Nie tak wyobrażały sobie początek mistrzostw Europy piłkarek ręcznych gospodynie turnieju, Francuzki. W czwartek zespół Oliviera Krumbholza przegrał w meczu otwarcia z Rosjankami 23:26 i już na starcie rywalizacji znalazł się pod ścianą. Podobnie było przed rokiem na mistrzostwach świata w Niemczech, gdzie Trójkolorowe... wywalczyły ostatecznie złoto. Teraz liczą na powtórkę.
Zeszłoroczny mundial Francuzki rozpoczęły od niespodziewanej porażki ze Słowenkami (23:24), które imprezy w Niemczech nie zwojowały i do domu wróciły już po 1/8 finału. Trójkolorowe zaś na tym samym etapie wyeliminowały Węgierki, później pokonały Czarnogórki i Szwedki, a w finale strąciły z mistrzowskiego tronu Norweżki.
– Tak właśnie potoczył się tamten turniej, że z każdym kolejnym meczem grałyśmy lepiej. W pierwszym spotkaniu przegrałyśmy ze Słowenkami, a później zostałyśmy mistrzyniami świata. Teraz spróbujemy powtórzyć ten schemat – stwierdziła po czwartkowym meczu rozgrywająca Camille Ayglon-Saurina.
By tego dokonać, Francuzki nie mogą już stracić punktów w żadnym z dwóch pozostałych grupowych meczów ze... Słowenkami i Czarnogórkami. Z pierwszymi z nich zmierzą się w niedzielę.
Czwartkowe spotkanie mistrzynie świata przegrały w drugiej połowie. – Rywalki były od nas bardziej precyzyjne w rzutach. Zabrakło nam sił, by bić się z nimi w obronie – podsumowywał Krumbholz.
Ma w tym sporo racji: fragment gry między 33. a 53. minutą jego zespół przegrał 5:11, zawodząc przede wszystkim w rzutach z drugiej linii i skrzydeł. – To i tak był lepszy występ niż zeszłotygodniowe mecze towarzyskie. Jestem optymistą – dodał trener Trójkolorowych.
Gospodynie turnieju pocieszał też szkoleniowiec Rosjanek Jewgienij Trefiłow. – Nie martwcie się, turniej jest długi, a przed wami jeszcze sporo meczów. Dzisiaj mieliśmy nieco więcej szczęścia, ale jeszcze nic nie wygraliśmy – stwierdził.