{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Natalia Maliszewska jedzie na mistrzostwa Europy po medal i doświadczenie. "Chciałabym znaleźć się w nowych sytuacjach"

W najbliższy weekend w Dordrechcie rozegrane zostaną mistrzostwa Europy w short tracku. Wielką szansę na wywalczenie kolejnego medalu będzie miała Natalia Maliszewska. Jeśli stanie na najwyższym stopniu podium, będzie to pierwszy złoty medal ME dla Polski w historii dyscypliny.
ME w łyżwiarstwie szybkim: zmiana w reprezentacji Polski
– Za każdym razem kiedy podchodzę do startu, jakikolwiek by nie był, staram się traktować go jako kolejny krok w sportowym życiu. Chcę stawać się coraz lepszym zawodnikiem – zaznaczyła w rozmowie z Pawłem Skrybą. – Moim celem jest być coraz częściej w ćwierćfinałach, półfinałach, finałach, ponieważ one dają mi duże doświadczenie – dodała.
Przed najbliższymi mistrzostwami Europy nie nakłada na siebie presji związanej z wynikiem. – Chciałabym znaleźć się w nowych sytuacjach – takich, jakich nie miałam dotychczas. Spróbować swoich sił i tego doświadczenia, które zdobyłam wcześniej – sprawdzić się na tyle, na ile mogę. Chcę sprawdzić, czy dam radę wyjść z tych sytuacji – tłumaczy.
Dorównać sławie siostry
Dordrecht może dobrze kojarzyć się Maliszewskim. Bardzo miłe wspomnienia z tego miejsca ma z pewnością starsza z sióstr – Patrycja. To ona jak dotychczas osiągała najlepsze w historii polskiego short tracku wyniki na mistrzostwach Europy. Podczas zawodów, które zostały rozegrane w tej miejscowości w 2015 roku, była trzecia na dystansie 500 metrów, a następnego dnia wygrała superfinał, dzięki czemu zdobyła brązowy medal w wieloboju.
Natalia będzie miała okazję dorównać indywidualnym wynikom siostry, a nawet je przewyższyć. Dotychczas zdobywała indywidualne medale mistrzostw świata (srebro w 2018 roku) i Pucharu Świata. Na mistrzostwach Europy też stała już na podium. W 2013 roku polska sztafeta sensacyjnie sięgnęła po brąz ME w Malmoe. Wówczas obok sióstr Maliszewskich jej skład stanowiły Aida Bella i Paula Bzura. – Samo to, że byłyśmy wtedy w finale było zaskoczeniem. Stanęłyśmy i walczyłyśmy do końca, co przyniosło medal. Szczerze mówiąc sama nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale zawsze z sentymentem wspominam tę chwilę. Pamiętam, że Natalia nie potrafiła na tamten moment cieszyć się z medalu, bo… źle jej się jechało – wspominała po latach Patrycja.
Teraz Natalia, jak sama przyznaje, jest bardziej świadomą zawodniczką. Doświadczenie, które posiada pozwoli jej włączyć się do rywalizacji o najwyższe miejsca. Choć wystartuje na każdym z dystansów, największe nadzieje budzi jej sobotni start na dystansie 500 metrów. Jeśli nie dojdzie do niespodzianek, prawdopodobnie będzie miała szansę pojechać również w niedzielnym superfinale, do którego zakwalifikuje się osiem najlepszych łyżwiarek klasyfikacji wieloboistek.
Młodzi pojadą po doświadczenie
W rywalizacji wieloboistów ma prawo pojechać po dwóch zawodników z każdego kraju. Polskę wśród kobiet, obok Natalii Maliszewskiej, reprezentować będzie Nicola Mazur. W rywalizacji mężczyzn zobaczymy natomiast Rafała Anikieja i Mateusza Krzemińskiego. Każdy ze wspomnianych na mistrzostwa Europy pojedzie głównie po cenne doświadczenie. Choć cała trójka to bardzo młodzi zawodnicy, uwagę należy zwrócić szczególnie na Mateusza Krzemińskiego. Łyżwiarz z Opola ma dopiero 16 lat, a już regularnie startuje na zawodach rangi międzynarodowej.
