| Lekkoatletyka

Lisowski: po Tokio mogę być magazynierem

Jakub Krzewina, Karol Zalewski, Rafał Omelko i Łukasz Krawczuk (fot. Getty Images)
Jakub Krzewina, Karol Zalewski, Rafał Omelko i Łukasz Krawczuk (fot. Getty Images)
Wojciech Koerber

Józefa Lisowskiego fanom lekkiej atletyki przedstawiać nie trzeba. Trener, który poprowadził sztafetę 4x400 metrów do zdobycia worka medali wielkich imprez, opowiedział SPORT.TVP.PL m.in. o największych talentach, które spotkał na swojej drodze, o nadchodzących mistrzostwach Europy w Berlinie i po prostu o życiu.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Józef Lisowski: – Pewnie chce Pan zapytać, kiedy odejdę ze stanowiska, bo się trochę zasiedziałem.

Wojciech Koerber: – Wiem, wiem, za rok stuknie ćwierć wieku, tak długo trwa już ta współpraca z reprezentacją. Na początek chcę jednak zapytać o coś innego – czym się interesował mały Józio w latach 60., tak pięknych dla polskiego sportu?
– Jako dzieciak (J. Lisowski to rocznik 56 – przyp.red.) oglądałem wszystko, nie tylko lekką atletykę i Memoriał Kusocińskiego, na którym pojawiali się przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński oraz premier Cyrankiewicz. Za komuny śledziłem też namiętnie Wyścig Pokoju. Najpierw jechało się na ul. Podwale we Wrocławiu, by zobaczyć peleton, a późnej biegliśmy z chłopakami do domu, w okolice Stadionu Olimpijskiego, by już w telewizji obejrzeć finisz. Lata 60. to była również kapitalna koszykówka, Frelkiewicz i Łopatka grali jeszcze na ul. Saperów. A na wspomnianym Olimpijskim albo jeździł Mauger, albo Śląsk grał z Liverpoolem. Pamiętam, jak stałem z ojcem w kolejce po bilety na ten mecz, a obok porządku pilnowała milicja i kazała grzecznie czekać. Zwykłe, ligowe spotkania piłkarzy oglądaliśmy przy Oporowskiej, dzięki klubowej legitymacji za darmo. Mam ją od 1968 roku, a więc wszystkim mówię, że obchodzę właśnie pięćdziesięciolecie przynależności do Śląska. W sobotę się chodziło na koszykówkę, a w niedzielę na futbol.

Też z takiej legitymacji korzystałem. Tyle że już pod halą na ul. Mieszczańskiej, by zobaczyć Zeliga, Zielińskiego, Williamsa. I derby z Gwardią – Wójcika, Zyskowskiego, Olesiewicza. A sukcesów zawodniczych nie było?
– Zawodniczo uprawiałem tylko biegi krótkie, trochę skoku w dal.

Ostatnio na urlopie zobaczyłem na sklepowej wystawie koszulkę z napisem "Nie potrzebuję google, moja żona wie wszystko". Niegłupie, choć czasem jednak wyszukuję – życiówka 10,8 na setkę, jak podaje wikipedia, jest prawdziwa?
– Tak, tak. Ale nie mogę się pochwalić wielkimi osiągnięciami. Mam jakiś medalik z mistrzostw Polski młodzików, zdobyłem w 1970 roku w Tarnowie srebro w wieloboju, przegrywając z Mariuszem Klimczykiem, późniejszym tyczkarzem Zawiszy Bydgoszcz, zresztą finalistą olimpijskim z Moskwy i medalistą mistrzostw Europy. On był nawet blisko rekordu świata, a życiówkę wyniósł na poziom 5,60. No i mam też jakiś medalik, brązowy, z mistrzostw Polski w Szczecinie, również w niższej kategorii wiekowej. Tam już biegłem w sztafecie 4x100 metrów. Zawodnicy pytają mnie też czasami o rekord na 400 metrów. Na tym dystansie też zdarzało mi się biegać, ale zawsze im odpowiadam, że nie zdradzę czasu. Bo jest gorszy od wyników prezes Szewińskiej.

