| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Był ważną częścią reprezentacji U17 Jerzego Szambelana, która wywalczyła w 2010 roku w Hamburgu wicemistrzostwo świata. Dziś jest jednym z liderów mistrza Polski, Anwilu Włocławek i walczy o miejsce w reprezentacji. – Proces selekcji jest niezależny ode mnie. Na co dzień wykonuję swoją pracę najlepiej jak potrafię, aby ciągle stawać się lepszym zawodnikiem, dlatego nie mogę mieć do siebie pretensji – powiedział Michał Michalak w rozmowie ze SPORT.TVP.PL.
Adrian Koliński, SPORT.TVP.PL: – Od paru lat jesteś w szerokim składzie Mike’a Tylora, ale nie dostajesz powołań do kadry meczowej. Dlaczego?
Michał Michalak: – Wiadomo, że celem każdego zawodnika jest gra w reprezentacji. Występowałem w kadrach młodzieżowych i gra z orzełkiem na piersi zawsze była dla mnie wielkim honorem i zaszczytem. Cóż mogę powiedzieć? Trener wybiera, a mi pozostaje się z tym pogodzić i pracować, by wrócić do kadry.
– Nie zmienia to faktu, że jesteś zauważony. Masz kontakt ze sztabem szkoleniowym?
– Jestem w szerokim składzie, a trenerzy śledzą poczynania każdego zawodnika. Muszą być na bieżąco, żeby dokonać selekcji i dopasować graczy do koncepcji. To naturalne.
– Zeszły sezon spędziłeś w Tecnycontcie Saragossa, ale to też nie pomogło…
– Ale drążysz (śmiech). Naprawdę podchodzę do tego z pokorą. Robię wszystko, żeby prezentować się jak najlepiej, a proces selekcji jest już niezależny ode mnie. Nie mogę mieć do siebie pretensji.
– W tym momencie z zespołu wicemistrzów świata U17 z 2010 roku, w reprezentacji jest tylko Mateusz Ponitka. Masz kontakt z chłopakami z tamtej ekipy?
– Tak. Mniejszy lub większy, ale mamy kontakt. Wiadomo, że po latach każdy poszedł w swoją stronę, jednak więź pozostała. Rozmawiamy na WhatsAppie, spotykamy się podczas meczów. Najbardziej trzymam się z Tomkiem Gielo.
Czołowa drużyna z EBL mogłaby powalczyć w ACB.
– Jak wspominasz ten rok w Saragossie?
– Olbrzymie doświadczenie życiowe i koszykarskie. Zupełnie inny poziom sportowy – na co dzień rywalizowałem z zawodnikami z najwyższej półki. Obycie w takiej lidze już teraz procentuje. Liga jest niezwykle wyrównana, częściej zdarzają się niespodzianki, trzeba cały czas być czujnym. Fizyczność, wyrównane kadry, szybsze rotacje, intensywność gry – to są różnice dostrzegalne gołym okiem.
– Myślisz, że czołowa drużyna z Energa Basket Ligi utrzymałaby się w hiszpańskiej ACB?
– Trudno powiedzieć. Liga ACB jest uważana za najlepszą w Europie, ale Polski Cukier Toruń pokazał, że można skutecznie rywalizować z hiszpańskimi drużynami – w eliminacjach Ligi Mistrzów wyeliminował Movistar Estudiantes. Jednak były to tylko dwa spotkania, przed sezonem. Inaczej gra się w sezonie zasadniczym, gdzie trzeba rozegrać ponad 30 spotkań na bardzo wysokim poziomie, ale myślę, że czołowa drużyna z naszej ligi mogłaby powalczyć.
– O play offy?
– Rozmawialiśmy o utrzymaniu (śmiech). W Hiszpanii nawet w słabszych klubach grają uznani koszykarze. Estudiantes jest w tej chwili na przedostatnim miejscu w tabeli, a gra tam Omar Cook, Alessandro Gentile i pewnie zaraz kogoś jeszcze ściągną, bo wiadomo, że jak nie idzie, to robi się jakieś ruchy kadrowe. Tam jeśli słaba drużyna gra z faworytem i się zdekoncentruje, to może skończyć się porażką pięćdziesięcioma punktami. Natomiast jeżeli lepszy zespół zdekoncentruje się w konfrontacji ze słabszym, to przegra spotkanie.
– Ile jest prawdy w tym, że gdyby Gary Neal nie przyszedł do klubu, to grałbyś więcej?
– Teraz możemy gdybać. Przecież nikt nie powiedział, że grałbym super, gdyby nie było Gary’ego. Jednak faktem jest, że przyszedł pod koniec września i cała drużyna została zbudowana pod niego. Został najlepszym strzelcem ligi, a my tą taktyką wygraliśmy kilka spotkań i się utrzymaliśmy. Taka była filozofia i konstrukcja składu, a ja się w tym układzie do końca nie odnalazłem. Miałem przebłyski i starałem się wyciągnąć tyle, ile mogłem, ale długofalowo nie poprawiło to mojej pozycji.
– Dlaczego po sezonie spędzonym w Hiszpanii wybrałeś Anwil?
– Nie jest tajemnicą, że już w poprzednich latach rozmawiałem z trenerem Igorem Milicicem o transferze. Tym razem się udało. Anwil gra w europejskich pucharach, miał ambicję, żeby zbudować silną drużynę, a ja uważałem, że po sezonie w Hiszpanii warto wrócić do Polski, żeby więcej grać i pokazać się w Europie. Chciałem być ważnym ogniwem w układance mocnego zespołu. Niektórzy mogą postrzegać ten ruch jako krok wstecz, ale dla mnie to duże wyzwanie – odnaleźć się w tym zespole, we Włocławku, gdzie jest wielka presja na wynik.
