– Na ringu jesteś sam. Naprzeciw stoi przeciwnik, który chce wygrać również za wszelką cenę. Czujesz się, jakbyś szedł na wojnę. Najważniejsze jest to, czy nie dasz się ponieść emocjom i będziesz w stanie zwyciężyć - mówi psycholog sportu, który pomaga polskim pięściarzom.
Mateusz Kempiński współpracuje ze sportowcami od ponad siedmiu lat, pomaga w przygotowaniach mentalnych do startów. Doświadczenia gromadzi również w innych sportach walki, ma do czynienia z przedstawicielami m.in. judo, zapasów, muay thai, kickboxingu i MMA. O specyfice boksu rozmawialiśmy w Warszawskim Centrum Atletyki.
PIOTR JAGIEŁŁO, SPORT.TVP.PL: Psychikę zawodnika sportów walki, tak jak technikę i taktykę można wytrenować?
MATEUSZ KEMPIŃSKI: - Zawodnik jest w stanie wypracować wszystko. W dzisiejszym sporcie mamy rozwinięte treningi techniczne i fizyczne. Za mało czasu poświęcamy jednak na zajęcia mentalne, jesteśmy pod tym względem zacofani. Ćwiczenie psychiki i praca nad nią są wstydliwe dla większości Polaków. Przygotowując się do walki, 90 procent czasu poświęca się technice, taktyce i dietetyce. A w ringu 90 procent zależy od głowy. Powoli zawodnicy mówią głośniej, że pracują z psychologiem. Często zaczynają od czytania książek, co jest dobrym posunięciem. Trzeba jednak umieć tę wiedzę z książki przełożyć na techniki pomagające głowie.
O jakich technikach mówimy? Widziałem trening Wasyla Łomaczenki, który po zajęciach siada przy stole i układa… klocki.
– Zgadza się, układał jengę, widziałem ten trening. Podobne ćwiczenia miał ze mną Izu Ugonoh po zajęciach, przygotowując się do Narodowej Gali Boksu. Wykonywanie takich ćwiczeń na przykład rano, gdy organizm jest wypoczęty, nie ma większego sensu. Trud pracy nad koncentracją jest większy, gdy jesteś zmęczony. Wtedy psycholog sportu jest w stanie podać właściwe rozwiązania. To pozwala wejść na wyższy poziom. Po zajęciach, obok zmęczenia, dochodzi rozkojarzenie. Tak samo jest później w ringu. Nawarstwia się osłabienie fizyczne, a koncentracja musi być utrzymana. Pięściarz powinien wyrobić sobie pewne nawyki i automatyzmy.
– Łomaczenko wspominał, że jego celem jest logiczne myślenie w ekstremalnych warunkach. Tak jest w trakcie mistrzowskiej walki, gdzie chce zachować zdolności logicznego i taktycznego myślenia.
– Dokładnie. Nie ma mowy, żeby po dwóch godzinach treningu udał się od razu pod prysznic.
– Czy nie najważniejsze są po prostu szczere rozmowy?
– To jest miks. Czasem potrzebna jest zwykła rozmowa. Nie traktuję zawodnika tylko jako sportowca, dla mnie to przede wszystkim człowiek. Bywa tak, że najważniejsze jest to, co dzieje się poza salą treningową. Potrzebna jest "czysta" głowa, wolna od problemów. Nie może tracić koncentracji. Staram się zdawać pytania i zmuszać do myślenia. Nigdy nie daję gotowych rozwiązań kłopotów. Więcej czerpie ze spotkań ze mną, gdy sam wpadnie na pewne sposoby. Staramy się także poprawiać szybkość reakcji. Podstawą pracy psychologa sportu są treningi relaksacyjne. Zawodnik powinien być świadomy ciała, by móc nad nim w pełni zapanować. Stres jest błyskawicznie widoczny. W ringu również trzeba opanować lęk. Jeżeli jesteś przy tym w stanie zapanować nad ciałem, to do walki wychodzisz na pełnym luzie.
