Zgromadziliśmy dowody na manipulowanie wynikami podczas snowboardowych mistrzostw Polski 28 lutego w Jurgowie - poinformował w środę Andrzej Walczak, mąż startującej w zawodach trzykrotnej olimpijki Jagny Marczułajtis.
W oparciu o te dowody (m.in. nagrania wideo) Walczak zrekonstruował
kontrowersyjną część rywalizacji:
- Spiker zapowiada: w pierwszej parze pierwszego przejazdu półfinałowego
wystartują Aleksandra Król i Jagna Marczułajtis. Na to krzyknął prezes
Polskiego Związku Snowboardu Marek Król: pomyłka, pomyłka, Weronika Biela ma
jechać. Po chwili pyta trenera kadry Pawła Dawidka: co jest grane? Miała być
Biela, a jest Marczułajtis. Odpowiedź: cicho, nie tak głośno.
Nerwową rozmowę między panami potwierdził jeden z zawodników Andrzej
Gąsienica-Daniel, który zasugerował żonie, aby poszła sprawdzić wydruk do
słowackiej firmy obsługującej pomiar czasu. Zamiast Jagny pobiegłem ja i
zapytałem: kto ma jechać w pierwszej parze? Odpowiedź: numer 137 (Król) i 142
(Marczułajtis). Słowak pokazuje mi wydruk z chronoprintera.
- Wybiegam z pojazdu pomiaru czasu i krzyczę: Stop! Fałszerstwo! Na te słowa
nie zareagowali ani panowie Król i Dawidek, a także sędzia główny Rajmund
Bom. Pokazuję fotkę z chronoprintera, ale zawody toczą się dalej, jedzie
kolejna para. Żona chce się upewnić i udaje się do Słowaków.
- Do pojazdu wchodzi żona. Słowacy pokazują jej wydruk z wynikami. W tym
momencie zostaje wyproszona przez pana Króla, który do środka pojazdu
zaprasza pana Dawidka i sędziego głównego Boma. Po kilku minutach spiker
informuje, że nastąpiła pomyłka, przejazd Bieli i Aleksandry Król zostaje
anulowany, a na start zaprasza Król i Marczułajtis.
- I potem wszystko przebiega fair. Żona wygrywa pierwszy przejazd z przewagą 70
setnych sekundy. W drugim, po minięciu trzeciej bramki licząc od mety - a nie
szóstej jak twierdzi Dawidek - ma wywrotkę.
- Reasumując: nie było żadnej pomyłki ze strony obsługi pomiaru czasu,
natomiast była ewidentna próba manipulacji wynikami i tej prawdy będziemy
dochodzili drogą sądową - zakończył Walczak.
Sędzia główny na pytanie czy rywalizacja przebiegała prawidłowo,
odpowiedział: - Wszystko było w porządku, zawody przeprowadzono poprawnie.
Przepraszam, ale jestem chory i ciężko mi jest mówić. Resztę, punkt po
punkcie, będziemy wyjaśniać w ministerstwie sportu.
Dlaczego sędzią głównym został członek zarządu, wiceprezes, ojciec
startującego zawodnika? Marek Król odpowiedział: - Bo to zarząd organizował
mistrzostwa, a ponieważ związek nie posiada środków, to członek ten jako
sędzia z licencją PZS wykonywał pracę społecznie. W innym przypadku nie
moglibyśmy przeprowadzić imprezy, bo zawsze jakiś zawodnik jest powiązany z
osobami organizującymi zawody.
W komunikacie przesłanym w środę przez związek napisano: "Zarząd
kategorycznie odrzuca oskarżenia pani Jagny Marczułajtis-Walczak w
przedmiocie sfałszowania wyników zawodów w dniu 28 lutego. W związku z
licznymi pomówieniami Polskiego Związku Snowboardu na forum publicznym bez
udowodnienia swoich racji w oparciu o prawomocne orzeczenie sądowe i
kształtowaniu w mediach publicznych fałszywego wizerunku Polskiego Związku
Snowboardu zarząd kieruje sprawę na drogę właściwego postępowania sądowego".