A może nam Pan tylko zdradzi?
– Wam też nie.

To kiedy Pan sobie wymyślił, że zostanie trenerem?
– Jak się dużo trenuje i odnajduje w tym pasję, lecz postępów specjalnie nie widać, to zaczyna się czytać, analizować. Dlaczego tych postępów brak. Ja sięgnąłem w 1973 roku po "Zarys fizjologii wysiłku i treningu sportowego" Malareckiego, to był początek przygody. Czasy ogólniaka, gdy wuefista Majchrowski otwierał nam na przerwie siłownię i wyciskaliśmy sztangę. Wyciskał też wtedy, mniej od nas, taki chudzielec o nazwisku Juzyszyn, który później został rekordzistą Polski w rzucie dyskiem.

I dziewięciokrotnym mistrzem kraju w tej specjalności, którego przerzucił dopiero, gdy chodzi o liczbę tytułów, Piotr Małachowski (12 złotych). Z kadrą pracuje Pan od 1994 roku i przechodził przez okresy różne. Zdarzało się, że pieniądze na zgrupowania zakładał z własnej kieszeni.
– Kiedyś tak bywało, że związek prowadził gospodarkę, powiedzmy, nieplanową. Przed igrzyskami w Pekinie (2008) PZLA miał jakieś długi i rzeczywiście wyłożyłem własne pieniądze. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później pojawią się z powrotem na moim koncie. Każdy by tak postąpił.

Krzewina: ja przebiłem Kamila Stocha? Bez przesady... [wideo]
fot. TVP
Krzewina: ja przebiłem Kamila Stocha? Bez przesady... [wideo]

Generalnie cała ta przygoda jest jednak opłacalna, bo na koncie pojawiło się też kilka sukcesów. Największy?
– Hmm… Przede wszystkim przychodzi na myśl pierwsza wygrana z Amerykanami. Często mnie pytali, czy polscy biali sprinterzy są w stanie pokonać ekipę z USA. Wtedy zawsze kontrowałem pytaniem – a czy biali koszykarze są w stanie wygrać z amerykańskimi gwiazdami NBA? Okazało się, że i jedno, i drugie jest możliwe. W 1999 roku nam się jeszcze nie udało, ale już w 2001, w mistrzostwach świata w Lizbonie, pokonaliśmy ich w walce. Mimo że w statystykach znajdziemy informację o ich dyskwalifikacji, bo taka rzeczywiście miała miejsce po tym, jak jeden z członków sztafety wpadł na dopingu. A koszykarze? Moi zawodnicy wiedzieli, że jestem fanem basketu i podczas ateńskich igrzysk (2004) pomogli mi wywalczyć w misji bilet na mecz Amerykanów. W fazie grupowej ulegli oni Litwie (90:94 – przyp.red.). Na moich oczach.

Wspomniana przez Pana Irena Szewińska była swego czasu rekordzistką świata na 100, 200 i 400 metrów. Skoro można było wtedy, to zapewne i teraz się da. Trzeba tylko trafić na odpowiedniego sportowca.
– To prawda. Nieodkrytych talentów jest wiele. Kiedy Usain Bolt zostawał mistrzem świata juniorów młodszych na 200 metrów z czasem 20,40 trudno było nie dostrzec skali jego talentu. Ale już za takiego van Niekerka nie dałbym się kiedyś pokroić. Mam nadzieję, że w Polsce też już się urodził ktoś, kto za jakiś czas zejdzie na 400 metrów nie tyle poniżej 45, co poniżej 44 sekund. W czysty sposób!

I najlepiej, gdyby trafił do stajni Lisowskiego…
– Ja po igrzyskach w Tokio mogę już być tylko jakimś konsultantem w kadrze, ewentualnie magazynierem w nowo wybudowanej hali lekkoatletycznej we Wrocławiu.

