W historii lekkoatletyki był czas, kiedy Polacy z mistrzostw świata nie przywozili worka medali. Tak było m.in. w 2007 roku, kiedy w Osace biało-czerwoni trzykrotnie stanęli na podium. dwa razy dokonał tego Marek Plawgo, który kilka dni temu poruszył kibiców wyznaniem o chorobie.
Plawgo dwanaście lat temu sięgnął po brąz w biegu na 400 metrów przez płotki. Na tej samej pozycji finiszował razem z kolegami z reprezentacji w finale sztafety 4x400 metrów. Rekordzista Polski kilka dni temu opublikował na Twitterze długie oświadczenie, w którym wyjawił, że zmaga się z depresją.
"Przez długi czas nie miałem odwagi nazwać mojej choroby. Przecież to miało być chwilowe, miałem jak zwykle się podnosić, miałem udowadniać, że nic mnie nie położy. To, co tak solidnie budowałem przez lata, zniknęło. Wszystko, co było dla mnie wyznacznikiem własnej wartości wskazywało, że przegrałem" – zdradził
Wyznanie lekkoatlety poruszyło kibiców, dziennikarzy i sportowców. Wielu życzyło szybkiego powrotu do zdrowia oraz przesyłało symboliczne uśmiechy, o które halowy mistrz Europy z 2002 roku prosił we wpisie. Po kilku dniach podziękował za wsparcie. "Reakcja na moje oświadczenie przekroczyła moje wyobrażenie. Obiecuję, że odpiszę, oddzwonię, odpowiem. Nie wiem, czy uda się wszystkim. Uśmiecham się do Was. Wielkie, wielkie dzięki!" – napisał.
Uśmiecham się najmocniej jak potrafię 🤗🤗�🤗
— Monika Pyrek (@monikapyrek) 30 marca 2019
Jedna z trudniejszych wiadomości, jaką tu napisałem pic.twitter.com/1QevopEeiK
— Marek Plawgo (@maras400) 30 marca 2019