Reprezentacja Polski podejmie w czwartek Portugalię w drugim meczu Ligi Narodów. Dwanaście lat temu – również 11 października – pokonała ją sensacyjnie 2:1 w meczu eliminacji Euro 2008. Jednym z najlepszych graczy był Paweł Golański. – Portugalczycy nie rozumieli, co się dzieje – wspomina. Transmisja od godz. 18:00 w TVP Sport, SPORT.TVP.PL i aplikacji oraz od godz. 20:30 w TVP1.
Maciej Rafalski, sport.tvp.pl: – Wziął pan udział w dwóch meczach z Portugalią. Zespół Leo Beenhakkera jeden wygrał a drugi zremisował. Ten zwycięski przeszedł do historii polskiej piłki.
Paweł Golański: – Tak, wspomnienia są tylko pozytywne. Nie dość, że pokonaliśmy ówczesnych wicemistrzów Europy, drużynę pełną gwiazd, to jeszcze zrobiliśmy to w kapitalnym stylu. To był najlepszy mecz za kadencji Beenhakkera. Kilka dni wcześniej odnieśliśmy wymęczone zwycięstwo nad Kazachstanem, dlatego trudno było o optymizm.
– Jak przebiegały przygotowania?
– Wszystko było spokojne i stonowane. Beenhakker zawsze o to dbał. Emocje zaczęły udzielać się w dniu meczu. Pamiętam wyjazd na stadion, kiedy przed hotelem i w drodze na Stadion Śląski towarzyszyło nam mnóstwo kibiców. Wiedzieliśmy, że czeka nas wyjątkowy mecz. Zagraliśmy na 120 procent. Wiedzieliśmy, że Portugalia jest silniejsza, ma wielkich piłkarzy. Wtedy nasza reprezentacja nie miała tak wielu znaczących w Europie zawodników, co teraz.
– Na boisku nie było widać różnicy.
– Mecz ułożył się idealnie. Szybko strzeliliśmy dwa gole. Mieliśmy zagrać "wysoko", agresywnie i tak się stało. Łatwiej gra się wtedy, gdy wszystko wychodzi. Każda akcja dawała pewność siebie. W zespole nie było słabego punktu.
– Jaką rolę odegrał Beenhakker?
– Miał wspaniałe podejście do piłkarzy, dar przekonywania, zaraził nas optymizmem. Przed spotkaniem mówił, że możliwość gry z takim rywalem to wielka przyjemność. Przekonywał, że wszystko zależy od nas i że na początku wszyscy mają takie same szanse. Podkreślał, że jeśli w spotkaniu pokażemy to, co robiliśmy na treningach, to jest spokojny o wynik. Takie słowa nie wydają się czymś szczególnym. Powtarzanie ich wielokrotnie sprawiło jednak, że bardzo pomogły.
– Podobno atmosfera w drużynie nie była najlepsza. W spotkaniu z Kazachstanem Beenhakker po pół godzinie zdjął z boiska Mariusza Lewandowskiego, a ten nie ukrywał niezadowolenia...
– Atmosfera była zagęszczona. Beenhakker to jednak wybitny trener. Pokazał mądrość. Panowie szybko wyjaśnili sobie sytuację i podali ręce. Mariusz przeprosił też nas. Nie było obrażonych. Wiedzieliśmy, że mamy wspólny cel.
– To był najlepszy mecz w pana karierze?
– Zdecydowanie. Udało się wygrać z zespołem z najwyższej półki. Doszła olbrzymia presja meczu o punkty, z którą trzeba było sobie poradzić. Dodatkowo było to spotkanie reprezentacji. Grałem wtedy w Koronie Kielce, nie miałem dużego doświadczenia. Koledzy, którzy występowali w europejskich klubach, żartowali, że ligowy "dżemik" zawsze bywa niebezpieczny dla drużyny. Dla mojej dalszej kariery występ z Portugalią był bardzo istotny. Wiedziałem, że skoro poradziłem sobie wtedy, to nie zawiodę w kolejnych meczach. Później rywalizowałem m.in. z Arjenem Robbenem i Karimem Benzemą. Spotkanie z Portugalią sprawiło, że mogłem podchodzić do takich starć z dużą wiarą w siebie. Doprowadził też do transferu do Steauy Bukareszt.
– Jak wspomina pan pojedynki z Cristiano Ronaldo?