Czyli doszliśmy do wątku, którego się Pan dopominał. Po Tokio koniec z reprezentacją?
– Nie ukrywam, że taki mam plan. Niektórzy twierdzą, że nasza praca jest lżejsza od spania, ale to praca w pocie czoła. Owszem, w pocie czoła zawodnika, jednak stres z tym związany sprawia, że nie ma trenera, który nie nabawiłby się po tylu latach problemów zdrowotnych. Ja chciałbym jeszcze popracować trochę z młodzieżą, dopóki sił będzie starczało. Byle tylko warunki we Wrocławiu się poprawiły, a na myśli mam tę obiecaną halę. Łatwiej by się pracowało.

A tak trzeba pracować na wyjeździe.
– Nie jest może tak jak kiedyś, gdy spędzałem na obozach do 250 dni w roku. Wciąż jednak zbyt wiele czasu pochłania ta tułaczka. Powinniśmy dążyć do tego, co mają w Niemczech czy Wielkiej Brytanii – bardzo dobre warunki do pracy w miejscu zamieszkania i tylko dwa, trzy razy w roku zgrupowania. A u nas? By rywalizować skutecznie ze światem, należy przebywać te 200-250 dni w roku poza domem. A to się później odbija negatywnie na wykształceniu zawodników. Młodzi mogliby pokończyć lepsze studia i zapewnić sobie lepszy start życiowy.

Prawda. Od zawsze powtarzam, że ten brak odskoczni, brak ewentualnego planu B na wypadek niepowodzenia w sporcie, paraliżuje polskich sportowców przy okazji dużych imprez jak igrzyska olimpijskie. Wciąż pracują pod presją, bo ze świadomością, że jeśli nie wyjdzie, to zostaną jak… ten Krychowiak po mundialu. A mówiąc poważnie – piłkarz jakąś robotę zawsze sobie znajdzie, przedstawiciel mniej popularnych sportów indywidualnych już niekoniecznie.
– Dzięki temu głowa rzeczywiście byłaby mniej zajęta. Odwiedziliśmy kiedyś ośrodek w niemieckim Warendorfie. Niby wioska, ale byli tam wszyscy najlepsi jeźdźcy z Niemiec i najlepsze konie. Dalej – rzutnia do oszczepu na pięć czy sześć stanowisk, hala do rzutu dyskiem, baseny, laboratoria. I ośrodek Bundeswehry, bo większość czołowych sportowców w tym kraju to wojskowi. To świetny kierunek, my też mieliśmy obiecane etaty w wojsku, a przecież co cztery lata są igrzyska wojskowych. W tamtym ośrodku trenował m.in. Mateusz Przybyłko, syn mojej zawodniczki (brązowy medalista HMŚ z Birmingham w skoku wzwyż z wynikiem 2,29 i rekordem życiowym 2,35, medal poszedł na konto Niemiec – przyp.red.). Myśmy go mogli jeszcze kilka lat temu przejąć. Szkoda, że nie trafił do Wojska Polskiego.

Skoro mowa o swego rodzaju porażkach. Pańska największa to…
– Brak medalu w Sydney. Wiem, co powiedzą niektórzy – że teraz mogę bajki opowiadać, iż…

No właśnie miałem zapytać. Już tego nie sprawdzimy, ale wedle Pana oceny – realnie, bez fantazjowania – po jakie miejsce wówczas biegliśmy?
– Chciałbym przypomnieć, że rok wcześniej w Sewilli wywalczyliśmy na bieżni srebro mistrzostw świata. Po latach, po ujawnieniu dopingu u Antonio Petigrew i dyskwalifikacji Amerykanów, zamienione na złoto. W 2001 roku zdobyliśmy złoto w HMŚ w Lizbonie, gdzie Amerykanów, później też wykluczonych, wyprzedziliśmy od razu, na bieżni. Sądzę, że ten brąz w Sydney nam się należał. Po wywrotce Roberta Maćkowiaka ograliśmy jeszcze Australijczyków, co dało nam siódmą lokatę, jednak w statystykach figurujemy o jedną wyżej, z powodu kolejnej dyskwalifikacji sztafety USA (złoto dla Nigerii, srebro dla Jamajki, brąz dla Bahamów – przyp.red.).

