– Absolutnie nie mam czego żałować. Co mogłam, zrobiłam. Lepsza już nie będę. I dlatego nie wrócę – powiedziała Agnieszka Radwańska w wywiadzie udzielonym "Przeglądowi Sportowemu". Najlepsza polska tenisistka w historii w połowie listopada zakończyła karierę.
Medialne pogłoski o zakończeniu kariery przez Radwańską krążyły od miesięcy, ale jednak gdy nagle stało się to faktem, cały tenisowy świat był w szoku. Tym bardziej, że Polka ma dopiero 29 lat.
– Albo gram na swoim najwyższym poziomie, albo nie gram w ogóle. A w tej chwili na sto procent, ze względu na stopę, ogólne osłabienie organizmu i wiele innych problemów nie dałabym rady rywalizować. Noga na szczęście nie boli mnie już 24 godziny na dobę. Do niedawna miałam takie skurcze, że codziennie budziłam się w środku nocy. Teraz te dolegliwości pojawiają się jedynie przy obciążeniu – tłumaczyła swoją decyzję "Isia" w rozmowie z Bartoszem Gębiczem z "PS".
Jak przetrwać, gdy człowiek się rozpada?
Dodała, że po prostu nie chciała dalej się męczyć, rywalizować wbrew sygnałom organizmu. A widoków na poprawę nie było... – Tenis kobiet drastycznie się zmienił. Intensywność wszystkich elementów jest nieporównywalna do tego, co pamiętam sprzed 10-12 lat: podczas meczów, treningów, a nawet odnowy. (...) Krótkie pojedynki w pierwszych rundach się skończyły. A jak w takich warunkach przetrwać, gdy człowiek się rozpada? Jak, gdy po regeneracji zamiast coraz lepiej czuje się coraz gorzej? – pytała retorycznie.
Swoją decyzję ogłosiła przez... posta na Instagramie. – Przez dwa dni po tym, jak wszystko ogłosiłam, poczułam się tak, jakbym umarła. Jak gdyby umarł tenis, jak gdyby umarł sport. Jak gdybym kogoś osierociła. Te wszystkie wpisy, nie tylko z Polski, naprawdę łapały za serce.
Polce dziękowały i żegnały ją największe tenisowe legendy. Od Novaka Djokovicia po Martinę Navratilovą. – Nie zostałam nigdy jedynką, nie wygrałam ostatecznie Wimbledonu, ale jednak zrobiłam chyba na kortach coś dobrego. Skoro tyle znanych nazwisk o mnie w takiej chwili pamiętało, na kilku kartach historii prawdopodobnie się jednak zapisałam – przyznała triumfatorka 20 turniejów WTA.
"Nie mam czego żałować"
Perspektyw na powrót Radwańska nie widzi. Ani w deblu, ani tylko na trawę, ani tylko na igrzyska. – W moim przypadku żaden z tych scenariuszy nie wchodzi w grę. I nie sądzę, bym kiedykolwiek zmieniła zdanie. To dla mnie koniec. (...) Ogarniając całokształt, absolutnie nie mam czego żałować. Co mogłam, zrobiłam. Lepsza już nie będę. I dlatego nie wrócę – ucięła.
Trzy lata temu wygrała WTA Finals. Dzisiaj każdy gem sprawia jej ból. – Ostatnio wyszłam na kort po ponad dwóch miesiącach bez gry i to bardziej z rozsądku, a nie dlatego, że brakowało mi rakiety. Wyszłam i ciężko za to zapłaciłam. Po 20 minutach myślałam, że zejdę. Zacisnęłam jednak zęby i wytrzymałam jeszcze kolejne 20. Dalej się nie dało. Wiedziałam, że pojawią się bąble i krwiaki na dłoniach, ale że aż tak poczuję wszystkie stawy, że nadgarstek i bark staną się tak sztywne, że nie będę mogła podnieść rakiety do serwisu, to nie – tego się nie spodziewałam. To była masakra. Po treningu nie miałam ręki. Z nikim nie mogłam się nawet przywitać. (...) Przekonałam się, jak bardzo zniszczony jest mój organizm.
Mimo braku Wielkiego Szlema w CV, Radwańska czuje się spełniona. – Zwyciężyłam w 20 imprezach, w tym w kilku, jak Masters, naprawdę bardzo ważnych. Byłam wiceliderką światowego rankingu w 2012 i 2016 roku. Ktoś przeciętny, bez talentu takich wyników nie osiąga. Mam czyste sumienie.
Następne