Karolina Kołeczek po raz pierwszy w karierze awansowała do finału mistrzostw Europy w biegu na 100 metrów przez płotki. Polka nie zdobyła medalu, ale była bardzo zadowolona z szóstego miejsca. – Przed przyjazdem do Berlina wzięłabym ten wynik w ciemno – stwierdziła z uśmiechem.
Przed rozpoczęciem rywalizacji więcej szans niż Kołeczek dawano innej Polce – Klaudii Siciarz. 20-latka pokonała starszą koleżankę na mistrzostwach Polski w Lublinie. Do Berlina przyjechała z lepszym czasem osiągniętym w tym sezonie. Była wśród dwunastu najlepszych zawodniczek Europy, które nie musiały brać udziału w eliminacjach.
O włos w finale
W półfinałach biało-czerwone startowały z najgorszego, ósmego toru. Z tą sytuacją zupełnie nie poradziła sobie Siciarz, która po przespanym momencie startowym nie była w stanie dogonić rywalek. Wśród najlepszych płotkarek Europy znalazła się Kołeczek, która nie kryła radości po biegu. Awans wywalczyła jako ostatnia zawodniczka z czasem (w półfinale zajęła trzecie miejsce).
– Wygrałam o cztery tysięczne sekundy. Walczyłam do końca, tak czasami się zdarza. Wiedziałam, że muszę mocno rzucić się na metę, bo będą decydowały setne części sekundy – tłumaczyła.
W finale medal był poza zasięgiem lublinianki. Kołeczek zajęła szóste miejsce, ale po biegu uśmiech nie schodził jej z twarzy. To życiowe osiągnięcie Polki, która po raz pierwszy w karierze znalazła się w finale mistrzostw Europy.
– Jestem bardzo zadowolona. Trzy biegi były na równym poziomie. W finale trochę gorzej. Byłam już jednak trochę zmęczona. Miałam sporo emocji w sobie w trakcie zawodów. Szóste miejsce to ogromny sukces. Gdyby ktoś przed mistrzostwami Europy powiedział mi, że będę na tej pozycji i awansuję do finału, brałabym to w ciemno – stwierdziła.
Sezon życia
Płotkarka wróciła do europejskiej czołówki po dwóch słabszych sezonach, w których nie mogła zejść poniżej trzynastu sekund. Po udanym 2015 roku, kiedy Kołeczek została młodzieżową wicemistrzynią Europy, jej rozwój się zatrzymał. Po trzech latach kariera Polki ponownie nabiera rozpędu.
– To sezon życia. Finał mistrzostw Europy, bieganie na równym poziomie poniżej trzynastu sekund. Cieszę się, że jest stabilizacja. Teraz jestem dwoma stopami na ziemi i muszę zrobić krok do przodu. Muszę powalczyć o taki czas, jaki miały dziewczyny w finale – 12,70 – przyznała.
– Stać mnie na to, ale jeszcze wiele pracy przede mną. Robię sporo błędów technicznych, których poprawa da duży postęp. Chciałabym w przyszłym roku biegać na granicy 12,80 i szybciej. Mocno wierzę w siebie i wiem, że mogę tak biegać – dodała po chwili.
Na poprzednich dużych imprezach Kołeczek odpadała w półfinałach lub eliminacjach. Najlepiej zaprezentowała się trzy lata temu w mistrzostwach świata w Pekinie, gdzie uzyskała rezultat 12,97. Na finał było to jednak zbyt mało.
Co stało się, że kariera 25-latki wróciła na odpowiednie tory? – Wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich sezonów. Ubiegły rok był dla mnie ciężki, bo zmieniłam trenera i plany szkoleniowe. To nie jest łatwa sprawa. Zaczęłam współpracować z trenerem przygotowania motorycznego. Wszystko złożyło się na ten sukces. Nie tylko szkoleniowiec, ale też cały sztab, z którym pracuje – powiedziała dla SPORT.TVP.PL.
Igrzyska bodźcem do zmian
Przełomowym momentem dla Kołeczek były nieudane igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Polka przepadła w eliminacjach i postanowiła zmienić sportowe życie. Zdecydowała się na współpracę z nowym trenerem i przeniosła się do Wielkiej Brytanii, gdzie ma większe możliwości rywalizacji.
– Jestem w grupie płotkarskiej. Trenuje z chłopakami i dziewczynami. Ścigamy się i przekraczamy własne granice. Robię spore postępy. Mogę dzięki temu biegać na dużych imprezach i być w finałach – zakończyła.
Karolina Kołeczek szósta w finale mistrzostw Europy. Radość jednak jak z medalu ��To największy sukces w karierze ���� #tvpsport pic.twitter.com/lNijrnKkNu
— TVP Sport (@sport_tvppl) August 9, 2018