Robert Johansson to skoczek, który zyskał sympatię polskich kibiców nie tylko ze względu na sukcesy, ale także charakterystyczne wąsy. Jest jednak w Polsce miejsce, gdzie Norweg był gwiazdą jeszcze przed wejściem do światowej czołówki i zapuszczeniem bujnego zarostu.
Johansson to największa gwiazda jednej z włoskich restauracji w Gdańsku. To właśnie tam, w księdze gości można znaleźć podobiznę skoczka narciarskiego. Aby wyjaśnić skąd się wzięła, trzeba cofnąć się do 2015 roku. Cztery lata temu w marcu nad polskie morze w celach służbowych przyjechała grupa czternastu Norweżek. Jedną z nich była Helga Johansson, mama 24-letniego skoczka narciarskiego, który bez większych sukcesów rywalizował w zawodach Pucharu Świata. Podczas kolacji wspomniała kelnerowi o swoim synu.
– Pamiętam doskonale tę sytuację. Podczas rozmowy zdradziłam kelnerowi, że mam syna, który uprawia skoki narciarskie. Kiedy powiedziałam jak się nazywa, stwierdził, że słyszał o nim. Wiedział nawet, że ma urodziny następnego dnia – przyznała w rozmowie z norweskimi mediami.
Po zakończeniu posiłku Johansson wpisała się do księgi gości. Poza podziękowaniami kolację i miłą obsługę umieściła rysunek swojego syna skaczącego na nartach. Opatrzyła go podpisem: "kiedyś będzie gwiazdą, jest bardzo miłym facetem".
Już rok później Johansson osiągnął pierwszy poważny sukces. W 2016 roku podczas zajął drugie miejsce podczas zawodów w Innsbrucku, zaliczanych do klasyfikacji 65. Turnieju Czterech Skoczni. Najlepszy był dla niego sezon 2017/2018. Zdobył trzy medale igrzysk olimpijskich w Pjongczangu – złoty drużynowo i dwa brązowe w konkursach indywidualnych – wywalczył drużynowe mistrzostwo świata w lotach, a w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata był piąty.
Popularny "Wąsacz" otrzymał nawet list od kelnera pracującego w gdańskiej restauracji, który do dziś przechowuje w swoim domu. – To zabawna historia. Pamiętam kiedy mama przywiozła mi ten list z Polski. Adresat napisał w nim, że był kiedyś na konkursie skoków narciarskich i właśnie stamtąd mnie zna. Myślę, że kiedyś powinniśmy z mamą odwiedzić tę knajpę – stwierdził Johansson.
Urodzony w Lillehammer zawodnik przyznał, że to przypadkowe spotkanie pokazuje, jak ogromną popularnością cieszą się w Polsce skoki narciarskie. – Pracownicy restauracji na pewno śledzą moją karierę. To fascynujące jak szczególna historia kryje się za jednym wpisem w księdze gości. To wielka sprawa. W Polsce jest niesłychanie dużo kibiców, którzy interesują się skokami. Widać to m.in. w mediach społecznościowych, gdzie fani z polski liderują – zakończył.
Następne