Przejdź do pełnej wersji artykułu

Rok od rekordu. Jak transfer Neymara zmienił piłkę nożną?

(fot. Getty) (fot. Getty)

Dokładnie rok temu – 3 sierpnia 2017 roku – dokonał się największy transfer w historii piłki nożnej. Brazylijczyk Neymar za 222 miliony euro zamienił Barcelonę na PSG. Czy nie żałuje? Jak długo będzie jeszcze grał w Paryżu? Jak ten ruch zmienił oba kluby? Po roku nadal więcej jest pytań niż odpowiedzi.

Nie chodzi o pieniądze. Smuci mnie, gdy niektórzy ludzie twierdzą, że główną motywacją dla mnie są zarobki. Po prostu uznałem, że to właściwy moment, by opuścić Barcelonę. Chciałem czegoś więcej, większego wyzwania – tłumaczył na prezentacji w Paryżu najdroższy piłkarz w historii.

Zahavi maczał palce

To nie była długa transferowa saga. Rozmowy trwały ok. trzy tygodnie. PSG chciało sprowadzić Neymara już rok wcześniej i nawet doszło z nim do porozumienia, ale piłkarz w ostatniej chwili zmienił zdanie i postanowił przedłużyć kontrakt z Barceloną. Katalończycy chcieli potem, żeby zwrócił im premię za przedłużenie umowy, skoro dziewięć miesięcy później sam wykupił się z klubu. Czuli się oszukani.

Nigdy nie poznamy w pełni detali transferu, ale rzetelne zagraniczne media twierdziły, że piłkarz "sam" zapłacił Barcelonie klauzulę wykupu. By ominąć zasady Finansowego Fair Play, państwo Katar, do którego w rzeczywistości należy PSG, podpisało z Neymarem umowę na promowanie mundialu 2022 i poprzez nią płaci mu gigantyczną pensję: 30 milionów euro netto rocznie. Daje to ok. 580 tys. euro na tydzień. W całej transakcji kluczową postacią był Pini Zahavi, który pośredniczył w spotkaniach między klubami.

"Miałem zaszczyt grać z najlepszym sportowcem, jakiego widziałem za życia, Leo Messim" – napisał na Instagramie Neymar. Uwielbia Messiego, to jego idol, a teraz i przyjaciel, ale chciał mieć własny zespół. Być gwiazdą numer jeden, kandydatem do Złotej Piłki. Chciał wyjść z jego cienia.

Dlatego, chociaż długo bił się z myślami, chociaż do pozostania namawiali go Messi, Suarez i Pique, postanowił odejść. Kibice w całej Europie doskonale pamiętają tweeta tego ostatniego, w którym obrońca napisał, że Neymar "zostaje". Kilka dni później okazało się, że się mylił. Co ciekawe, Brazylijczyk twierdził, że przeciwstawił się również ojcu – swojej najbardziej zaufanej osobie – który też chciał, by jego syn został na Camp Nou.

Głośnym echem odbiły się słowa Arsene'a Wengera. Ówczesny menedżer Arsenalu nie zostawił na PSG i Neymarze suchej nitki. – Gdy państwo (Katar – red.) jest właścicielem klubu, wszystko jest możliwe. Rok temu przekroczyliśmy granicę 100 mln euro, a już teraz przekraczamy 200 mln. Takiej ceny już nic nie usprawiedliwia – one się nie zwrócą. Zawsze byłem zwolennikiem klubów, które same na siebie zarabiają. Cenię racjonalność. Ale kluby takie jak PSG totalnie zmieniają krajobraz piłki – tłumaczył.

Gigantyczna cena to jedno. Zarobki piłkarzy to drugie. – Pensje w futbolu są zupełnie oderwane od rzeczywistości. Nie da się ich w żaden sposób porównać do życia zwykłych ludzi. A umowy takie jak ta Neymara jeszcze zwiększają te różnice – dodał Wenger.

Kwota wywołała szok, ale wbrew czarnym wizjom Wengera na razie nikt jej nie przebił. Co nie zmienia faktu, że 222 miliony za Neymara pozwoliły kibicom "oswoić się" z gigantycznymi transferami. Pół roku później Liverpool zapłacił prawie 80 mln za obrońcę Southampton Virgila van Dijka. Tego lata Juventus zapłacił Realowi 117 mln euro za 33-letniego Cristiano Ronaldo.