– Wiemy, jaka jest specyfika boksu, mamy wiele czynników bezpośredniego zagrożenia. Trudno porównać to chociażby ze sportami zespołowymi. Odpowiedzialność jest większa?
– W sportach drużynowych również ryzykuje się zdrowiem. Przykład Karola Bieleckiego, który stracił oko. Podstawową różnicą jest odpowiedzialność, która w sportach drużynowych rozkłada się na całą grupę. Natomiast w boksie, zmierzając do ringu, jesteś sam. Potem naprzeciwko stoi ten, który chce wygrać również za wszelką cenę. Czujesz się, jakbyś szedł na wojnę. Najważniejsze jest to, czy dasz się ponieść emocjom i będziesz w stanie zwyciężyć.
– Andrzej Gołota stał się postacią polskiego zawodowego boksu, ale wielu twierdziło, że do pełni szczęścia zabrakło odporności psychicznej. Gdyby miał psychologów, to być może ta kariera potoczyłaby się inaczej?
– Nie wiem, jak przebiegały przygotowania do najważniejszych pojedynków. Zastanawiają walki z Riddickiem Bowe’em, w których zwycięstwa były na wyciągnięcie pięści. Po nieprzemyślanych zachowaniach pan Andrzej był niestety dyskwalifikowany. Czy nie sprostała głowa, czy były okoliczności pozasportowe? Tego nie wiem. Poświęciłem w dzieciństwie noce, by wstawać na jego pojedynki. Dla wielu kibiców jest to mistrz świata bez pasa, który mu się należał. Dlatego też zainteresowałem się pracą z pięściarzami, wcześniej będąc związanym z drużynami. Marzyłem, byśmy ponownie przeżywali w Polsce takie emocje, jak za czasów Gołoty. Powoli idziemy w tym kierunku, a przykładem jest ostatnia walka Macieja Sulęckiego z Danielem Jacobsem w Nowym Jorku. Widzowie wstali w środku nocy, by ściskać kciuki za naszego.
– Jak pięściarze radzą sobie z hejtem w internecie? Przytyki anonimowych "sympatyków" dają im się chyba we znaki?
– Może to boleć. Praca psychologa polega również na tym, by przygotowywać ich na takie sytuacje. Tłumaczę to najmłodszym, że mogą ich takie nieprzyjemności spotkać. Psychoedukację prowadzimy nawet na tak wczesnym etapie uprawiania sportu. Każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie, ale nie powinno się obrażać tych, których się nie zna. Dopóki nie przyszedłem do sali treningowej, to nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile zostawiają zdrowia i sił na zajęciach. Nie wszyscy wiedzą, jak dużo wysiłku to kosztuje. Dojście na szczyt okupione jest wieloma wyrzeczeniami. Poświęcają po sześć godzin dziennie na trening, ledwo oddychają, ledwo żyją. Inni mają argument, że przecież nikt nie kazał pięściarzom zajmować się tym, przecież mogli iść do "normalnej" roboty. Jeśli ktoś jednak ma pracę, której nie lubi, to pojawia się automatycznie frustracja, dlaczego więc mieliby się na nią skazywać? Hejt pojawił się kilka lat temu, gdy Internet spowszechniał. Kibice mają większy dostęp do idoli. Jeśli masz hejtować, to lepiej siedź cicho, bo nie przynosi to nic dobrego. Z drugiej strony, czy taki internauta spotykając pięściarza na ulicy byłby w stanie powiedzieć mu prosto w twarz, że ten jest do niczego?
– Imponuje mi pewność i wiara w siebie Sulęckiego, widoczna na odległość. Nie boi się mówić dosadnie, a co najważniejsze potwierdza to między linami. To nie są puste słowa.
– Ciężko trenuje, dlaczego więc nie miałby emanować pewnością? Mówi głośno, że jest wiele wart, ale pokazał to podczas starcia z Jacobsem. Część ekspertów twierdzi, że wygrał nawet w Nowym Jorku, a wynik był taki, gdyż rywalizował na wyjeździe. Maciek podkreślał, że czuje się zwycięzcą. Jeśli ma "czystą" głowę, tak jak było wtedy, to może wszystko. Dlaczego mamy siedzieć cicho? Ma spore umiejętności, haruje na treningach i jest wyjątkowo szybki. To składa się na jego pewność. Nie mówisz wtedy, że może się uda, tylko, że z pewnością to zrobię.
