| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Pierwszym meczem 8. kolejki Lotto Ekstraklasy były derby Dolnego Śląska. Zagłębie Lubin podejmowało u siebie Śląsk Wrocław i wygrało wysoko, bo 4:0 (2:0). Ozdobą spotkania było trafienie na 1:0 Filipa Starzyńskiego, który piłkę w siatce umieścił bezpośrednio z rzutu rożnego.
Zagłębie po porażce z Miedzią Legnica (0:2) dwa tygodnie temu w derbach zrehabilitowało się i w kolejnym pojedynku derbowym z Śląskiem Wrocław wygrało 4:0. Gospodarzom w dużej mierze pomogli rywale – dwa gole padły po błędach bramkarza Jakuba Słowika, jedno trafienie dołożył samobójczym strzałem Marcin Robak i na dodatek ponad pół godziny goście grali w dziesiątkę po czerwonej kartce. Dla Wojskowych był to siódmy mecz bez wygranej.
Zagłębie największe zagrożenie stwarzało po stałych fragmentach gry i kontratakach. I właśnie po jednym ze stałych fragmentów gry wyszli na prowadzenie. Filip Starzyński mocno podkręcił piłkę z rzutu rożnego, Słowik najpierw chciał wyjść do dośrodkowania, później się zaczął cofać, aż się poślizgnął i futbolówka wylądowała w siatce.
Stracony gol podciął skrzydła Śląskowi i Zagłębie mocniej przycisnęło. Kiedy wrocławianie opanowali sytuację i wydawało się, że w pierwszej połowie nic już się nie wydarzy, gospodarze zadali drugi cios. Goście byli w posiadaniu piłki w pobliżu pola karnego rywali, ale ją stracili w prostu sposób. Podopieczni trenera Lewandowskiego wyprowadzili kontratak, lecz Filip Jagiełło dał się wypchnąć na skrzydło. Pomocnik gospodarzy nie miał właściwie żadnego wyboru, tylko uderzyć. Strzał nie był ani mocny, ani precyzyjny, ale piłka między nogami Słowika wpadła do bramki.
Goście szanse na odrobienie strat poważnie zmniejszyli sobie sami w 57. minucie. Po prostej stracie piłki w pobliżu pola karnego Zagłębia Cholewiak podciął jednego z rywali i arbiter Szymon Marciniak ukarał go żółtą kartką. Ponieważ było to drugie upomnienie, pomocnik "Wojskowych" musiał opuścić boisko.
Wydawało się, że już wynik się nie zmieni i wtedy kolejne dwa ciosy zadali gospodarze. A właściwie jeden, bo jeden zadał sobie sam Śląsk. Po rzucie rożnym Robak tak odbił piłkę, że ta wpadła do siatki. Kilka chwil później do odbitej przed pole karne piłki dopadł wprowadzony kilka chwil wcześniej Dawid Pakulski i trafił niemal w samo okienko bramki Słowika.