Największe transfery w historii futbolu:
(podkreślone transfery dokonane w 2017 i 2018 roku)

1. Neymar
– z Barcelony do PSG za 222 mln euro
2. Kylian Mbappe – z Monaco do PSG za 135 mln
3. Philippe Coutinho – z Liverpoolu do Barcelony za 125 mln
4. Cristiano Ronaldo – z Realu Madryt do Juventusu za 117 mln
5. Ousmane Dembele – z Borussii Dortmund do Barcelony za 115 mln

6. Paul Pogba – z Juventusu do Manchesteru United za 105 mln
7. Gareth Bale – z Tottenhamu do Realu za 101 mln
8. Cristiano Ronaldo – z Manchesteru Utd do Realu za 94 mln
9. Gonzalo Higuain – z Napoli do Juventusu za 90 mln
10. Neymar – z Santosu do Barcelony za 88 mln

Ale najwięcej za ten gigantyczny transfer zapłaciła... Barcelona. Paradoksalnie. Wszyscy wiedzieli, że Duma Katalonii dysponuje wielką gotówką po sprzedaży Neymara i mogli dyktować jej oderwane od rzeczywistości ceny. Tak było z Ousmane Dembele, który wymusił swoje odejście z Borussii Dortmund, ale BVB "na osłodę" dostało 115 mln euro. I tak było z Philippe Coutinho, który też wreszcie dopiął swego i zamienił Liverpool na Barcę, ale kosztował 125 mln.

Barca nie płacze

Barcelona szybko wydała więc to, co zarobiła na Neymarze. Czy się opłacało? Po roku trudno ocenić. Coutinho ma za sobą obiecującą połowę sezonu, dobrze wprowadził się do drużyny. Ale zastępcą Neymara na prawej stronie ofensywnego tercetu miał być Dembele. Młody Francuz szybko doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry na pięć miesięcy. Po powrocie zaliczył kilka asyst, ale strzelił tylko trzy gole. Na razie jego pobyt w Hiszpanii trzeba uznać za rozczarowanie. A już pojawiają się głosy, że jest niezadowolony ze swojej sytuacji i rozgląda się za nowym otoczeniem. Tym bardziej, że Barca ściągnęła nowego zawodnika na jego pozycję – Brazylijczyka Malcoma z Bordeaux. Rówieśnik Dembele kosztował "symboliczne" 41 mln euro.

W pierwszym roku bez Neymara Barcelona zdobyła mistrzostwo i była bliska rozegrania całego sezonu bez porażki. Wyłożyła się dopiero w przedostatniej kolejce, w meczu z 16. w tabeli Levante. Mimo hat-tricka Coutinho, przegrała 4:5. Poza tym, zdobyła Puchar Hiszpanii, a rozczarowanie przeżyła "tylko" w Lidze Mistrzów, z której odpadła w ćwierćfinale. Wyeliminowała ją, w dramatycznych okolicznościach, Roma.

Mimo całkiem udanego sezonu i mimo niechęci do "zdradzieckiego" Neymara, część kibiców Barcy na pewno w głębi duszy tęskni za tercetem "MSN", który siał postrach u obrońców rywali i który pozwolił Barcelonie wygrać Ligę Mistrzów w sezonie 2014/15. Tylko popatrzmy na liczby, jakie razem "wykręcali" Messi, Suarez i Neymar.

Jak już wspomnieliśmy, w Paryżu to Brazylijczyk miał być na pierwszym planie, a asystować mu mieli Edinson Cavani i Kylian Mbappe. W przypadku drugiego PSG również wykazało się "kreatywną księgowością". By ominąć zasady Finansowego Fair Play, najpierw wypożyczyło go na sezon, a dopiero rok później oficjalnie zapłaciło Monaco 135 mln euro.

W zespole z Księstwa Mbappe grał na lewym skrzydle, ale w Paryżu musiał się przenieść na prawe. Lewe zarezerwowane było dla Neymara. Javier Pastore oddał Neymarowi numer 10. W ramach "prezentu powitalnego". Cavani z kolei miał oddać Neymarowi rzuty karne. Urugwajczyk walczący o koronę króla strzelców nie zamierzał jednak tak łatwo odpuścić. Doprowadziło to do kilku zgrzytów między nimi. Już we wrześniu byli blisko rękoczynów.

Podobnie było z wolnymi. W meczu z Olympique Lyon (2:0) doszło do żenujących scen z udziałem wspomnianej dwójki i Daniego Alvesa. Cavani chciał wykonywać rzut wolny, ale Alves zabrał mu piłkę i dał ją Neymarowi. Wszytko uchwyciły kamery.

W styczniu kibice PSG wybuczeli gwiazdora po meczu z Dijon, wygranym... 8:0. Przy wyniku 7:0 gospodarze mieli rzut karny. Neymar miał już na koncie hat-tricka, a Cavani, gdyby strzelił gola, zostałby najlepszym strzelcem w historii klubu. "Kolega" nie dopuścił go jednak do piłki. Sam chwycił ją pod pachę i ustalił wynik.

Jesienią do prasy wyciekły gwiazdorskie zapisy w kontrakcie Brazylijczyka. Jako jedyny piłkarz PSG ma dwóch własnych fizjoterapeutów. Jako jedyny może korzystać z prywatnego sprzętu, dostarczanego przez własnego sponsora technicznego. Jako jedyny, nie musi angażować się w grę obronną podczas meczów. Jakby tego było mało, koledzy mają zakaz ostrego atakowania go podczas treningów.

