To jedno z największych osiągnięć w świecie skoków. W 67-letniej historii Turnieju Czterech Skoczni tylko trzech skoczków wygrało wszystkie konkursy jednej edycji. Porównujemy osiągnięcia Svenna Hannawalda, Kamila Stocha i Ryoyu Kobayashiego.
Droga do szlema
Spośród całej trójki jedynie Kobayashi przyjeżdżał na Turniej Czterech skoczni jako główny faworyt. Japończyk wygrał cztery konkursy w pierwszej części sezonu i jako jedyny sięgał po "szlema" w żółtej koszulce lidera Pucharu Świata. Stoch przystępował do zmagań jako obrońca tytułu, ale skoczek numer cztery w rankingu sezonu. Jego szansę na "Złotego Orła" oceniano nieco niżej niż Richarda Freitaga. Najbardziej przyćmiony przed "szlemem" był jednak Hannawald. Co prawda drugi w "generalce" PŚ, ale w grudniu wyraźnie odstający od Adama Małysza. To Polak miał być tym pierwszym.
Przewaga
Całą trójkę łączy jedno – bardzo przekonujące wygrane na Bergisel. Każdy z przyszłych zdobywców "karety" jechał do Bischofshofen niemal pewny triumfu w klasyfikacji generalnej. Kobayashi odskoczył Markusowi Eisenbichlerowi na ponad 40 punktów. Podobne były rozmiary przewagi Hannawalda nad Małyszem. Rekordy pobił jednak Stoch, nieco korzystając na upadku głównego rywala – Freiteaga. Polak przed Bischofshofen wyprzedzał Wellingera aż o 64,5 punktu, a ostatecznie wyśrubował przewagę do niemal 70 "oczek" – największą spośród wielkiej trójki.
Przewaga w klasyfikacji generalnej:
Najtrudniejszy konkurs
W przypadku TCS najtrudniejszy wydaje się czwarty krok, gdy presja jest największa. Tu wielki popis dał Kobayashi. Przed pierwszym konkursowym skokiem na obiekcie im. Paula Ausserleitnera musiał zaczekać kilka minut. Tory nie były w najlepszym stanie co odbiło się na prędkości Japończyka. Osiągnął jednak czwarty wynik i skutecznie zaatakował w finale. Hannawald i Stoch prowadzili na półmetku ostatnich zawodów, a następnie stawiali kropkę nad "i" z zapasem około półtora metra.
Właśnie w Bischofshofen najmniejsze były rozmiary triumfu Stocha (3,2). Hannawald najbliżej porażki znalazł się w Nowy Rok. Przegrywał po pierwszej serii z Andreasem Widhoelzlem o 0,6 punktu, ale przeprowadził zwycięski szturm. Kobayashi zwyciężył z najmniejszą przewagą na początek – w Oberstdorfie. Tam odparł w drugiej serii atak Markusa Eisenbichlera, ale jedynie o 0,4 "oczka". Trudne chwile na Schattenbergschanze przeżywał jednak też Polak. 28. miejsce w kwalifikacjach, 112 metrów w serii próbnej. Forma przyszła jednak na zawody.
Najmniejsza przewaga w konkursie
Sven Hannawald – 1,7 nad Andreasem Widhoelzlem (Ga-Pa)
Kamil Stoch – 3,2 nad Andersem Fannemelem (Bischofshofen)
Ryoyu Kobayashi – 0,4 Markus Eisenbichler (Oberstdorf)
Era w skokach
Czym różniły się czasy triumfów? Hannawald korzystał z możliwości odpuszczania kwalifikacji. Oddał zatem cztery punktowane skoki mniej niż Stoch i Kobayashi. Z drugiej strony triumf Niemca wydarzył się jeszcze w czasach bez przeliczników za wiatr i belkę. Teoretycznie więc ryzyko porażki ze względu na warunki było nieco większe niż dziś.
Trudniej porównać rzeczywistość ze względu na startujących rywali. Jedno jest pewne – triumf Hannawalda nastąpił w świetnym dla skoków okresie. Na podium konkursów 50. edycji stawali Matti Hautamaeki, Martin Hoellwarth, Simon Ammann, Adam Małysz. Poziom rywalizacji w dwóch ostatnich TCS najlepiej podsumują osiągnięcia czołowych zawodników tych imprez w kolejnych latach. Dajmy im czas.
Podniosłość wydarzenia
Zawsze najtrudniej zrobić coś po raz pierwszy. To kategoria, w której należy podkreślić wielkość osiągnięcia Hannawalda. Przed Niemcem siedmiu skoczków wygrało trzy pierwsze konkursy, ale żaden z nich nie sięgnął po czwartą wiktorię w Bischofshofen. Mówiono o klątwie, którą "Hanni" przełamał. Dodatkowo zrobił to mimo ogromnej presji w Niemczech.
Po premierowym poczwórnym triumfie zaczęto zastanawiać się, kto będzie następny? Stoch już właściwe od zmagań w Garmisch-Partenkirchen musiał zmagać się z myślami o "szlemie". Zwycięstwa jako pierwszy pogratulował mu Hannawald, co było jedną z najbardziej symbolicznych chwil w historii Turnieju Czterech Skoczni. Wygrana Kobayashiego nastąpiła już sezon po tej Stocha i być może ta "powszechność" odebrała jej nieco magii.