W styczniu 2016 roku wybrano go najlepszym leworęcznym rozgrywającym odbywających się w Polsce mistrzostw Europy. 29-letni wówczas Johan Jakobsson rzucał aż miło; był liderem będącej w trakcie przebudowy reprezentacji Szwecji, a z klubem – niemieckim Flensburgiem – walczył o najwyższe cele. Dwa i pół roku po tym Szwed najpewniej pożegna się z piłką ręczną. Grać nie pozwalają mu lekarze.
Rok po Euro w Polsce, szwedzka kadra z Jakobssonem w składzie, przygotowywała się do mistrzostw świata we Francji. W trakcie jednego z meczów kontrolnych, rozgrywający po kontakcie z rywalem w niekontrolowany sposób upadł na boisko. Błaha sytuacja, jakich wiele w trakcie spotkań szczypiorniaka, miała fatalne konsekwencje – Jakobsson doznał wstrząśnienia mózgu, na tyle poważnego, że tylko na chwilę zdołał wrócić do poważnej gry. Teraz nie ma o tym mowy.
– Jestem bardzo daleko od ponownych występów. Ruszam się, ćwiczę dla siebie, ale nawet nie myślę o grze w piłkę. Nie mogę nawet pojawić się w hali w trakcie meczu, bo jest tam po prostu za głośno. Dla mojego mózgu to zbyt wiele – mówi 31-letni dziś Szwed.
Nieudana próba
Od czasu urazu jest pod niemal stałą obserwacją specjalistów. Badania, testy, rezonanse, do tego regularne wizyty w gabinetach lekarskich – wszystko to stało się jego codziennością.
Próbę powrotu na boisko podjął już przed rokiem. Wrócił do składu Flensburga, zagrał w kilku meczach i zapracował na ponowne powołanie do kadry. W styczniu 2018 pojechał z reprezentacją na mistrzostwa Europy w Chorwacji. W piątym meczu turnieju, z Białorusią, znów zderzył się z rywalem. Uraz się odnowił.
Już bez Jakobssona, Szwedzi sensacyjnie utorowali sobie drogę do finału mistrzostw, gdzie ulegli Hiszpanom. 31-latek oglądał mecze kolegów z trybun. Miał świadomość, że do kadry pewnie nigdy nie wróci. Teraz próbuje znaleźć sobie miejsce w życiu bez sportu.
– Powrót do gry przestał być dla mnie celem. Im dłużej to wszystko trwa, tym bardziej mgliste jest to marzenie. Wiesz, wydaje ci się, że już wkrótce będzie z tobą wszystko okej, a potem wszystko się przedłuża... Ważniejsze jest teraz skupić się na normalnym życiu – dodaje.
W imię miłości
O nie dbać zaczął zresztą tuż po Euro w Polsce, gdy zrezygnował z przedłużenia kontraktu we Flensburgu, bo jego życiowa partnerka nie była w stanie przenieść się do Niemiec ze Szwecji. Zamiast gry o mistrzostwo Niemiec i triumf w Lidze Mistrzów, Jakobsson zdecydował się na występy w przeciętnej lidze szwedzkiej. W lipcu 2017 roku wrócił do IK Saevehof, gdzie jego kariera nabrała przed laty rozpędu.
W kadrze zadebiutował w 2007 roku jako 20-latek. Dwa lata później pojechał na mistrzostwa świata, później miał już stałe miejsce w zespole jako zmiennik największej gwiazdy szwedzkiej piłki, Kima Anderssona. W 2012 roku wywalczył z reprezentacją srebro igrzysk w Londynie.
Gdy Andersson w końcu pożegnał się z drużyną, Jakobsson wskoczył do pierwszego składu. Dobrą grą podczas Euro 2014 zapracował na transfer do Flensburga, ówczesnego triumfatora Ligi Mistrzów. Tam jednak nigdy nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań.
W Niemczech nie rozwinął się tak, jak przypuszczano. Miał ogromną łatwość rzucania, był zwinny, dynamiczny, ale też grał chimerycznie. Na niektóre mecze "nie dojeżdżał" psychicznie. Świetne występy, w których trafiał osiem na osiem prób, przeplatał ze spotkaniami, które kończył po 10 minutach, gdy cztery nieskuteczne rzuty odsyłały go na ławkę.
We Flensburgu spędził w sumie trzy sezony. Dla kadry, przez ponad dekadę, zagrał w 121 meczach. Rzucił 266 goli. O powiększenie tego dorobku będzie niezwykle trudno...