Marek Plawgo (fot. Getty Images)
Marek Plawgo (fot. Getty Images)

A największy talent, z jakim miał pan do czynienia i z kolegami trenerami poddawał obróbce?
– Mam nadzieję, że jeszcze się nie ujawnił. Patrząc jednak z perspektywy czasu, wskazałbym Piotra Haczka. Po prostu nie wykorzystano jego możliwości, za wcześnie skończył karierę. Nawet jest teraz u nas w Spale, z Duńczykami, sprawuje funkcję dyrektora sportowego w ichniejszej federacji lekkoatletycznej. Przestał biegać w wieku 24 lat, a główną "winowajczynią" była obecna żona, Kaśka. Tak czasem bywa, że wybiera się kobietę. Z kolei na drugim miejscu wymieniłbym tu Marka Plawgę. Wierzę jednak, że pojawią się zaraz jeszcze większe talenty. Zauważyłem, że w Pucharze Świata w Londynie mieliśmy może nie najlepszą, ale na pewno najwyższą sztafetę. Maksymilian Klepacki – 197 cm, Rafał Omelko – 195, Mateusz Rzeźniczak – 195 i Kajetan Duszyński – 192. Wychodzi średnia 194,5, nawet z drobnym haczykiem. A propos – Piotrek Haczek uchodził za wysokiego przy wzroście 187 cm, a dziś to codzienność. Niech tylko zdrowie dopisuje, bo Rzeźniczak jest po operacji kolan, a Klepacki po odmie płuc. Nawet prosiłem ostatnio lekarza związkowego, żeby przejrzał dokumentację chłopaków, bo są wartościowi. Co prawda niektórzy mnie przestrzegają, że doprowadzi się ich do stanu używalności, a później cztery litery pokażą, ale ja mogę pracować dla idei. Mam nadzieję, że polskie czterysta metrów nie zginie i pracuję nad powołaniem Fundacji Team 400, której celem będzie propagowanie naszej konkurencji i pomoc zawodnikom. Chodzi o finansowanie młodych, ale też zajęcie się starymi, którzy coś od siebie dali, którzy byli medalistami MŚ i ME. Chcę, żeby młodzież wiedziała, iż nawet czterystumetrowiec może zostać profesorem i kierownikiem zakładu na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, jak prof. Wojciech Lipoński. Wielu z naszej ekipy już nie żyje, Badeński, Werner, ale wierzę, że wielu uda się pomóc. Dlatego tak bardzo chciałbym odtworzyć Stowarzyszenie Team 400, przy pomocy zawodników, oczywiście. Oceniam, że jest wśród nich dwóch milionerów, taki Filip Walotka skończył studia w USA, a teraz prowadzi Agencję Eventową Reequest Events, organizuje imprezy dla Samsunga oraz Ministerstwa Sportu i Turystyki, wygrywa przetargi na prezentację Teamu 100.

A drugi milioner?
– Może nim być, tylko po cichu, Piotrek Rysiukiewicz w Polaniku. Zostawmy jednak nazwiska, najważniejsze, by pomagać starszym, aktywizować ich i promować lekką wśród młodzieży.

– A ze zdrowiem trenera Lisowskiego jak jest?
– Obecnie bardzo dobrze. Raz, dwa razy w tygodniu trenuję w siłowni, więc chłopaki się nabijają. Pięć lat temu zdarzył się wypadek przy pracy.

Na mistrzostwa Europy do Berlina po co jedziecie? Po złote runo?
– Spokojnie. Zdecydowanie najlepszą średnią mają w tym roku Hiszpanie. Są w stanie pobiec nawet w granicach 2,57. Kolejna szybka ekipa to tradycyjnie Belgowie, czyli trzech braci Borlee i Jonathan Sacoor – mistrz świata juniorów z lipcowych zawodów w Tampere, gdzie uzyskał 45,03. Brytyjczycy też wyglądają na szybszych, a na dodatek z lepszą średnią pojawią się w Berlinie Włosi. A więc teoretycznie jesteśmy na piątym miejscu.

