożyć się na przebieg gry i wynik. Szkoda, że znowu przekonaliśmy się o tym w tak ważnym meczu.
Rafal Rostkowski: były sędzia główny i sędzia asystent, sędziował m.in. w Ekstraklasie w latach 1991-2017, UEFA 1997-2017, FIFA 2001-2017.
Follow @RafalRostkowski Rafał Rostkowski na Facebooku
Następne