– W tym sezonie skupiamy się na drużynie. Wydaje mi się, że nasza damska część drużyny jest silna i zmierzamy w dobrym kierunku. Wiem, że jest dobrze, a może być jeszcze lepiej – zaznacza Maliszewska. W sztafecie oprócz niej i Mazur wystąpią także Patrycja Maliszewska i Kamila Stormowska, a rezerwową będzie Patrycja Markiewicz. U mężczyzn skład uzupełnią Szymon Wilczyk i Paweł Adamski, a rezerwowym będzie Łukasz Kuczyński.
Awans którejkolwiek z naszych drużyn do finału będzie jednak sporym sukcesem. Realne wydaje się być jednak miejsce żeńskiej drużyny w czołowej "ósemce" zawodów. – Chciałabym, aby każdy zmaksymalizował swój potencjał i wykorzystał wszelkie okoliczności i możliwości w walce o jak najwyższe pozycje – mówi trener kadry, Urszula Kamińska. – Chciałabym zobaczyć też obydwie sztafety w interesującej walce o finał – dodała.
Kto zagrozi Maliszewskiej?
Z pewnością największą nadzieją na bardzo dobry wynik wśród biało-czerwonych będzie indywidualny występ Maliszewskiej na 500 metrów. Na tym dystansie Polka lideruje klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Kandydatek do walki z Polką o tytuł mistrzyni Europy jest jednak sporo.
– Nie mogę niczego przewidzieć. Przyjechałam tu na pewno jako jedna z najlepszych zawodniczek i jestem tego świadoma. Ale takiej otoczki wokół siebie nie chcę robić, ponieważ wiem, że to są moje pierwsze mistrzostwa Europy, na które przyjeżdżam jako bardziej świadomy zawodnik. Chciałabym podejść do tego ze spokojną głową i wystartować wiedząc, że jestem liderką Pucharu Świata i mogę zrobić dużo, ale nie mogę nic obiecać – tonuje nastroje reprezentantka Polski.
Jej głównymi konkurentkami będą z pewnością Rosjanki i Holenderki. Faworytką do triumfu w klasyfikacji wieloboju jest Suzanne Schulting. Ona jednak może skupić się na dłuższych dystansach, na których od początku sezonu zdecydowanie dominuje. Na 500 metrów większe zagrożenie może stanowić Lara van Ruijven. Szczególnie, że przy każdym starcie sprzyjać jej będzie licznie zgromadzona publiczność.
Nie wiadomo czego się spodziewać po wracającej Elise Christie. Brytyjka ma za sobą fatalny rok olimpijski, w którym zmagała się z wieloma problemami. Mistrzostwa Europy będą dla niej pierwszym startem od igrzysk w Pjongczangu.
Ogień i... wózek widłowy. Wakat a pozycji mistrza
Ciekawie będzie w rywalizacji mężczyzn. W zeszłym roku, na mistrzostwach Europy w Dreznie, na każdym z dystansów triumfował Sjinkie Knegt. Holender zdobył także złoty medal w sztafecie. Choć teraz również znalazłby się z pewnością w gronie faworytów, nie będzie mu dane przed własną publicznością bronić tytułu.
Mistrz Europy doznał dwóch nietypowych kontuzji w krótkim czasie. Najpierw zaliczył kolicję z… własnym wózkiem widłowym. Hamulec ręczny nie został zaciągnięty, a maszyna przykleszczyła jego nogę między sobą, a drzwiami do przydomowego warsztatu. Niedługo później ta sama noga ucierpiała w… ogniu. Spodnie łyżwiarza zaczęły płonąć, gdy ten próbował rozpalić w piecu. Doznał oparzeń trzeciego stopnia i przez najbliższe tygodnie nie będzie mógł startować.
Rywalizacja mężczyzn nie będzie miała wyraźnego faworyta. Nadal w grze o medale pozostaną z pewnością reprezentanci Holandii. Spore szanse na sukces będą mieć także Rosjanie i Węgrzy, na czele z Shaoangiem Liu, który bardzo dobrze radzi sobie w Pucharze Świata na dystansie 500 metrów. Powalczą także Francuz Thibaut Fauconnet i Vladislav Bykanov z Izraela. Ten ostatni w ostatnim czasie świetnie radzi sobie na najdłuższym dystansie.