{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Pomożecie? Pomożemy!
Piotr Sobczyński /
Niemcom chodzą po głowie igrzyska w Berlinie. Najlepiej w 2036 roku, bo to – wiecie, rozumiecie – równo sto lat po poprzednich, opowiedzianych obrazem przez Leni Riefenstahl.
Ktoś chlapnął, że jeśli nie samemu, to może z Warszawą. Bo warto wytyczać nowe drogi. Słodki ciężar mistrzostw piłkarskich od dawna bywa rozkładany na dwa kraje. Igrzyska mają jedną stolicę i jednego gospodarza. Czas to zmienić, więc?
Więc może z sąsiadami. Precedens jest: Sztokholm nie ma ochoty budować toru bobslejowego, więc od roku rozmawia z łotewską Siguldą, do której – eureka! – ma jakieś 450 kilometrów. Nic, że przez morze i nic, że igrzysk (zimowych) jeszcze nie dostał.
Pomysł osi Warszawa-Berlin, choć nieopierzony – wielu zachwycił. Wzbudził dawno wygasłe prądy polskiej kandydatury. Sami nie dalibyśmy rady, ale z takim kompanem?
Proszę zauważyć, że jeśli Warszawa miałaby asystować Berlinowi, to znaczy, że ma coś, czego tam brakuje. Tor regatowy? Tu lepszy byłby Poznań. Stadion do baseballu? Raczej Kutno, w stolicy nigdy się nie wypełni. Może tor kolarski? Jest i tu, i tam, a nasz, w Pruszkowie może nie doczekać. Niewykluczone, że zachodni partner szuka chętnego, który przejmie pięciobój nowoczesny, zapasy i ciężary, które ostatkiem sił trzymają się olimpijskiego programu, a do 2036 roku mogą odpaść i zniknąć bez śladu.
Kpię – to prawda. Bardziej niż zyski z takiej spółki ciekawi mnie postać igrzysk za 17 lat. Czy będą to street games, e-games, czy może freak games? I czy w ogóle będą? Proszę więc o jedno: zamiast wydawać fortunę na analizy projektu, zbudujmy w stolicy porządną halę. Niechby olimpijską. Będzie mocnym atutem.