04 sie 2018 | Inne

"Jestem zaskoczona". Agnieszka Kobus-Zawojska o zwycięskim finale

Dawid Brilowski

Marta Wieliczko, Maria Springwald, Katarzyna Zillman i Agnieszka Kobus-Zawojska zostały w Glasgow mistrzyniami Europy w wioślarskiej czwórce podwójnej. Finał wygrały z ogromną przewagą nad resztą stawki. – Jestem zdziwiona, że wygrałyśmy w takim stylu – skomentowała Kobus-Zawojska.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

ME w wioślarstwie: złoto i brąz. Trzy medale polskich osad

Dawid Brilowski: – Na ekranach wyglądało to tak, jakbyście wygrały z ogromną lekkością. Rzeczywiście tak było?
Agnieszka Kobus-Zawojska: – Jak płynie się pierwszym, powoduje to wielkie emocje i nie czuje się zmęczenia. Dlatego tak to mogło wyglądać. Dla mnie to pierwszy złoty medal, pierwszy "Mazurek Dąbrowskiego". Niesamowita radość. Mam nadzieję, że powtórzymy to za nieco ponad cztery tygodnie.

– Nadchodzące mistrzostwa świata będą imprezą docelową w tym sezonie?
– Dokładnie. Tym bardziej jestem naprawdę zdziwiona, że wygrałyśmy w takim stylu. Celujemy w mistrzostwa świata, a już prezentujemy taki poziom. Dlatego też jesteśmy takie szczęśliwe.

– Wcześniej dobrze pływałyście także w Pucharze Świata. Tam też startowałyście bardziej treningowo?
– Tak, można tak powiedzieć. Choćby przed Pucharem Świata w Linz, gdzie byłyśmy szóste, miałyśmy mocne treningi. Nie znam do końca sekretów trenera, ale nie każdy start jest traktowany jako najważniejszy. My musimy się ścigać i robić swoje. A trener wie, co zrobić, żeby "pik" formy nastąpił w odpowiednim momencie.

– Mimo wszystko w każdym Pucharze Świata płynęłyście w finale A. Te starty wyłoniły też czołówkę. Z czterech najlepszych europejskich osad, w finale ME zabrakło jednak Niemek. To zaskoczenie?
– Nie jest to niespodzianką. Niemki wysłały do Glasgow słabszy skład. Ten najlepszy przygotowuje się w spokoju do mistrzostw świata. Trenują zresztą z naszym byłym trenerem. Nasz plan jest taki, żeby odkuć się na nich za Puchary Świata.

– Niemki będą głównymi rywalkami na mistrzostwach świata?
– Do tego dochodzą także Holenderki. Zawsze podchodzimy do wyścigów z nimi z dużym respektem. Wiemy, że po nich wszystkiego można się spodziewać. Dzisiejsze zwycięstwo, pomimo że z pozoru było łatwe, to triumf nad zeszłorocznymi mistrzyniami świata. Tym bardziej cieszy.

– Wspomniane osady z Niemiec i Holandii były przed Wami na igrzyskach olimpijskich. Tam, w nieco innym składzie (Agnieszka Kobus, Maria Springwald, Monika Ciaciuch, Joanna Leszczyńska), zdobyłyście brązowe medale. Macie chęć rewanżowania im się za to na każdych kolejnych zawodach?
– Przez długi czas Holenderki były naszą zmorą. Zawsze na finiszu pokazywały, że to one są najmocniejsze w końcówce. Teraz znalazłyśmy sposób na nie. Marzy mi się, żeby na igrzyskach w Tokio poprawić wynik z Rio. Ale na razie staram się wyznaczać sobie krótkoterminowe cele – najpierw pokonajmy je na mistrzostwach świata, później opóźniona podróż poślubna i dopiero po niej będę myśleć o kwalifikacjach olimpijskich.