Świat sportu obiegła informacja o złym stanie zdrowia byłego sprintera Michaela Johnsona, multimedalisty mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Amerykanin przeszedł mały udar mózgu. Jego życiu na szczęście nie zagraża już niebezpieczeństwo.
"Dobra wiadomość jest taka, że jestem już w domu z rodziną. Nie mam żadnych problemów i jestem na dobrej drodze do uzyskania pełnej formy. Pewne rzeczy mogą dotknąć każdego, nawet najszybszego człowieka na Ziemi" – przekazał były rekordzista świata poprzez media społecznościowe.
Jedna z legend sprintu przyznała, że w poprzednim tygodniu przeszła "przemijający atak niedokrwienny", który spowodował krótkotrwałe uszkodzenie mózgu. To sygnał ostrzegawczy, ponieważ u ponad 10. procent chorujących kilka tygodni po małym ataku może wystąpić pełen udar.
Johnson dodał na Twitterze, że jest bardzo zdeterminowany i skoncentrowany na ćwiczeniach. Stwierdził, że sportowa przeszłość pomogła w pierwszych dniach po udarze.
A przeszłość to nie byle jaka. Mowa w końcu o czterokrotnym mistrzu olimpijskim i ośmiokrotnym mistrzu świata. To do Johnsona należały rekordy globu na 200 i 400 m. Jako jedyny mężczyzna w historii zwyciężył na obu tych dystansach w trakcie jednych igrzysk – w 1996 roku w Atlancie.