Manchester United miał w Paryżu całą masę problemów oraz dwa główne atuty – swoją markę i historię. Pal licho, że mecz o ćwierćfinał bardziej przegrało Paris Saint-Germain, niż wygrali goście. Liczy się, że Liga Mistrzów dała nam kolejny, piękny wieczór. Po raz enty dowiedzieliśmy się, że futbol dzięki swojej nieprzewidywalnej stronie daje się kochać do szaleństwa i mimo wszystkich wad nowoczesnej jego odmiany, nie wynaleziono niczego lepszego.
Dowcip opowiedziany drugi raz nie śmieszy. Nawet najbardziej wciągająca historia słyszana po raz wtóry potrafi zirytować. Piłka nożna pokazuje to, co doskonale znamy, a jednak w tym przypadku kolejne potwierdzenia starych prawd sprawiają, że świat cmoka z zachwytu. Przecież to już było. Był Manchester United przetrzebiony kontuzjami, był sir Alex Ferguson i Ole Gunnar Solskjaer, choć w innych rolach. Był rywal lepszy, piłkarsko silniejszy i mający prowadzenie. I to niejeden raz. W Paryżu też dobrze znali swoją opowieść – o drużynie, która zadowala się połową wykonanej pracy. W środowy wieczór po meczu na trybunach panowała atmosfera niedowierzania. Chcieliby kibice PSG powtórki z 1995 roku, dostali po raz trzeci w ciągu pięciu lat niestrawną żabę zamiast wytrawnego szampana.
Solskjaer pokazał coś bardzo ważnego. Mimo setek milionów, mimo przerostu formy nad treścią w wielu miejscach współczesnej piłki, potrzebujesz w klubie ludzi, którzy naprawdę mają go w sercu. Dla których to zawsze będzie więcej niż praca i zadanie do wykonania. Którzy rozumieją, że musi istnieć równowaga między wysoką jakością kupionych i poświęceniem wychowanych u siebie zawodników. Może i różnica między Jose Mourinho a Ole Gunnarem Solskjaerem jako trenerami jest wielka na korzyść Portugalczyka, ale to Solskjaer wie, jak United osiągnęli słynną potrójną koronę dwadzieścia lat temu. Zespół ma ten sam, którym wcześniej dysponował Mourinho, w Paryżu wpuszczał na boisko dziewiętnastolatka z jednym występem i siedemnastolatka po raz pierwszy, a jednak to on triumfował. Mou opuścił Old Trafford w atmosferze, za którą nikt nigdy nie zatęskni, przestał się dogadywać z piłkarzami, także tymi młodymi.
Wniosków jest wiele, ale jeden powinien wybrzmieć w naszym kraju – trzeba stawiać na ludzi, dla których dany klub to wyjątkowa wartość. Na profesjonalistów, ale zarazem fanów, nie tylko pracowników. Klub piłkarski to biznes, ale wyjątkowy. Powinien ten mecz nauczyć też, że bez podstaw w postaci wysokiej jakości akademii, ta zabawa nie ma sensu. Mason Greenwood ma wyjątkowy dar. Jest obunożny i zdobył w zespołach U18 oraz U23 dwadzieścia sześć goli oraz miał dziesięć asyst w 25 meczach. Solskjaer nie wahał się wprowadzić go na boisko, gdy walczył o zwycięskiego gola. U nas często zastanawiamy się, czy zawodnik dwudziestoletni powinien wystąpić w mniej ważnym spotkaniu. Kylian Mbappe i Marcus Rashford grali pierwsze skrzypce w tym spektaklu, a ogółem United przywiozło do Francji ośmiu wychowanków i sześciu piłkarzy poniżej dwudziestych urodzin. Może dlatego setny mecz PSG w Europie był jedną z największych katastrof, a Czerwone Diabły napisały kolejny wyjątkowy rozdział historii. Możesz mieć mniej umiejętności i doświadczenia, ale wiara w sukces połączona z sumienną i konsekwentną pracą na boisku potrafi przynieść piękne owoce.