– Więcej miał ich Grzegorz Bronowicki, ale Portugalczycy wymieniali się pozycjami i zdarzało się, że "CR7" pojawiał się na mojej stronie. Świetnie pomagał Kuba Błaszczykowski, miałem też wsparcie innych. To dodawało pewności. Wiedziałem, że jeśli rywal mnie minie, to i tak błąd naprawi jeden z kolegów. Z Ronaldo kojarzą mi się dwie sytuację – raz długo leżał na boisku, gdy ostro potraktował go Mariusz Lewandowski. Za drugim razem było to związane ze mną. Przewróciłem się i sędzia odgwizdał faul. Ronaldo był wściekły, gestykulował i pokazywał arbitrowi, że symulowałem. Widać było frustrację.
– Portugalczycy was zlekceważyli?
– Na pewno. Nie spodziewali się, że zawiesimy poprzeczkę tak wysoko. Byli bardzo poirytowani, bezradni. Mogliśmy wygrać większą różnicą goli. Przez pierwsze pół godziny wyglądali tak, jakby nie rozumieli, co się stało. W kolejnych minutach grali niewiele lepiej.
– Czy tamtego wieczoru była odczuwalna magia Stadionu Śląskiego?
– Atmosfera była niesamowita. Kibice dopingowali nas przez cały mecz, momentami przeszywały mnie dreszcze. Każdy z nas przeżył chwile, które będzie wspominał przez resztę życia. Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo, mimo że stawka spotkania jest nieco mniejsza.
– W rewanżu zremisowaliście z Portugalią 2:2.
– To było już inne spotkanie. To rywale grali u siebie, prowadzili, ale i tak mieliśmy okazje, by wygrać. Wtedy musiałem radzić sobie z Ricardo Quaresmą. Remis przyjęliśmy z dużym zadowoleniem. W dwóch spotkaniach z tak mocnym zespołem zdobyliśmy cztery punkty.
– Mimo znakomitego meczu z Portugalią, pana kariera w kadrze nie była oszałamiająca – rozegrał pan tylko 14 spotkań. Wystąpił na Euro 2008, ale później nie odgrywał pan już ważnej roli. Dlaczego?
– Wpływ miały kontuzje. Może nie były poważne, ale z wielu powołań nie skorzystałem z powodów zdrowotnych. Beenhakker darzył mnie dużym zaufaniem. Po jego odejściu to się zmieniło. Franciszek Smuda mnie skreślił. Nie wiem, dlaczego. Liczyłem na powołanie, gdy reprezentacja grała towarzyski mecz z Rumunią. Nie dostałem jednak szansy. Nie zamierzam narzekać, cieszę się z każdej minuty, którą rozegrałem w drużynie narodowej. Teraz wracam dość często do spotkania z Portugalią. Pokazuję je dzieciom, to świetna pamiątka.
– Wspominał pan o Błaszczykowskim. Jeśli zagra w czwartek, będzie to jego 103. występ w drużynie narodowej. Pojawiają się jednak głosy, że nie powinien być powoływany, bo nie gra w klubie...
– W tamtym czasie Kuba "wystrzelił". Trafił do idealnej ligi, w której się rozwinął. Od lat jest bardzo ważny dla kadry i nie zgadzam się, że jest niesłusznie powoływany. Teraz, kiedy selekcjonerem został Jerzy Brzęczek, trzeba będzie przywyknąć do tych spekulacji. Trener wie jednak, jak istotną rolę odgrywa Błaszczykowski. Nie tylko na boisku, ale ma też wpływ na atmosferę w szatni.
– Czy dostrzega pan podobieństwa pomiędzy obecną reprezentacją, a tą, która pokonała Portugalię dwanaście lat temu?
– Więcej jest chyba różnic. Obecnie mamy wielu, którzy stanowią o sile mocnych europejskich zespołów. Wtedy było takich mniej. Inny był także styl gry. Graliśmy bardziej fizycznie, teraz zespół jest lepszy technicznie.
– Jakiego spotkania spodziewa się pan w czwartek? Portugalia zagra bez Cristiano Ronaldo.
– Jego absencja sprawi, że zobaczymy inny zespół. Kiedy Ronaldo jest na boisku, wszyscy podporządkowują się jemu. Teraz inni będą mieli więcej swobody, będą chcieli się pokazać. Co do naszych piłkarzy, to uważam, że należy dać czas im i trenerowi. Brzęczek musi pozbierać kadrę po nieudanym mundialu. Chciałbym, żeby nasza drużyna rozegrała kolejny wielki mecz, który będziemy wspominać latami.
Następne