17 sty 2019 | Tenis / Wielki Szlem

Iga Świątek po porażce z Camilą Giorgi w Australian Open: nie jestem jeszcze gotowa na takie tempo

Antoni Cichy

Za Igą Świątek lekcja tenisa Camili Giorgi. Australian Open to materiał szkoleniowy, jak grać z wyżej notowanymi. – Nie jestem do tego przyzwyczajona, czyli muszę się nauczyć – mówi bez ogródek.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Australian Open: ocena meczu Igi Świątek

Polka zakończyła singlowy występ w debiutanckim turnieju wielkoszlemowym. Po trzech zwycięstwach w kwalifikacjach, jednym w głównym turnieju z Aną Bogdan - nie sprostała Giorgi. Włoszka to wyższa półka, tenisistka z Top 30 rankingu WTA, szybko uderzająca, o czym przekonała się Świątek.

– Myślę, że dopadło mnie zmęczenie, ale też nie jestem jeszcze gotowa na takie tempo. Camila gra inaczej, niż dziewczyny, z którymi mierzyłam się. Właściwie po raz pierwszy miałam okazję rywalizować z tenisistką z topu. Było bardzo ciężko, ale nie przejmuję się. To dopiero początek, zdążę się jeszcze wszystkiego nauczyć – mówiła o czwartkowym pojedynku.

Nie nakładała na siebie presji. W końcu tylko mogła, a nie musiała. – Nie powiedziałabym, że to najtrudniejszy mecz w karierze. Podeszłam do tego spotkania luźno, nie miałam nic do stracenia. Mentalnie nie było problemu, a co do aspektu fizycznego to zdarzały się trudniejsze mecze. Na pewno ten dużo mnie nauczył, wiem teraz, nad czym mam pracować – opowiadała na pomeczowej konferencji.

Sztab Polki z trenerem Piotrem Sierzputowskim wiedział, czego się spodziewać. Wiedzieć a znaleźć odpowiednie recepty to jednak dwie odrębne sprawy. Zwłaszcza, że postawa serwisowa pozostawiała sporo do życzenia (48% punktów wygranych po pierwszym podaniu).

– Byliśmy przygotowani na taką grę Camili, ale nie byliśmy przygotowani, że tak pogorszy sprawę mój serwis – przytakiwała Świątek. – Miałam wrażenie, że nie pojawiło się za wiele okazji do zmiany rytmu. Generalnie wszystkie piłki uderzałam spóźniona. Problem leży w tym, że nie jestem przyzwyczajona. To nawet nie chodzi o szybką rękę jak u mężczyzn. Kobiety wcześniej "łapią" piłkę i skracają kort. Nie jestem przyzwyczajona, czyli muszę się nauczyć. Cieszę się, że mogłam z nią zagrać, wiele mi to dało, nawet jeśli wygrałam tylko dwa gemy – nie dramatyzowała.

Mimo porażki nie kończy Australian Open. Wystąpi jeszcze w mikście z Łukaszem Kubotem. Jak do tego doszło? – Łukasz zapytał mnie, czy chcę zagrać miksta i czy mamy się starać o dziką kartę. To jego zasługa, że ją dostaliśmy – wyjaśniała. Czy od razu na propozycję dwukrotnego mistrza wielkoszlemowego odpowiedziała "tak"? – Mimo wszystko zastanawiałam się, byłam tak zagubiona, nie spodziewałam się tej propozycji. Ale później pomyślałam, że głupio zrobiłam, niepotrzebnie się zastanawiając – roześmiała się.

Turniej w Melbourne traktuje jako lekcję na miesiące i lata kariery. Jeśli coś było nie tak, to nie załamuje się, tylko wie, że musi to poprawić. – Bardzo mnie cieszy. Nie jestem tu po to, żeby wygrywać, tylko się uczyć i wygrywać za kilka lat duże turnieje. Myślę, że jeśli wystarczy mi cierpliwości i będę podchodzić z takim nastawieniem, nie spalę się na początku, to stopniowo będę się wzmacniała we wszystkich aspektach gry – zakończyła.