Kilka dni temu Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) opublikowało zasady kwalifikacji do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich, które zostaną przeprowadzone w Tokio. Awans nie będzie należał do najłatwiejszych. By wystąpić w Japonii niektórzy będą musieli osiągać wyniki na poziomie medali mistrzostw świata.
"Trudny temat. Trudno przewidzieć, jak to będzie w praktyce, ale obawiam się, że będą "ofiary". Mnie się ten system nie podoba. A jakbym dalej trenował, to byłbym przerażony. Trzeba końskiego zdrowia do łapania punktów rankingowych, a w wielu przypadkach minimum osiągalne tylko w wielkiej formie" – pisał na Twitterze Marek Plawgo, brązowy medalista mistrzostw świata z 2007 roku w biegu na 400 metrów przez płotki.
Minima w wielu konkurencjach nie odbiegają znacząco od rekordów Polski. Nie jest to dobry prognostyk dla biegaczy na 400 metrów. Najlepszy wynik w historii naszego kraju należy do Tomasza Czubaka – 44,62 s. Awans na igrzyska zapewni wynik o 0,28 sekundy wolniejszy.
Do niecodziennych sytuacji może dojść między innymi w skoku wzwyż. Tam minima ustalono na poziomie 2,33 m, co jest niemal lepszym wynikiem niż te osiągane podczas ostatnich mistrzostw świata w Londynie. Wyżej skoczył tylko Katarczyk Mutaz Essa Barshim (2,35 m).
IAAF ma jednak nowy plan na kwalifikacje do igrzysk. Uzyskanie wskaźnika ma być tylko jedną ze ścieżek awansu. Druga to specjalny ranking. Najlepsi lekkoatleci w zestawieniu także zapewnią sobie udział w najważniejszej imprezie czterolecia.
Zawodnicy będą zdobywali punkty za każdy start. Największą ich liczbą będą premiowane występy igrzyskach, mistrzostwach świata oraz finale Diamentowej Ligi. Nieco mniejsze znaczenie będą miały halowe mistrzostwa świata, Puchar Kontynentalny, pojedyncze zawody Diamentowej Ligi oraz Hammer Throw Challenge. Punktowane będą też zawody krajowe. Bardzo kosztowne może okazać się odpuszczenie sezonu w hali, co zapewne wielu chciałoby zrobić, aby lepiej przygotować się do występów na otwartym stadionie.