{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Czterej pancerni i MŚ 2009. Jak ręczni tłumaczyli Tomaszowi Tłuczyńskiemu seriale Barei
10 lat temu, 21 stycznia 2009 roku, polscy piłkarze ręczni pokonali Tunezję 31:27 w swym czwartym meczu na mistrzostwach świata w Chorwacji. Bohaterem spotkania był zawodnik, któremu pozostali kadrowicze... tłumaczyć musieli kultowe polskie seriale: "Alternatywy 4" i "Czterej pancerni i pies"...
Sala tortur, burza i król. Co łączy świeczki i MŚ 2009 w Chorwacji?
Zbigniew Tłuczyński to 12. strzelec w historii polskiej piłki ręcznej. Dla kadry rzucił 527 goli. Pozycję niżej w klasyfikacji jest Tomasz Tłuczyński, autor 503 trafień. To ojciec i syn.
Korzenie mają w Kielcach, ale Tłuczyński junior piłki ręcznej uczył się w Niemczech. Jego ojciec wyjechał tam w 1986 roku, cztery lata po brązie mistrzostw świata. Ze sobą zabrał rodzinę. Tomasz miał siedem lat, młodszy Maciej – cztery. Z trybun podpatrywali, jak ich tata staje się królem strzelców i gwiazdą Bundesligi. Potem jego zagrania próbowali powtórzyć na treningach.
Zbigniew był rozgrywającym. 192 cm, postawny, silny. Przy tym zadziorny, nieustępliwy. Tomasz nie dorównał mu tylko wzrostem. Niższy o 9 cm, ale dzięki temu zwinniejszy, szybszy. – Mieliśmy takie założenie, żeby zrobić z niego walczaka, takiego naszego pitbulla – wspomina ze śmiechem Sławomir Szmal.
Tłuczyński w kadrze pojawił się późno, dopiero pod koniec 2006 roku. Miał już 27 lat. Przez kolejne siedem nie ustąpił miejsca na lewym skrzydle reprezentacji. Z marszu stał się podstawowym graczem. W Chorwacji zdobył zresztą 58 goli, był czwarty w klasyfikacji strzelców turnieju.
Decyzja Wenty o wprowadzeniu go do zespołu okazała się strzałem w dziesiątkę. Pomogli też zawodnicy, którzy z wychowanym w niemieckiej kulturze rodakiem szybko złapali wspólny język. Czasami jednak musieli... tłumaczyć mu polskie seriale.
– Z racji tego, że Tomek mieszkał w Niemczech, miał ogromny niedobór polskich filmów. Kupował więc różne kolekcje, zbierał je, a potem zabierał na kadrę – wspomina Artur Siódmiak.
Oglądali wszyscy wspólnie, ale Tłuczyński... – Nie rozumiał tego humoru. Dziwił się jak to możliwe, że ludzie stoją w kolejce do sklepu, w którym w ogóle nie ma asortymentu – opowiada Marcin Lijewski. – Albo jest ocet i musztarda – wtrąca Damian Wleklak.
– Musieliśmy mu tłumaczyć dlaczego stoi się w kolejce po papier toaletowy. "Ale przecież papier się kupuje. Dlaczego nie jest dostępny?". No nie rozumiał tego – śmieje się Siódmiak.
Zawodnicy przerobili z nim kultowe seriale: "Alternatywy 4" i "Czterej pancerni i pies". A przygody Szarika i załogi Rudego 102 towarzyszyły kadrze przez cały pobyt w Chorwacji.
Po pełnym emocji locie z Warszawy, gdy gdzieś nad Alpami Wenta krzyczał, że chce już lądować, reprezentacja musiała przejechać niecałe 200 km z Lublany do Varażdinu. W autobusie cisza jak makiem zasiał. Nikt nic nie mówi, wszyscy przeżywają jeszcze lot.
– Trzeba było rozładować atmosferę – wspomina kierownik drużyny Paweł Papaj. – Bogdan zobaczył, że Tomek ma płyty DVD z "pancernymi". Mówi: "Dawaj to! Włączamy! Nastawimy się pozytywnie!" – odgrywa trenera.
I tak "pancerni" zostali z kadrą już do końca mistrzostw. – Gdziekolwiek nie jechaliśmy – mecz, trening czy nawet z miasta do miasta – w tle leciał serial – przypomina sobie Mariusz Jurkiewicz. – Większość odcinków oglądaliśmy po dwa, trzy razy. Ale nie miało to znaczenia. W tle musieli lecieć "Czterej pancerni..." – dodaje Papaj. – A Tomek nie mógł się nadziwić: "Czemu ci Niemcy pokazani są jako tacy głupi..." – dorzuca Siódmiak.
Wspólne oglądanie filmów było jedną z rozrywek zespołu w trakcie dużych turniejów. Gdy zawodnicy zjeżdżali na zgrupowanie czy mieli przed sobą niewiele znaczące mecze towarzyskie, Wenta dawał im więcej luzu. – Można było wyjść do kina czy do pubu na mecz, można było też pogadać do późnych godzin nocnych – wspomina Wleklak.