– A jak odnajdujesz się w taktyce Igora Milicica, która do najłatwiejszych nie należy?
– Pracowaliśmy od początku okresu przygotowawczego, żeby wdrożyć wszystkie niuanse od pierwszego meczu. Na początku wychodziło… średnio. Każdy nowy zawodnik miał kłopot, żeby dostosować się do tych pozycji, w których powinniśmy się znajdować w danym momencie. I do tej pory w niektórych meczach różnie nam wychodzi (śmiech). Potrzeba czasu, żeby to wszystko przyswoić, ale ostatnie wyniki pokazują, że jest już dużo lepiej.
– Co jest waszym największym atutem?
– Grając w lidze mamy przewagi na różnych pozycjach, w zależności od drużyny, z którą gramy. Np. w meczu ze Stelmetem zdobyłem 26 punktów, a w następnym spotkaniu w Gliwicach najlepszym strzelcem był Walerij Lichodiej. Nasz system wygląda tak, żeby zrobić jak najwięcej dobrych rzeczy dla drużyny i nie chodzi tu tylko o punkty, ale także o zbiórki, asysty czy inne aspekty. Tak też staram się grać, nawet gdy miałem słabszą skuteczność za trzy. Ale nie zniechęcało mnie to. Zawsze będę oddawał rzuty, zwłaszcza gdy będę miał czystą pozycję. Wiem, że z punktu widzenia kibica może wyglądać słabo, jak po 26 punktach w jednym meczu, w drugim zdobywam 10, ale jest jeszcze wiele ważnych rzeczy do zrobienia na boisku.
Moim pierwszym idolem był Kobe Bryant. Śledziłem jego poczynania przez całą karierę.
– Jak oceniasz trenera Milicica?
– Jest wymagający pod względem taktycznym i fizycznym. Trenujemy bardzo ciężko. Okres przedsezonowy był bardzo trudny i w sezonie też są okresy, że pracujemy ciężej, mimo że gramy dużo spotkań. Przygotowanie taktyczne do każdego meczu jest bardzo zaawansowane. Realizacja zagrywek też nie jest łatwa, dlatego niezwykle istotna jest koncentracja. Jest perfekcjonistą. Ma swoją filozofię prowadzenia zespołu, trzyma się jej i konsekwentnie realizuje swoje założenia. Dobiera zawodników w taki sposób, żeby dostosować ich do swoich potrzeb. Świetnie przekłada koncepcję na boisko i widać to po drużynach, które prowadzi.
– Współpracowałeś już z wieloma trenerami. Którego wspominasz najlepiej?
– Trudno wymienić jednego. W Treflu Sopot trener Darius Maskoliunas dużo na mnie stawiał. To była ciężka szkoła, ale wyniosłem bardzo dużo, bo często zwracał uwagę na moje błędy, ale dawał mi też szanse wykazać się podczas meczów. Każdy trener ma inną charakterystykę.
– Wzorujesz się na kimś? Masz idola?
– Moim pierwszym idolem był Kobe Bryant. Śledziłem jego poczynania przez całą karierę. Na pewno był wzorem mojego pokolenia. Natomiast z europejskiej koszykówki najbardziej podziwiam Juana Carlosa Navarro. W tamtym roku miałem okazję grać przeciwko jego Barcelonie. Jako strzelec obserwuję jego grę na zasłonach, przy wyjściach na pozycje, rzutach czy floaterach. To taki "namacalny" przykład.
– Jaki masz cel na ten sezon?
– W EBL liczy się tylko mistrzostwo Polski. W Lidze Mistrzów chcemy co najmniej awansować do fazy pucharowej.
– Wyjazd na mistrzostwa świata?
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że bym nie chciał, ale teraz o tym nie myślę.
Rozmawiał Adrian Koliński
Follow @AdrianKoliski
***
Michał Michalak (ur. 2 listopada 1993 w Pabianicach) – rzucający obrońca jest wychowankiem PKK 99 Pabianice, a pierwsze kroki w dorosłej koszykówce stawiał w ŁKS Łódź. W 2010 roku wywalczył srebrny medal mistrzostwa świata U17 (przegrany finał z USA). W drużynie Jerzego Szambelana grał m.in. z Mateuszem Ponitką, Tomaszem Gielo, Przemysławem Karnowskim czy Danielem Szymkiewiczem. W 2014 roku wywalczył z Treflem Sopot brązowy medal Polskiej Ligi Koszykówki (jak dotąd jest to jego jedyny krążek). Zeszły sezon spędził w Tecnycontcie Saragossa. Ponadto reprezentował Polonię Warszawa, Politechnikę AZS Warszawa, Polski Cukier Toruń i PGE Turów Zgorzelec. Miał także epizod we włoskim Germani Basket Brescia.
Następne
85 - 67
WKS Śląsk Wrocław
104 - 109
Trefl Sopot
85 - 92
MKS Dąbrowa Górnicza
73 - 70
King Szczecin
84 - 92
Anwil Włocławek
97 - 82
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz
73 - 102
Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski
81 - 104
Energa Icon Sea Czarni Słupsk
84 - 86
Polski Cukier Start Lublin
58 - 62
Anwil Włocławek