Co nie znaczy, że tego miejsca nie poprawicie. Dla tych chłopaków zawsze najważniejsza jest sztafeta. A indywidualnie kto pobiegnie? Słyszałem, że piętą achillesową mistrzów świata z Birmingham były ostatnio… achillesy.
– Faktycznie, problemy z nimi mieli Krzewina, Omelko i Krawczuk. Ten pierwszy do Berlina się nie wybiera, nie skorzystał z miejsca, na które mogłem go powołać jako trener kadry. W mistrzostwach Polski w Lublinie był dopiero siódmy, uznał, że ból się nasila i nie jest w stanie wystartować. Omelko dochodzi do niezłej dyspozycji. Indywidualnie pobiegnie pierwsza trójka z mistrzostw Polski w Lublinie: Zalewski, Krawczuk i Kowaluk. O miejsce w sztafecie powalczą też Omelko, Duszyński i Rzeźniczak, choć do pomocy będę miał również Patryka Dobka, obecnie płotkarza.

Kilku chłopaków wreszcie nie ma chyba na co narzekać. Mistrzowie świata z Birmingham trafili właśnie do Grupy Sportowej Orlenu, poza tym widzimy ich często w telewizyjnej reklamie. Zastanawiam się tylko, dlaczego we trójkę, bez Zalewskiego…
– Każdy pyta.

– Ja też.
– Jakby to powiedzieć – zawodnik za bardzo się cenił. Na ostatniej prezentacji nowych członków orlenowskiej grupy też jednego zabrakło.

Zalewskiego.
– Ja tego nie powiedziałem.

Terminarz berlińskich mistrzostw nie jest problematyczny?
– Dla nas nie. Ale dziewczyny mają problem, bo finał 400 metrów koliduje z finałem sztafety 4x400. Bodajże półtorej godziny dzieli te konkurencje.

Przecież to jakieś nieporozumienie!
– Pierwszy raz się z czymś takim spotykam. Myślałem, że po protestach organizatorzy to zmienią, ale nic takiego nie ma miejsca. Na szczęście w naszej ekipie jest sporo dobrych dziewcząt. Ale wie pan, co? Bo my sobie tak gadamy, a mnie na jednym zależy. Proszę koniecznie napisać, że czekam na tę halę lekkoatletyczną we Wrocławiu. Jak mnie minister Bańka spotyka, to mówi "wiem, wiem, zaraz będzie o hali".

No to napisałem.

***


Józef Lisowski – od 1994 roku trener polskiej kadry czterystometrowców. Jego biegacze trzy razy wystąpili w finale igrzysk (1996, 2000, 2008), zdobyli złoty (1999) i trzy brązowe (1997, 2001, 2003) medale mistrzostw świata, srebrny (1998) i brązowy (2002) medal mistrzostw Europy, dwa złote (2001, 2018), dwa srebrne (1998, 2006) i brązowy (2003) medal halowych mistrzostw świata, dwa złote (2002, 2018) i dwa brązowe (2007, 2009) medale halowych mistrzostw Europy.

Co oni zrobili?! Polacy ze złotem i rekordem świata [wideo]
fot. TVP
Co oni zrobili?! Polacy ze złotem i rekordem świata [wideo]

Zobacz też
Konrad przyćmił Natalię w Madrycie. Najdalej od 3 lat!
Natalia Bukowiecka wróciła na stadion, gdzie niedawno sięgała po srebro drużynowych ME (fot. Getty)

Konrad przyćmił Natalię w Madrycie. Najdalej od 3 lat!

| Lekkoatletyka 
To miało być polskie podium. Niespodziewany obrót spraw, Polak ostatni w finale
Igor Bogaczyński walczył w finale biegu na 800 m w Bergen (fot. Getty)