Trener im ufał, wiedział, że pracuje z profesjonalistami i następnego dnia na treningu każdy da z siebie wszystko. Ale jak przychodziły mistrzostwa, zaczynał się reżim. Kilka dni przed turniejem Wenta zmieniał nastawienie, był spory rygor. W Chorwacji dla rozluźnienia atmosfery zespół spotykał się na hotelowym korytarzu. Ale o tym innym razem...
***
21 stycznia 2009, Varażdin, czwarty mecz na mistrzostwach. Po zwycięstwach nad Algierią i Rosją, dwa dni wcześniej Polacy przegrali z Macedonią. Był zawód, była złość i była też chęć rehabilitacji. – Zrobiliśmy sobie piekiełko, to trzeba pokazać charakter – rzucił Wleklak.
Macedoński "wjazd" na ambicję podziałał. Starcie z Tunezją kadra kontrolowała od początku i pewnie wygrała 31:27. Rywale odstawali piłkarsko, więc braki w umiejętnościach próbowali nadrobić zdolnościami bokserskimi.
Pierwszym ich celem był Marcin Lijewski. 22. sekunda gry, Issam Tej niby przypadkowo trafia "Szeryfa" kolanem w mięsień czworogłowy. Dziewięć minut później zaciśnięte dłonie Mahmouda Gharbiego lądują na szczęce Polaka. Oszczędzany nie jest też Karol Bielecki, który mecz zakończy przedwcześnie z drobnym urazem kolana.
Tunezyjczycy od startu polowali na rozgrywających, więc Polacy rozsądnie grali do koła i skrzydeł. W 16. minucie prowadzili już 10:5, a pierwsza linia miała na koncie dziewięć goli. Bartosz Jurecki trafił cztery razy, Mariusz Jurasik – dwa, a Tłuczyński – trzy.
Ten ostatni trafi później jeszcze ośmiokrotnie. Mecz zakończy z 11 trafieniami w 11 rzutach. Dwa na dwa w rzutach karnych, niezawodny w kontrataku, pewny ze skrzydła. Na koniec, na dobicie rywali, rzuci wkrętkę na głowę bramkarza.
Po spotkaniu będzie dziękował kolegom za waleczną postawę. – Cieszę się bardzo, rzadko mi się zdarza taki występ. Dziękuję jednak zespołowi, że wszyscy podjęli walkę. Wygraliśmy naprawdę trudny mecz – mówił.
Triumf nad czwartą drużyną MŚ 2005 dał Polakom awans do drugiej rundy. "Pierwsza część zadania wykonana" – zgodnie stwierdzili. Drugą miał być triumf nad Niemcami kolejnego dnia, co dałoby im nie tylko pierwsze miejsce w grupie, ale być może nawet cztery punkty w kolejnej rundzie. Do tego potrzebowali triumfu Rosjan nad Macedonią, ale ten wydawał się oczywisty.
Rosjanie jednak nie wygrali, tak jak i nie wygrali Polacy. Okazja do zemsty przyjść miała już jednak wkrótce... O tym we wtorek.
Historii wysłuchali Damian Pechman i Maciej Wojs. Spisał Maciej Wojs.
***
MŚ 2009, grupa C (21 stycznia, Varażdin):
Polska – Tunezja 31:27 (16:11)
Polska: Szmal, Malcher – Kuchczyński 1, Bielecki 4, Siódmiak, Żółtak, Wleklak 2, B. Jurecki 5, Jurasik 6, M. Jurecki, Tłuczyński 11 (2/2), Jurkiewicz, M. Lijewski 2 oraz Gliński
Karne: 2/2
Kary: 6 min. (M. Jurecki – 4 min., Bielecki – 2 min.)
Tunezja: Magaiez, Missaoui – Heduoi 6, Tej 4, Touati 3 (0/1), Hammed 4, Mahmoudi, Hadj Ahmed 1, W. Ben Amor, Bousnina 3, Gharbi, Mgannem 1, Ayed 5 (2/2) oraz M. Ben Amor
Karne: 2/3
Kary: 18 min. (Tej – 6 min., Hedoui oraz Gahrbi – po 4 min., Mgannem oraz Ayed – po 2 min.)
Czerwona kartka: Tej w 60. minucie (gradacja kar)
Sędziowali: Nenad Krstić oraz Peter Ljubić (Słowenia)
***
Pozostałe teksty o MŚ 2009 w Chorwacji:
– Koszmarny lot po... medal. Wenta krzyczał: lądujemy! Tak zaczęły się MŚ w 2009 roku
– Minister obrony narodowej. Jak Szmal zatrzymał Rosjan i... pił alkohol
– Sala tortur, burza i król. Co łączy świeczki i MŚ 2009 w Chorwacji?