Pieniądze nie grają

Publikacja tych przywilejów wywołała duże poruszenie w piłkarskim środowisku. Eksperci pukali się w głowę, a na atmosferę w szatni też pewnie nie podziałało to najlepiej. Co ciekawe, Neymar miał też zagwarantować sobie, że od nowego sezonu Cavani nie będzie już wchodził mu w paradę i to on zostanie pierwszym wykonawcą karnych.

Mimo potężnych nakładów, paryscy Katarczycy (albo katarscy paryżanie) szybko przekonali się, że w piłce nie wszystko da się kupić. Ligue 1 wygrali w cuglach, w grupie LM wyprzedzili Bayern, ale fortuna opuściła ich w losowaniu 1/8 finału. Trafili na Real Madryt i zebrali po uszach. W pierwszym meczu (1:3) Neymar nie pokazał nic. W drugim (1:2) już nie wystąpił, bo doznał kontuzji.

Z powodu urazu śródstopia Brazylijczyk stracił niemal całą drugą połowę sezonu. Koledzy nie potrzebowali jego pomocy w wygraniu ligi, Pucharu Francji i Pucharu Ligi. A i tak zakończył sezon z fantastycznym bilansem: 30 meczów, 28 goli i 16 asyst. "Przy okazji" zdążył zebrać siedem żółtych kartek i wyprowadzić z równowagi niemal każdego rywala, z którym się mierzył. A to przerzucał piłkę nad przeciwnikami, a to świętował gole z butem na czole, a to – cóż za niespodzianka – bezczelnie symulował.

Neymar (L) i Cristiano Ronaldo (fot. Getty)

Pod koniec stycznia jednak po prostu przesadził. W meczu Pucharu Ligi z Rennes gola nie strzelił, za to ośmieszał rywali technicznymi trikami. Przyjmował piłkę plecami, podbijał nad ich głowami, wyrywał się do bitki. Wreszcie, pod koniec spotkania faulował obrońcę rywali Hamariego Toure i dostał kartkę za odkopnięcie piłki. Gdy Toure siedział na murawie, Brazylijczyk wyciągnął rękę, by pomóc mu wstać. W ostatniej chwili jednak cofnął ją i odbiegł z szyderczym uśmiechem na twarzy.

Dzisiaj futbol jest nudny. Nic nie możemy, wszystko jest kontrowersyjne – mówił po meczu. – Pod koniec zażartowałem sobie wyciągając ręką do rywala i nagle ją cofając. Wiem, że to wywoła kontrowersje. A przecież to tylko żart. Robię go wobec moich przyjaciół, więc czemu nie mogę wobec przeciwników?

Ptasie mleko i smutek

I choć klub rozłożył przed nim czerwony dywan, to gwiazdor dał już kilka razy do zrozumienia, że w Paryżu... jest niezbyt szczęśliwy. Hiszpański dziennik "ABC" i francuskie "L'Equipe" niezależnie od siebie wymieniły nawet kilka powodów "smutku" Neymara.

Po pierwsze, nie nadawał na tych samych falach co Unai Emery. Efekt: Hiszpana nie ma już w klubie.

Po drugie, nie podobało mu się, że kibice i media popierali Cavaniego w jego sporze o stałe fragmenty gry. Najbardziej zapamiętał sobie zwłaszcza gwizdy w meczu z Dijon. Po tych wydarzeniach szatnia PSG miała podzielić się na grupę brazylijską i przeciwną jej frakcję argentyńsko-urugwajską.

Po trzecie, liga francuska okazała się dla niego zbyt defensywna i brutalna. Po każdym meczu odczuwa skutki wejść rywali i tęskni ponoć za technicznym stylem La Liga.

Po czwarte, ma być rozczarowany szybkim odpanięciem z Ligi Mistrzów (sic!), a po piąte ciągle marzy o Złotej Piłce. A tę łatwiej jest zdobyć, gdy gra się dla Realu. Dlatego już od kilku miesięcy Brazylijczyk łączony jest z odwiecznym wrogiem Barcelony.

I pewnie wcześniej czy później trafi do Madrytu. Pewnie jeszcze nie w tym sezonie. W PSG jest nowy trener Thomas Tuchel i nowa wiara w sukces w Europie. Ale prezydent Nasser Al-Khelaifi na pewno ma świadomość, że na długo nie utrzyma swojej gwiazdy. Niezależnie od tego, czy wygra Champions League, czy nie.

Tym bardziej, że po wyjściu z cienia Messiego, na Neymara za chwilę może paść nowy. A rzucić go spróbuje pewien 19-letni mistrz świata...

Neymar (L) i Kylian Mbappe (fot. Getty)

Źródło: Sport.tvp.pl
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także