To miało być polskie podium. Niespodziewany obrót spraw, Polak ostatni w finale

| Lekkoatletyka 
Idzie polska seria! Wielki występ młodego Polaka, jest srebro ME!
Maksymilian Szwed (fot. PAP)

Idzie polska seria! Wielki występ młodego Polaka, jest srebro ME!

| Lekkoatletyka 
Taktyczne piekło i medal! Polak trzeci w finale ME
Filip Rak (fot. PAP)

Taktyczne piekło i medal! Polak trzeci w finale ME

| Lekkoatletyka 
Centymetry! Tyle zabrakło Lizakowskiej do rekordu Polski
Weronika Lizakowska w Londynie ścigała się na dystansie mili (fot. PAP)

Centymetry! Tyle zabrakło Lizakowskiej do rekordu Polski

| Lekkoatletyka 
Polka pomyliła linie na stadionie? Trener wprost: utrata świadomości
Katarzyna Napiórkowska nie ukończyła biegu na 10000 m w ME U23 w Bergen. Potrzebowała interwencji medycznej (fot. TVP)
tylko u nas

Polka pomyliła linie na stadionie? Trener wprost: utrata świadomości

| Lekkoatletyka 
Fantastyczny bieg Polki! Mamy mistrzynię Europy! [WIDEO]
Alicja Sielska (fot. PAP)

Fantastyczny bieg Polki! Mamy mistrzynię Europy! [WIDEO]

| Lekkoatletyka 
Polska medalistka zawiesza karierę. "Zabrakło mi sił do walki"
Marika Popowicz

Polska medalistka zawiesza karierę. "Zabrakło mi sił do walki"

| Lekkoatletyka 
Polki wystąpią przed 60 tysiącami kibiców
Anna Wielgosz, Weronika Lizakowska (fot. Getty Images)

Polki wystąpią przed 60 tysiącami kibiców

| Lekkoatletyka 
Medal dla Polki był o włos! A to nie koniec dobrych wiadomości z ME
Zuzanna Maślana była niedaleko medalu podczas ME U23 w Bergen. Przegrała podium w ostatniej próbie (fot. PAP)

Medal dla Polki był o włos! A to nie koniec dobrych wiadomości z ME

| Lekkoatletyka 
Polecane
Najnowsze
Nie Fury? Usyk wymienił potencjalnych rywali
Nie Fury? Usyk wymienił potencjalnych rywali
| Boks 
Ołeksandr Usyk (fot. Getty Images)
Usyk mistrzem! Zobacz, jak znokautował Dubois [wideo]
Ołeksandr Usyk znokautował Daniela Dubois (fot. Getty Images)
Usyk mistrzem! Zobacz, jak znokautował Dubois [wideo]
| Boks 
Oglądaj Sportowy wieczór
Sportowy wieczór (19.07.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
transmisja
Oglądaj Sportowy wieczór
| Sportowy wieczór 
EURO 2025 kobiet: Francja – Niemcy [SKRÓT]
(fot. Getty Images)
EURO 2025 kobiet: Francja – Niemcy [SKRÓT]
| Piłka nożna / Euro 2025 kobiet 
Niemce "odcięło prąd". Karne zadecydowały o hicie w ćwierćfinale Euro
Kathrin Hendrich została ukarana czerwoną kartką (fot. Getty Images)
Niemce "odcięło prąd". Karne zadecydowały o hicie w ćwierćfinale Euro
| Piłka nożna / Euro 2025 kobiet 
Cierpienia nowego Widzewa. "Szefu" rozpoczął nową erę w Łodzi
Juljan Shehu (fot. PAP)
polecamy
Cierpienia nowego Widzewa. "Szefu" rozpoczął nową erę w Łodzi
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
Nokaut! Mamy niekwestionowanego mistrza świata!
Ołeksandr Usyk (fot. Getty Images)
Nokaut! Mamy niekwestionowanego mistrza świata!
| Boks 
Do góry