Na tafli liczy się nie historia, ale obecne umiejętności. Przekonali się o tym hokeiści najbardziej utytułowanego klubu w historii NHL Montreal Canadiens, którzy przegrali u siebie z Nashville Predators 1:4 (0:2, 1:1, 0:1).
Różnicy między zespołami, przynajmniej na papierze, nie było. Hokeiści Canadiens przystępowali wprawdzie do spotkania z dwoma punktami na koncie mniej niż Predators, ale rozegrali o jeden mecz mniej. Mimo to na lodzie zdecydowanie lepsi i to od początku byli zawodnicy z Nashville.
Już w pierwszej tercji Predators wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Pierwszego gola w 11. minucie meczu strzelił bowiem Craig Smith, a tuż przed końcem tej części gry na 2:0 podwyższył Szwed Mattias Ekholm.
W drugiej tercji Canadiens próbowali odpowiedzieć i udało im się to w 13. minucie, kiedy Juuse Sarosa pokonał Shea Weber. Predators nie dali jednak nawiązać walki zawodnikom z Montrealu, bo w niecałą minutę później na trafienie Fina drugim strzelonym przez siebie golem odpowiedział Smith.
W trzeciej tercji działo się mniej, a przewagę optyczną mieli Canadiens. Zawodnicy Claude Juliena oddali w tej części więcej strzałów na bramkę, mimo to nie udało im się do niej trafić. Dokonał tego za to Viktor Arvidsson, który w ostatniej minucie strzelił gola, kiedy bramki nie bronił już Carey Price. Tym samym Szwed przypieczętował zwycięstwo swojego zespołu, które sprawia, że w Dywizji Centralnej Predators wyprzedzili o punkt Winnipeg Jets, tyle że Kanadyjczycy rozegrali o dwa mecze mniej.