– Obciążenie emocjonalne było wielkie. Największa walka w karierze, rywal seryjnie nokautujący rywali, który w dodatku walczył na swoim podwórku, nieopodal miejsca, w którym się wychował. Zagraniczni eksperci nie wierzyli w Sulęckiego.
– Trzeba sobie zadać pytanie, kto tworzy tę otoczkę? Dla psychologa najcięższą pracą jest zbagatelizowanie tego "bagażu" wokół pojedynku. Gdy za dużo bodźców dochodzi do zawodnika, może to zaburzyć pewność siebie. Wtedy trzeba pracować nad utrzymaniem wiary we własne możliwości. Wszyscy wiedzieliśmy, że to walka życia, ale tak w tym przypadku, jak i w każdym innym, chodziło o zaprezentowanie skali umiejętności. Liczyła się dyspozycja dnia, a nie historyczne zdobycze sprzed lat. Najlepiej skupić się na sobie, bo nadmierna koncentracja nad rywalem nie przynosi niczego dobrego.
– Czyli przed walką należy odciąć się od medialnej wrzawy, a skupić na tej pracy, którą przez 2-3 miesiące wykonywało się na treningach?
– Dokładnie. Wtedy przypominamy sobie schematy, które były powtarzane do znudzenia. Jeżeli skupiasz się na sobie, możesz wszystko. Wszystko jest wtedy zależne od ciebie. Gdy koncentrujesz się na przeciwniku, niepotrzebnie go podświadomie gloryfikujesz. Wtedy prawdopodobieństwo porażki się zwiększa. Podczas pracy powtarzaliśmy nieustannie z trenerem Andrzejem Gmitrukiem, by Maciek myślał o sobie. Gdy był już w Stanach Zjednoczonych, rozmawialiśmy ciągle o tym.
– W dniu tamtej walki kontaktowałem się z tymi z otoczenia Sulęckiego. Usłyszałem, że jest zrelaksowany. Tak, jak gdyby przed nim był kolejny dzień pracy w biurze. To był ekstremalny przykład odporności na stres i znaczące wydarzenie?
– Dlaczego ekstremalny?
– Przed takim wyzwaniem kłębią się różne myśli i rozpatrywane są przeróżne scenariusze. Może to tylko spojrzenie laika, a ci ze światowej elity po prostu traktują takie występy jak kolejny szczebel do pokonania?
– Przede wszystkim nie chciałbym wypowiadać się za zawodników. Najlepszym rozwiązaniem jest myślenie o tym, jak o kolejnym zadaniu do wykonania. Walka jak każda inna. Nie ma różnicy, czy walczysz z Jacobsem, Gołowkinem, Joshuą, Tysonem czy Gołotą. Najważniejsze jest to, co możesz wnieść do ringu. I to ty jesteś najważniejszy. Gmitruk jest jednym z najlepszych trenerów na świecie, więc taktycznie przygotowuje zawodników wyśmienicie.
– Wielu pięściarzy podkreśla jego zdolności mobilizowania. Potrafi w szatni dotrzeć do głowy zawodnika w ostatnich chwilach przed pierwszym gongiem.
– Trener wie, jak rozmawiać. Spędza mnóstwo godzin w sali treningowej, prowadząc po dwa treningi dziennie. Zna ich od podszewki. Jego fenomen polega również na tym, że pomimo wieku i olbrzymiej wiedzy, ma otwartą głowę i chce się nadal uczyć. W naszych rozmowach podpowiadamy sobie co można poprawić, ale też w dyskusjach z innymi trenerami i dietetykami. Choć ma wspaniały warsztat, to Gmitruk chce go doskonalić. Pracowałem z wieloma trenerami boksu, kickboxingu, zapasów oraz sportów drużynowych i rzadko spotykałem się taką postawą. Podejście wielu szkoleniowców jest takie, że to on jest najlepszym psychologiem i pomoc z zewnątrz nie jest mu potrzebna. A tylko trener Gmitruk ma tak duże zdolności psychologiczne.
