Na walkę z poważnym rywalem czekał od kwietnia zeszłego roku i porażki z Danielem Jacobsem. Blisko dwanaście miesięcy po tym pojedynku "Striczu" ponownie będzie miał okazję pokazać się w USA – 15 marca w Filadelfii skrzyżuje rękawice z Gabrielem Rosado. W poniedziałek przygotowania zaczęły się na dobre.
Sulęcki wyruszył w niedzielę z Warszawy do Dzierżoniowa, gdzie trenować będzie pod okiem Piotra Wilczewskiego. Zmuszony był wybrać nowego szkoleniowca po niespodziewanej śmierci Andrzeja Gmitruka w listopadzie zeszłego roku.
– Przed nami 5-6 tygodni harówki. Ile dokładnie to zależy od tego, kiedy pojedziemy do USA. Jest opcja, by być tam wcześniej i odpowiednio się zaaklimatyzować – przyznał w rozmowie z SPORT.TVP.PL.
Panowie kilka godzin w sali mają już za sobą. Sulęcki był bowiem o krok od walki o mistrzostwo świata z Demetriusem Andrade. Wilczewski przyjechał do Warszawy w grudniu, trenował z pięściarzem w stolicy, ale do pojedynku o tytuł nie doszło.
Sulęcki takim obrotem spraw był mocno zawiedziony. W rozmowie z Hubertem Kęską z portalu sporteuro.pl nie gryzł się w język, uderzając m.in. w promotora, Andrzeja Wasilewskiego.
– Dlaczego tak jest, że Culcay, z którym wygrałem walczy eliminator? Z Derewianczenką, który tak samo jak ja walczył z Jacobsem. Przegrał i teraz od razu ma eliminator, a ja po bardzo dobrej walce boksowałem z jakimś frajerem gdzieś tam. Moim zdaniem to nie jest do końca normalne i na to trzeba przede wszystkim spojrzeć. Ja już otworzyłem oczy. Nie chcę się spinać, ale po prostu ktoś wciska mi kit i myśli, że ja w to wierzę – zauważył.
Minęło kilka dni i poznał nazwisko nowego rywala. – Do momentu ogłoszenia walki nic o niej nie wiedziałem, promotor nie pisnął ani słówka. Widocznie muszę częściej głośno wyrażać niezadowolenie, bo efekty są znakomite. A tak na serio, to już nie chcę do tego wracać. Jest znany rywal, jest znana data, teraz liczą się tylko przygotowania – przyznał w poniedziałek.
Podobnie jak przed walką z Jacobsem, tak i teraz Sulęcki wyprowadził się z domu na czas przygotowań. Wtedy jednak mieszkał w Warszawie i rodzinę miał pod ręką, teraz od najbliższych dzieli go ponad 400 kilometrów.
– Trener Wilczewski załatwił mi apartament, niczego mi nie brakuje. Kocham córkę nad życie, ale na czas przygotowań nasze kontakty trzeba ograniczyć. Równie ważny jak trening jest odpowiedni odpoczynek po nim. Nie róbmy jednak z tego jakiegoś wielkiego halo, to tylko 400 kilometrów i ledwie kilka tygodni. Co drugi weekend zamierzam być w Warszawie – zdradził.
Po błyskawicznym zwycięstwie Adama Kownackiego z Geraldem Washingtonem, Sulęcki w marcu zamierza w równie efektowny sposób rozprawić się z Rosado.
– Adam mi imponuje. Przed każdą jego walką jest wielu niedowiarków, a on wychodzi do ringu i robi swoje. Walczy bardzo efektownie, to się ludziom podoba, ludzie chcą oglądać taki boks. Poprzeczkę zawiesił mi wysoko, ale postaram się wygrać jeszcze szybciej – zakończył Sulęcki.
Następne