– Problemem innych jest zamknięcie się na fachowców?
– Nie chcę wypowiadać się za wszystkich trenerów, bo ludzie są różni. Fakt, że część z nich bagatelizuje rolę psychologów. Może wynika to jeszcze ze starej szkoły, w której trener myśli, że nowy specjalista w sztabie może zabrać mu pracę? Nie mam pojęcia. Najważniejsze jest, by każdy wykonywał swoje obowiązki. Psycholog robi swoje, tak jak dietetyk i szkoleniowiec. Najważniejsze jest spięcie tych wszystkich elementów klamrą.
– Współpracuje pan z Izu Ugonohem, który stoczył w 2017 roku pamiętny pojedynek z Dominickiem Breazealem. Choć przegrał, to udowodnił, że ma lwie serce.
– Zawsze powtarzam zawodnikom, że nie muszą niczego nikomu udowadniać. To jest błędne myślenie, bo narzuca na siebie dodatkową presję. Należy wejść w stan "flow", w którym znika dodatkowe obciążenie. Obaj znamy Ugonoha i wiemy, że ma predyspozycje. Nawet po miesiącu przerwy, po Narodowej Gali Boksu wrócił na luzie godnym podziwu, jakby nie miał pauzy w treningach. Ma to chyba w charakterze. Teraz najważniejsze jest to, żeby walczył regularnie.
– Paradoksalnie, więcej pracy miał pan po pojedynku Ugonoh z Kassim. Amerykanin poddał się po drugiej rundzie, tłumacząc wszystko bólem głowy, a Polak przygotowywał się do tego startu sumiennie przez ponad dwa miesiące. Zamiast radości ze zwycięstwa było rozgoryczenie postawą przeciwnika?
– Przede wszystkim, jaki miał wpływ na rezygnację rywala? Żaden. Jeżeli nie masz na coś wpływu, to nie przejmuj się tym. Tak zrobił. Przyjął to na klatę.
– Przenieśmy się do szatni na ostatnie chwile przed wyjściem do ringu. Dla kibiców są one niedostępne.
–
Najważniejszą i podstawową fazą jest uzyskanie swobody. Spacer po
obiekcie, oględziny ringu albo nawet rzut oka na trwające walki. Po
powrocie do szatni jest rozgrzewka mentalna, potem fizyczna. Trener
przypomina plan taktyczny, ale nie ma sensu przewidywać pojedynku.
Należy myśleć o zaletach i wypracowanych schematach. Zalecam zapisywanie
pozytywnych przemyśleń po treningach. Ten zeszyt warto wziąć ze sobą do
szatni i w przypadku pojawienia się stresu można sobie przypomnieć
mocne strony.
– Witalij Kliczko mówił, że podczas ważenia,
gdy spogląda w oczy rywala, dostrzega słabość i wtedy jest przekonany,
że zwycięży. To finał gry psychologicznej?
– Często mówi się, że
zwyciężasz na kilkadziesiąt godzin przed rozpoczęciem walki. Ważne, by
nie spuścić wzroku jako pierwszy, bo to może podbudować rywala. Inni
próbują wyprowadzić przeciwnika z równowagi w osobliwy sposób. Reakcje
są przeróżne, kończą się nawet agresją.
– Pakt o nieagresji
szybko złamał Dereck Chisora, który podczas ceremonii ważenia
spoliczkował Kliczkę, bo taki miał niecny plan. Bodaj pierwszy raz
zobaczyliśmy wkurzonego Ukraińca.
– Zdarzają się takie
zachowania. Pytanie, czy chcemy być zapamiętani w taki właśnie sposób.
Elegancja i elokwencja braci Kliczków czy szereg dziwnych zachowań? Mnie
jest zdecydowanie bliżej do ukraińskich sportowców, którzy byli na tyle
skoncentrowani i pewni siebie, że nie odpowiadali w ten sam sposób na
prowokacje rywali.
Rozmawiał Piotr Jagiełło
Następne